Pięć pytań
Nigdy nie wiemy dokąd poprowadzi nas rozmowa z dziećmi na temat wiary, ale są pewne pytania, które trzeba zadać.
Pozwólcie, że na początek zapytam was, moi drodzy, jako że jesteśmy tuż po Świętach Zmartwychwstania: czy udało wam się wykorzystać te najważniejsze dni w kalendarzu liturgicznym do „poprowadzenia wody na nasz młyn”? Jak to o co chodzi? Nie udawajcie, że zapomnieliście. Naszym celem (w tym kierunku powinien pracować nasz symboliczny młyn) jest ponowne zainteresowanie wiarą dzieci, które mają przystąpić do bierzmowania, albo z różnych przyczyn nie są zbyt przychylnie nastawione do Boga i jakichkolwiek przejawów religijności! Wielkanoc była znakomitą okazją, aby skierować wodę na nasz młyn, czyli wykorzystać sytuację, aby o wierze porozmawiać, już to z okazji bycia w kościele (może akurat udało się być tam z dziećmi podczas Triduum Paschalnego) już to z okazji nie bycia (co ich ominęło). Jeśli przeżyliśmy te święta z marszu to naprawdę szkoda, bo skoro przez swoją śmierć i zmartwychwstanie Pan Jezus wybawił nas od potępienia wiecznego, to dobre przeżycie uobecnienia tych wydarzeń, mogło bardzo pomóc naszym dzieciom (a może i nam) w naprostowaniu ścieżek.
A tak na marginesie, mam takie pytanie: czy w waszej parafii celebracje kolejnych dni Triduum Paschalnego i czytania biblijne były „opatrzone” dobrym i jasnym komentarzem, który pomógł wam je lepiej zrozumieć? Pytam, ponieważ pamiętam, jak kiedyś jako kleryk uczestniczyłem w tych obchodach w pewnej katedrze, no i były tam czytane strasznie mądre komentarze, z których ja, było nie było student teologii, niewiele zrozumiałem i odniosłem wrażenie, że ich jedynym celem było po prostu... wydłużenie i tak już mocno długiej liturgii... I tu mam z kolei drugie wspomnienie, jak pewien wikariusz przyszedł do nowej parafii, w której praktykowało się Różaniec Fatimski, a ponieważ nigdy wcześniej nie miał z tym do czynienia, więc zapytał proboszcza, na czym polega to nabożeństwo i czym się różni od normalnego Różańca. Proboszcz odpowiedział, że... niczym! Tylko wszystko trzeba przedłużać jak tylko się da! No więc moi drodzy, to jest droga donikąd. Tak nic nie osiągniemy. Dołożyć coś, czego normalnie nie ma, aby pogłębić modlitwę i pomóc w jej zrozumieniu – jak najbardziej, ale przedłużać coś sztucznie, aby uzyskać efekt większego święta, czy wyższego szczebla ważności celebracji to jedna z dróg do wyprowadzenia ludzi z kościoła, a – wracając do celu naszych tutaj spotkań – dzieciom z jakichś przyczyn „znudzonym” albo zniechęconym Bogiem, a zwłaszcza Kościołem da dodatkowy argument, który poprowadzi wodę na ich młyn. A tego przecież nie chcemy.
Wróćmy zatem do rozważań. Przypomnę, że jesteśmy w tym miejscu, w którym próbujemy rozmawiać z naszymi dziećmi. Vogt pisze, że często wystarczy po prostu zadać właściwe pytania. „Pytania są w dużej mierze neutralne, a przynajmniej takie się wydają większości ludzi. Sprawiają, że nie będziesz wyglądał na kogoś prawiącego morały, niegrzecznego czy natarczywego. Zadając pytanie, nie przekazujesz swojego punktu widzenia. Pomagasz dziecku zobaczyć, że jego przekonania nie mają tak pewnego podparcia, jak mu się wydaje, co sprawi, że będzie musiało się ponownie zastanowić nad tym, dlaczego odsunęło się od Kościoła”. Pamiętajmy też, by nie mylić pytania z przepytywaniem no i należy unikać jakichkolwiek podobieństw z... przesłuchaniem. Dziecko nie jest ani winnym, ani nawet podejrzanym.
Vogt przytacza pięć ważnych pytań zaproponowanych przez Trenta Horna. Pierwszym dobrym pytaniem, jest; „Co sądzisz na temat...?” I tu może paść pytanie o Jezusa, o Mszę Świętą, o Wielkanoc... Chodzi o to, aby zrozumieć, w co dziecko tak naprawdę wierzy. „Musi wyłożyć karty na stół. To sprawi również, że twoje dziecko zastanowi się osobiście nad tą kwestią. Może nigdy nie analizowało tego, w co wierzy, a słysząc twoje pytanie, rozpozna i doprecyzuje, co uważa za prawdę”.
Stąd stosunkowo łatwo przejść do kolejnego pytania, które może brzmieć: „Dlaczego uważasz, że to co myślisz jest prawdą?” Tak naprawdę każdy człowiek ma jakieś swoje przekonania, założenia, co do których często jest absolutnie pewny i których nigdy nie poddaje żadnej analizie czy krytyce. Dość pomyśleć o naszych przekonaniach politycznych, które często uważamy za bardzo oczywiste i przemyślane (do tego stopnia, że uważamy niemal za jakichś debili ludzi, którzy mają poglądy diametralnie przeciwne), a tymczasem są one konsekwencją oglądania od lat tej samej telewizji i nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Jeśli zapytamy dziecko, dlaczego tak uważa, czasami ono samo zorientuje się, że nie bardzo ma powody, dla których uważa tak czy inaczej. „Dobrze, jeśli to sobie uświadomi, ponieważ tobie będzie łatwiej zmienić jego opinię. Jeśli jego przekonania na temat Boga czy Kościoła nie są niczym poparte i jeśli ty będziesz mógł mu pomóc to dostrzec, łatwiej będzie ci pokazać mu prawdę”.
Wtedy naturalne będzie trzecie pytanie, a mianowicie: „Jak to się stało, że zacząłeś w to wierzyć?” Odpowiedź na to pytanie jest bardzo ważna, bo uświadomi nam, co lub kto ma determinujące znaczenie dla opinii twojego dziecka. Czasami może to być starszy kolega, który mu imponuje, czasami jakieś internetowe forum dyskusyjne, albo ideologicznie wrogo nastawiony do chrześcijaństwa nauczyciel w szkole. Czasami książka albo film. Wyrwane z kontekstu wydarzenie z historii Kościoła („Kościół zabijał za prawdę, choćby Galileusza”). Jeśli poznamy źródło opinii naszego dziecka będziemy mogli pomóc mu przeanalizować je głębiej, przedstawić inną perspektywę. Pamiętajmy jednak, aby nigdy nie wyśmiewać czy lekceważyć owego źródła i nie kwitować go stwierdzeniem, że to „stek bzdur”.
Powoli nam się kończy miejsce, a mamy jeszcze dwa pytania. Pierwsze z nich brzmi: „Co masz na myśli, mówiąc...?”. Bardzo często ciężko jest rozmawiać, jeśli nie stoi się na tej samej płaszczyźnie. Ja o niebie, ty o chlebie. Ja o długości, ty o kolorach. Definiowanie terminów jest zasadniczym krokiem w każdej poważnej dyskusji. Jeden z najczęściej popełnianych błędów wiąże się z rozumieniem pojęcia „Bóg”. Jeśli twoje dziecko ma problemy z Bogiem albo już w Niego nie wierzy, zapytaj je najpierw: „Mówisz, że już nie wierzysz w Boga. A co masz na myśli, mówiąc »Bóg«? Możesz mi opisać tego Boga, w którego nie wierzysz?”.
I ostatnie pytanie, o którym warto pamiętać: „Co powiedziałbyś komuś, kto mówi że...?” Na przykład, jeśli dziecko uważa, że nie warto chodzić na Mszę św. w niedzielę, można je zapytać: „A co powiedziałbyś komuś, kto chodzi na Mszę nie tylko w niedzielę, ale codziennie i jest przekonany, że Msza jest bardzo ważna, ponieważ daje coś, czego nie można znaleźć nigdzie indziej, czyli bezpośrednie spotkanie z Bogiem?”. To pytanie nie stawia dziecka „pod ścianą”, bo nie dotyczy jego zachowania, ale pozwala mu spojrzeć na sytuację z boku. To tyle na dzisiaj.
Tekst ks. Paweł
Poprzednie artykuły o bierzmowaniu
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!