Pielgrzymkowa miłość
Nigdy nie wiesz gdzie znajdziesz swoją drugą połówkę. Czasem czekasz na nią latami, a ona dopada cię niespodziewanie, od pierwszego spojrzenia, małego gestu. Tak było z parami, które poznały się na pątniczym szlaku.
Kinga i Janusz
U stóp Maryi wszystko się zaczęło, nasza historia, nasza droga i nasza miłość. Jesteśmy małżeństwem ponad 27 lat, mamy czworo dzieci – Olę, Piotra, Marysię i Kubę. Co roku, w sierpniu, pakujemy plecaki, wkładamy wygodne buty i idziemy na Jasną Górę. Można powiedzieć, że całe nasze dorosłe życie i dorastanie dzieci związane jest ze szlakiem pielgrzymkowym.
Ale może od początku, poznaliśmy się na pielgrzymce ponad 30 lat temu, mąż był porządkowym, którego poczęstowałam gruszką, nawiązała się rozmowa i tak to się zaczęło. Wtedy nie przypuszczałam, że ten mężczyzna zostanie moim mężem. Kiedy doszliśmy do Częstochowy i uklękliśmy przed obrazem Matki Bożej, każde z nas w ciszy oddało jej swoje życie. I choć jeszcze nie byliśmy razem, czuliśmy, że coś się zaczęło. Pierwsza pielgrzymka zaowocowała znajomością, która się rozwijała. Z czasem pielgrzymka stała się naszym wspólnym rytmem. Zawierzyliśmy nasze narzeczeństwo Maryi, potem nasze małżeństwo i nasze rodzicielstwo.
Dziś z całą pewnością możemy powiedzieć: pielgrzymka nie tylko nas połączyła, ale ciągle nas umacnia, jest czasem łaski, ale także prawdy o sobie, o drugim człowieku. To droga, na której nie da się ukryć ani przed sobą, ani przed drugim człowiekiem, ani przed Bogiem. Podczas pielgrzymowania widzieliśmy swoje prawdziwe twarze. Mogliśmy obserwować, jak zachowujemy się nie tylko podczas wspólnie odmawianych modlitw, śpiewu czy adoracji, ale także gdy brakowało sił, nogi bolały, paliło słońce. To budowało głęboką więź i wzajemne zrozumienie. Matka Boża powoli, delikatnie otwierała nasze serca na siebie nawzajem. Pielgrzymka pokazała nam, czym jest wspólnota, uczyła otwartości i wrażliwości na drugiego człowieka, a nie skupiania się na sobie. Każdy krok, modlitwa, trudy, spotkany człowiek to „cegła”, z której Bóg buduje nasz dom.
Często wracamy myślami do tamtej pierwszej pielgrzymki i pojawia się wdzięczność, że Bóg z dwóch serc stworzył coś nowego. Pielgrzymka nie tylko zbliżyła nas do siebie, ale zbliżyła nas do Boga i to On jest fundamentem naszego małżeństwa. Dziś nie wyobrażamy sobie roku bez tej drogi. To nasze odnowienie przysięgi, nie tylko tej złożonej przy ołtarzu, ale tej codziennej: „Idę z tobą. Niosę cię, gdy nie masz sił. Modlę się za ciebie. I razem idziemy przez życie w drodze do nieba”. Pielgrzymujemy rodzinnie, by dziękować i by nasze dzieci widziały, że stawiając Boga na pierwszym miejscu mają drogowskaz, który ich poprowadzi do zbawienie i że nawet jeśli będzie to trudna droga to warto iść.
Marysia i Mateusz
Poznaliśmy się na Kaliskiej Pieszej Pielgrzymce w 2014 r., w grupie białej. Ja szłam po raz 10., mąż po raz pierwszy. Od kilku lat modliłam się o dobrego męża, ale traciłam już nadzieję. Dochodziłam do wniosku, że może jednak Bóg ma dla mnie inny plan? Może widzi mnie bardziej na misjach, które często zaprzątały mi głowę. Mąż szedł po raz pierwszy. I jak sam twierdzi pojawił się ,znikąd, ponieważ pochodzi z diecezji włocławskiej. Posługiwałam w grupie jako porządkowa i drogówka, a Mateusz szybko się zorientował, że to właśnie ja na każdym postoju szukam osoby do ciągnięcia wózka z tubą. Na postoju w Klonowej prośbę o ciągnięcie tuby skierowałam do Mateusza, który jak twierdzi, nie mógł mi odmówić.
Podczas tego odcinka rozmawialiśmy o pogodzie. Pamiętam, że zanosiło się na deszcz, ale wiedziałam, że nie będzie padać, a Mateusz twierdził, że będzie. Był tak pewny, że założył się, że jeśli nie zacznie padać do godziny 15.00, to powiezie tubę na samą Jasną Górę. Zaimponował mi odwagą, bo był to początek pielgrzymki. Nie zaczęło padać. Tubę dowiózł pod samą Jasną Górę. Widziałam że walczył ze zmęczeniem i pęcherzami. Pomimo to twierdził, że cieszył się z przegranego zakładu, bo dzięki niemu codziennie rozmawialiśmy. Dotrzymał obietnicy i jakoś go polubiłam. Po tej pielgrzymce kontakt był znikomy, a jednak Pan Bóg tak nas poprowadził, że po kilku spotkaniach na przełomie czerwca i lipca zakochaliśmy się w sobie i w następną pielgrzymkę ruszyliśmy już jako para zakochanych.
Rok później zaręczyliśmy się na Jasnej Górze. Sakrament małżeństwa przyjęliśmy 13 stycznia 2018 r. w sanktuarium Św. Józefa w Kaliszu. W kolejnych latach nasza rodzina się powiększała. Mamy trójkę dzieci: Józefa, Stefana i Helenę.
Nadal pielgrzymujemy, tyle że już rodzinnie. Możemy bez wahania powiedzieć, że pielgrzymka odmieniła nasze życie, zapoczątkowała miłość, którą rozwijamy do dziś. Wiemy jedno, nie zamienilibyśmy ani jednego dnia z naszego życia. Każdego roku dziękujemy za dar współmałżonka i za owoce naszej miłości, za nasze dzieci.
Marta i Darek
Był sierpień 2008 r., kiedy po raz pierwszy wyruszyłam na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy. Natomiast we wrześniu grupa zielona wyruszała na pielgrzymkę do Kotłowa, na którą pójść nie mogłam, ale poszedł Darek, którego jeszcze wtedy nie znałam.
Nasze drogi połączyły się na spotkaniu popielgrzymkowym organizowanym w naszej parafii konkatedralnej, to wtedy po raz pierwszy mieliśmy okazję zamienić ze sobą kilka słów. Przez kolejnych kilka miesięcy spotykaliśmy się, należąc jednocześnie i pogłębiając naszą wiarę we wspólnocie młodzieżowej parafii konkatedralnej. I tak nasza relacja rozkwitała.
Początek naszego związku to 4 maja 2009 r., miesiąc poświęcony Maryi i to ona po raz kolejny zechciała czuwać nad naszą relacją. Nie zawsze było łatwo, ale zawsze najważniejsza była dla nas wiara, fundament relacji. Przez kolejne lata wraz z grupą zieloną kroczyliśmy razem dzieląc wspólnie trudy i radości tych pięciu dni.
Nadszedł 2 maja 2011 roku, długo wyczekiwany dzień naszych zaręczyn. Zapomniałam wspomnieć o Łukaszu, bracie Darka, który jest księdzem i we wcześniejszych latach również kroczył do Maryi z grupą zieloną. To dzięki jego wsparciu i aktywnemu zaangażowaniu ten wyjątkowy dzień mógł odbyć się w Częstochowie bezpośrednio przed tronem Jasnogórskiej Mamy, którą wspólnie prosiliśmy o to, aby została opiekunką na czas naszego narzeczeństwa i aby wypraszała dla nas błogosławieństwo swojego Syna.
13 lipca 2013 r. to dzień naszego ślubu, od którego rozpoczęła się nasza wspólna droga, na której od 19 czerwca 2015 r. towarzyszy nam córka Maria Magdalena, a 19 czerwca 2018 r. druga córka Hanna Weronika. Dzięki naszym córkom i ich uczestnictwu w scholi dziecięcej, założonej przy naszej parafii, mamy możliwość poznawać cudownych Bożych ludzi, którzy wspierają nas w tym, aby nasza rodzina mogła wzrastać w wartościach chrześcijańskich, również poprzez wspólne kroczenie na pielgrzymich szlakach.
Po raz pierwszy całą rodziną na pielgrzymi szlak wyruszyliśmy w 2024 r. Droga choć niełatwa dała nam wiele sił na kolejny rok, a także rozbudziła w nas pragnienie powrotu na pielgrzymi szlak, na który wyruszymy z grupą zieloną z ostrowskiej konkatedry już 9 sierpnia.
Ania i Adam
Poznaliśmy się w liceum, w klasie maturalnej, ale widywaliśmy się już wcześniej na Mszach św. o uzdrowienie w sanktuarium św. Józefa, gdzie grałam i śpiewałam, a Adam służył jako ministrant. Wtedy tylko zerkaliśmy na siebie nieśmiało.
Od wielu lat chodziłam na pielgrzymki piesze do Częstochowy z grupą z mojej parafii św. Gotarda. I choć była to kolejna z wielu, to podczas tej właśnie pielgrzymki rozważałam wstąpienie do Ruchu Czystych Serc. Natomiast Adam wybrał się pierwszy raz, w ramach dziękczynienia za ukończenie liceum i dla niego to też był czas podjęcia poważnej decyzji.
Szliśmy w dwóch różnych grupach, ja tradycyjnie w turkusowej, a Adam w różowo-niebieskiej. Natknęliśmy się na siebie już w Częstochowie przy tzw. studzienkach. Oboje wyszliśmy z kaplicy, Adam właśnie podjął decyzję o pójściu na politechnikę, a nie do seminarium. Ja natomiast chwilę wcześniej wstąpiłam do ruchu. I tak staliśmy się pierwszymi osobami, z którymi podzieliliśmy się tymi wiadomościami. Wróciliśmy do kaplicy i trzymając się za ręce, modliliśmy się przed cudownym wizerunkiem. Do dziś mamy takie poczucie, że to był moment kiedy Matka Boża nas połączyła.
Od tego czasu nasze losy splatały się ze sobą, w drodze powrotnej nieustannie na siebie wpadaliśmy. A po dotarciu do Kalisza uściskaliśmy się serdecznie i rozjechaliśmy. Ja do Warszawy, a Adam do Poznania. Spotykaliśmy się kiedy zjeżdżaliśmy do Kalisza i mimo dzielących nas kilometrów postanowiliśmy spróbować wspólnej drogi. Przez 3,5 roku mieszkaliśmy w dwóch różnych miastach, ale scalał nas Kalisz i św. Józef, a także pielgrzymki, na które chodziliśmy co roku. I właśnie na Jasnej Górze 15 sierpnia 2009 r. wieczorem przed cudownym obrazem Adam oświadczył mi się. Po kolejnych dwóch latach w Lututowie 10 sierpnia 2011 r. w otoczeniu pielgrzymów, niesamowitej modlitwy, za którą jesteśmy do dzisiaj wdzięczni, która do dzisiaj działa i czujemy jej moc, ślubowaliśmy sobie życie z Panem Bogiem. W tym roku mija 14 lat od naszego ślubu. Mamy czwórkę dzieci tu na ziemi i dwójkę w niebie.
Ostatni raz byliśmy na pielgrzymce 10 lat temu z naszym najstarszym synem Gabrysiem, który miał wówczas niespełna rok. I teraz po 10 latach ruszamy na szlak, choć częścią rodziny, ale w Częstochowie spędzimy czas już całą rodziną. Cieszymy się z tego, że wracamy na szlak, za co dziękujemy Panu Bogu i Matce Bożej.
Wiele razy doświadczyliśmy działania Matki Bożej i opieki św. Józefa nad naszą rodziną. Dodam tylko, że staramy się każdego roku w rocznicę naszego ślubu jechać na trasę pielgrzymki do Lututowa na wieczorne czuwanie. I śmiejemy się, że po naszym ślubie tradycją stało się nabożeństwo pokutne, więc co roku jedziemy na to nabożeństwo, które pokazuje jak trudna i wymagająca jest droga małżeńska. To nabożeństwo uczy nas pokory i przywraca do pionu.
zebrała Arleta Wencwel - Plata
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!