Pamięć o tych którzy tworzyli historię
Spacerując po warszawskich Powązkach chciałabym opowiedzieć Wam o życiu ludzi, którzy tworzyli historię naszej Ojczyzny. Zawsze urzekało mnie w cmentarzach to, że są one przecież nie gloryfikacją śmierci, ale świadectwem i pamiątką czyjegoś życia. W przypadku Cmentarza Powązkowskiego - życia osób wspaniałych i wybitnych, choć niedoskonałych, z których niewielka tylko część spoczywa w Alei Zasłużonych, a pozostała większość wśród dwóch i pół miliona pogrzebanych na tych 43 hektarach poświęconej ziemi.
Nie raz Cmentarz Powązkowski niestety stawał się powodem kłótni o to, czy ktoś zasługuje na Aleję Zasłużonych czy nie. Jednak my, chrześcijanie wiemy, że to miejsce na ziemi, na pokaz, nie ma znaczenia, bo Bóg sam osądzi każdego i tę samą miarę przyłoży do prezydenta państwa, co do skromnego szewca. Jak zatem wśród tych setek mniej lub bardziej zasłużonych osób wybrać te, które można Czytelnikom przypomnieć i przybliżyć? Obiektywnie to niewykonalne, dlatego będzie to wybór mój, subiektywny, bez klucza, ale uzasadniony.
Szewc żołnierzem
W moim rodzinnym mieście znajduje się ulica Kilińskiego i od wczesnego dzieciństwa zastanawiałam się, kto to mógł być. Lekcje historii przyniosły wyjaśnienie - Jan Kiliński był szewcem, który został powstańczym żołnierzem, a na dodatek urodził się w Wielkopolsce. Do Warszawy przybył w roku 1780, a osiem lat później uzyskał tytuł mistrza szewskiego. 17 (Wielki Czwartek) i 18 kwietnia 1794 roku, w czasie Insurekcji stanął na czele ludu. Kiedy dwa dni później walczący dołączyli do wojsk Kościuszki władzę przejęła Rada Zastępcza Tymczasowa, w skład której wszedł także szewc Jan. Jeszcze tego samego roku, 2 lipca Kościuszko mianował go pułkownikiem. Pojmany przez Prusaków i oddany Rosjanom znalazł się w więzieniu, jednak po jego opuszczeniu nie mógł usiedzieć w miejscu i nadal spiskował dla sprawy narodowej, za co został wywieziony w głąb Rosji. Jako szewc miał nietypowe zamiłowanie - pisał pamiętniki, a w zawodzie chyba sobie za wiele nie popracował. Jest pochowany pod kościołem św. Karola Boromeusza, jego mogiła została zniszczona podczas rozbudowy świątyni i obecnie na jej ścianie znajduje się wmurowana tablica.
Mistrz w teatrze i nie tylko
Kaliszanie doskonale wiedzą, że Wojciech Romuald Bogusławski jest patronem ich teatru, i jest również pochowany na Powązkach. Może jednak mało kto wie, że był śpiewakiem operowym, pisarzem, tłumaczem, a nawet masonem, wolnomyślicielem, choć wcześniej wychowanym przez pijarów i na dworze biskupa krakowskiego. Jako 24-letni mężczyzna został inicjowany do masonerii, w loży Świątynia Mądrości otrzymał stopień mistrza. Najważniejszy jednak był dla niego teatr, w nim grał, śpiewał, reżyserował, choćby swoich słynnych ,,Krakowiaków i Górali”, na działalność w szeregach masonerii prawdopodobnie nie miał zbyt wiele czasu. Teatrowi Narodowemu w Warszawie także szefował, choć opuścił go na rzecz scen wschodnich, dopiero na wezwanie króla Stanisława Augusta Poniatowskiego objął ponownie scenę warszawską, wystawiając sztuki patriotyczne. W 1797 roku jako pierwszy w Polsce wystawił ,,Hamleta” według własnego przekładu z niemieckiego. W 1801 roku z własnych funduszy wybudował teatr w Kaliszu i prowadził tam działalność teatralną do 1823 r. Zawsze wydawało mi się, że kaliski teatr jest obiektem ciekawym i godnym uwagi, może więc warto wiedzieć coś o jego ,,sprawcy”, tym bardziej, że wiele wniósł do historii polskiego teatru.
Prezydent z Kalisza
Również życie i działalność Stanisława Wojciechowskiego można różnie interpretować i oceniać. Dlaczego chcę o nim wspomnieć? Bo po pierwsze urodził się w Kaliszu, w 1869 roku, a po drugie, ktoś kiedyś powiedział, że my, Polacy więcej wiemy o historycznych prezydentach Stanów Zjednoczonych, niż o swoich własnych. Drugim z kolei prezydentem RP, po I wojnie światowej został wybrany właśnie Stanisław pochowany na Powązkach w Alei Zasłużonych, w rodzinnym grobowcu.
Był związany z ruchem robotniczym od młodzieńczych lat, później także z Polską Partią Socjalistyczną. Angażował się w ruch spółdzielczy i wiele pisał na ten temat, a nawet został dyrektorem Związku Towarzystw Spożywczych. Niedługo po wojnie objął ministerstwo spraw wewnętrznych. 20 grudnia 1922 roku Zgromadzenie Narodowe wybrało go na prezydenta RP. Urząd ten sprawował prawie cztery lata, aż do przewrotu majowego. Wtedy na ,,polityczną scenę” wkroczył Józef Piłsudski, z którym Wojciechowski nie mógł się dogadać i zrezygnował z urzędu, a właściwie można powiedzieć, że zmusiła go do tego sytuacja. Tym samym postanowił skończyć z aktywnością polityczną i skupił się na pracy naukowej. Czy był dobrym prezydentem? Trudno powiedzieć, mogą to ocenić historycy, do których nie należę.
Przed wysokimi schodami
Od dzieciństwa towarzyszyły mi dwa jego wiersze, choć nawet nie wiedziałam, kim jest ich autor: ,,Niebo w nocy” i ,,Chciałem już zamknąć dzień...”. Dla mnie, małego dziecka Leopold Staff był mistrzem nieograniczonej wyobraźni i razem z nim mogłam ,,chodzić” po Drodze Mlecznej i próbować ,,zamknąć dzień jak doczytaną księgę”, choć przeszkadzała w tym ,,wściekła zorza” jak ogień i orkiestra. Tak samo jak ,,Deszcz jesienny” brzmiał i szumiał kroplami wody, tak te dwa mniej znane wiersze malowały przestrzeń, światło i ciemność. Pisał aż w trzech okresach literackich, a na dodatek dokonał wielu przekładów najznakomitszych dzieł. Sam zresztą uznawany jest za poetę wybitnego.
Staff urodził się jeszcze w wieku XIX, we Lwowie i przetrwał ciężkie czasy zarówno I, jak i II wojny światowej. Działał aktywnie jako pisarz, współredaktor pisma literackiego i członek Polskiej Akademii Literatury. Zmarł w 1957 roku w Skarżysku-Kamiennej. Spoczywa w Alei Zasłużonych w mogile, na której umieszczony jest kamienny sześcian z jego imieniem i nazwiskiem, a obok skromne pióro.
Sprawiedliwa kobieta
Tak się złożyło, że ta najbardziej współczesna ,,bohaterka” Powązek jest tutaj jedyną kobietą i jako jedyna nie została pochowana w żadnym zaszczytnym miejscu, ale po prostu w kwaterze 54., znacznie oddalonej zarówno od kościoła, jak i od bramy św. Honoraty, którą weszłam na cmentarz. Śmiem jednak twierdzić, że to ona bardziej niż inni, zasłużyła się nie tylko Polsce, ale przede wszystkim ratowaniu życia ludzkiego w najtrudniejszych warunkach. Irena Stanisława Sendler urodziła się w 1910 roku. Wyrastała w klimacie patriotyzmu i szacunku dla wszystkich ras i wyznań religijnych. Na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie studiowała najpierw prawo, a potem polonistykę, na podstawie zasady Numerus clausus na końcu indeksu pieczętowano stronę lewą - dla Żydów i prawą stronę jako aryjską, Irena skreśliła ten napis w indeksie i została zawieszona na kilka lat w prawach studenta. W 1931 roku zaangażowała się w pomoc społeczną – w Sekcji Pomocy Matce i Dziecku przy Obywatelskim Komitecie Pomocy Społecznej. Zaczęła pomagać Żydom długo przed powstaniem getta warszawskiego, a jako pracownik ośrodka pomocy społecznej miała przepustkę do getta, gdzie nosiła Gwiazdę Dawida jako znak solidarności z Żydami. Współpracowała z polską organizacją pomocową działającą pod niemieckim nadzorem i organizowała przemycanie dzieci żydowskich z getta, umieszczając je w przybranych rodzinach, domach dziecka i u sióstr zakonnych w Warszawie. Uratowała ok. 2500 dzieci. Dzięki odważnej decyzji Matyldy Getter, naczelnej matki przełożonej prowincji warszawskiej Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi, która zobowiązała się przyjąć każde dziecko przemycone z getta, wiele z nich trafiło do sierocińców prowadzonych przez franciszkanki m.in. w Warszawie, Aninie, Białołęce, Chotomowie i Płudach. Irena Sendler za swoją działalność została aresztowana przez Gestapo, torturowana i skazana na śmierć. ,,Żegota” zdołała ją uratować, przekupując niemieckich strażników. W ukryciu pracowała dalej nad ocaleniem żydowskich dzieci. Po wojnie tworzyła domy sierot, powołała Ośrodek Opieki nad Matką i Dzieckiem – instytucję pomocy rodzinom bezrobotnym. W PRL prześladowała ją SB, w więzieniu straciła dziecko (urodziło się przedwcześnie i zmarło). W PRL zapomniano o niej ze względu na AK-owski rodowód. W 1965 r. została uhonorowana przez izraelski instytut Yad Vashem medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. W 1983 r. zasadziła drzewko w Lesie Sprawiedliwych Instytutu. Wiele można o niej pisać, można też obejrzeć film ,,Dzieci Ireny Sendlerowej”, dzięki któremu chciałam odwiedzić jej grób na Powązkach, gdzie została pochowana zaledwie cztery lata temu i o niej tutaj opowiedzieć.
***
Śmierć sprawiła, że dusze wszystkich, bardziej lub mniej zasłużonych, spotkały się z Panem i to On, a nie miejsce na cmentarzu, zdecyduje, kto był dobrym i służył ludziom i Ojczyźnie, a kto tylko dbał o siebie, a innym szkodził.
Tekst i foto Anika Djoniziak
Dzieje Cmentarza Powązkowskiego w Warszawie
Pierwsza wzmianka o Cmentarzu Powązkowskim pochodzi z XIV wieku, choć większość źródeł za czas jego powstania podaje XVIII wiek. Kiedyś była to wieś Powązki, zanim znalazła się w granicach stolicy. W 1790 roku na działce darowanej przez starostę Szymanowskiego powstał cmentarz, a dwa lata później katakumby według projektu architekta królewskiego Dominika Merliniego. Teren powiększano dziewiętnaście razy, ostatni raz w 1971 roku, tak, że jego obecna powierzchnia to 43 hektary. Kościół zbudowany początkowo jako skromna budowla klasycystyczna był przebudowywany dwa razy, (bo potrzeba było więcej miejsca dla wiernych przybywających na liczne pogrzeby): w latach 1847 - 1850 przez architekta Kropiwnickiego, a w latach 1890 - 1891 do stanu obecnego przez architekta Dziekońskiego, dobudowano wtedy dwie wieże, zakrystię i kopułę, dzięki czemu świątynia stała się sześć razy większa. W jej ołtarzu głównym znajduje się obraz modlącego się patrona kościoła - św. Karola Boromeusza. Podczas II wojny światowej kościół i katakumby były bombardowane i dwukrotnie niszczone, podobny los spotkał wiele zabytkowych grobowców. W czasie okupacji cmentarz był terenem działań Armii Krajowej (skład broni, wykłady wojskowe). Przez cmentarz szły transporty żywnościowe do getta. Po wojnie plagą cmentarza okazali się złodzieje. Kościół i katakumby były odbudowywane w latach 1945-1976. W 1984 roku z inicjatywy miejscowego proboszcza i rektora ks. Stefana Niedzielaka na zewnętrznej ścianie kościoła powstało miejsce pamięci z krzyżem zwane ,,Sanktuarium Pomordowanych i Poległych na Wschodzie”. W 1984 roku krzyż poświęcił Prymas Józef Glemp. Tu spoczywają żołnierze powstań narodowych od Insurekcji Kościuszkowskiej aż po Powstanie Warszawskie oraz Polacy biorący udział w Akcji Niepodległościowej (m. in. tablice z napisem ,,Gdybyśmy o nich zapomnieli, Ty Boże, zapomnij o nas”, czy ,,Nie wolno nam zmarnować tych śmierci”). W Mauzoleum spoczywają prochy ofiar obozów koncentracyjnych.
Cmentarz znajduje się pod opieką Warszawskiej Kurii Metropolitalnej. Rolę opiekuna społecznego spełnia Społeczny Komitet Opieki nad Zabytkami Starych Powązek im. Jerzego Waldorffa, a cały ich teren jest objęty ścisłą ochroną konserwatorską. Znane osoby, głównie aktorzy, co roku od kilkudziesięciu lat w Dzień Zaduszny kwestują na rzecz odnowy cmentarnych zabytków. Jedną z najgorliwszych w tej działalności była pani Danuta Szaflarska, skroma aktorka, która do końca życia zachowała duszę dziecka i rozbrajała wsszystkich/
AAD
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!