Orędzie dla św. Józefa
Słowa, które św. Józef usłyszał od anioła, mają znaczenie głębsze niż to, które zwykle w nich odkrywamy. Anioł Boży objawia się św. Józefowi po to, aby pozostał ze swoją Niepokalaną Małżonką.
W tym celu niebiański posłaniec podaje następujący argument: „Józefie, Synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w niej poczęło” (Mt 1, 20). Trudno zrozumieć, w jaki sposób te słowa mogą być dla Józefa pomocnym argumentem, aby wziąć swą Małżonkę do siebie (byli małżeństwem, ale zgodnie z praktyką żydowską przez kilka miesięcy jeszcze razem nie zamieszkali). Mogłoby nam się wydawać, że orędzie anioła powinno wprawić Józefa w jeszcze większe zakłopotanie. A jednak dla niego – poza faktem, że pragnął być posłuszny Bogu we wszystkim – to, co usłyszał, było przekonujące i umocniło go. W jaki sposób?
Odpowiedzialność za naród
Przyjrzyjmy się bliżej słowom anioła. Jego orędzie zaczyna się od stwierdzenia: „Józefie, synu Dawida”. Normalnie nikt by się nie zwrócił do Józefa w ten sposób, chyba że ktoś chciałby podkreślić jego pochodzenie. Ale to mało prawdopodobne, bo raczej możemy przypuszczać, że nikt w Nazarecie o jego królewskim pochodzeniu nie wiedział (por. Mt 13, 55;
J 1, 46). W związku z tym, gdy słowa „synu Dawida” wybrzmiewają z ust niebiańskiego posłańca, Józef w tym momencie ma przywołać nie tylko swoją królewską godność, ale również wynikającą z niej odpowiedzialność za naród.
Żydzi co prawda żyli pod obcą okupacją, ale od człowieka z rodu Dawida oczekiwałoby się czegoś więcej aniżeli od innych Izraelitów podległych Rzymianom. Były to czasy, kiedy Żydzi żywili przekonanie, że Dawidowy Mesjasz może się pojawić w każdej chwili. To przekonanie miało swoje źródło w Księdze Daniela, gdzie mowa o około 500 latach, które miały minąć od czasu wzniesienia drugiej świątyni jerozolimskiej (koniec szóstego wieku przed Chrystusem) do chwili ukazania się Mesjasza (por. Dn 9, 24). Tyle właśnie lat minęło do czasu, kiedy żył św. Józef, potomek Dawida. Dlatego też usłyszawszy słowa „Józefie, synu Dawida” w atmosferze narodowego oczekiwania na Dawidowego Mesjasza, Józef potrafił dostrzec, że od Dawidowego potomka każdy Żyd spodziewałby się postawy odpowiedzialności za naród.
To wszystko skłania nas do zastanowienia się, jak wygląda u dzisiejszego młodego człowieka poczucie odpowiedzialności za swoją ojczyznę. Odpowiedzialność wymaga wykluczenia stawiania egoistycznych korzyści osobistych nad dobro wspólnoty. Ale czy każdy rozumie, że ojczyzna to nie tylko ziemia, na której się urodziliśmy, lecz również całe jej narodowe dziedzictwo duchowe, historyczne i kulturowe? Poza tym poczucie odpowiedzialności za ojczyznę wymaga nie tylko miłości, ale również postawy wdzięczności względem przodków, bohaterów narodowych i innych osób składających ofiarę ze swego życia. Dzięki nim wolny naród może się rozwijać duchowo, moralnie i materialnie. Jednak do odpowiedzialności ojczystej potrzeba odpowiedniego wychowania. Niestety, gdy porównujemy postawę i rolę patriotycznych międzywojennych polskich wychowawców z postawą wielu ówczesnych nauczycieli w szkołach i profesorów na uczelniach wyższych, to dostrzegamy, że dzisiaj brakuje inspirującego wychowania w duchu „Bóg, honor, ojczyzna”. Zamiast tego młody człowiek – i nie tylko – jest faszerowany ideologiami ateistycznymi w genderowym opakowaniu, w duchu buntu przeciwko Bogu i wszystkiemu, co święte.
Pod tym względem możemy zrozumieć, jak słowa anioła – „Józefie, synu Dawida” – zakładają dojrzałość duchową i moralną, której dzisiaj często brakuje. Mało tego. Powyższe słowa posłańca Bożego wskazują też na związek między przywiązaniem do dziedzictwa i tradycji przodków a większą odwagą w obronie tego, co święte. Inaczej mówiąc, gdy anioł nazywa św. Józefa „synem Dawida” i łączy to określenie z wyrażeniem „nie bój się”, przypomina mu jednocześnie, że więź z dziedzictwem ojców i korzystanie z niego nie tylko wzmacnia człowieka duchowo, lecz także wzbudza w nim odwagę.
Ten fakt powinien nam być bliski ze względu na obecną sytuację w naszej ojczyźnie. Czy nie jest ciekawe, że ludzie, którzy okazują się najodważniejsi w obronie katolickich wartości i świątyń narażonych na profanacje, są osobami związanymi z tradycją? Wśród nich - jak się okazuje - jest wiele osób zaangażowanych w Nową Ewangelizację, ale nie w wydaniu protestanckim, lecz w powrocie do klasycznej formy liturgii rzymskiej. To samo zauważamy wśród obecnych najbardziej oddanych i odważnych obrońców świętości życia od poczęcia do naturalnej śmierci w Polsce i w innych krajach. Zazwyczaj są to ludzie związani z tradycją - duchową i liturgiczną.
Doświadczenie pokazuje, że im bardziej ktoś jest ortodoksyjny i tradycyjny w swoich katolickich poglądach i w sposobie oddawania czci Bogu w Jego Kościele, tym większa jest jego odwaga w wyznawaniu wiary i jej obronie w czasie prześladowań. W przeciwnym razie, im bardziej ktoś jest liberalny w swoich poglądach i w sposobie oddawania czci Bogu, tym bardziej daje się poznać jako tchórz i często się chowa, znikając z pola walki. Gdy trzeba walczyć o rzeczy święte, doznać ucisku i strapienia w obronie prawa Bożego i naturalnego, osoby liberalne przeważnie uciekają się do kompromisów i przestają walczyć. Poza tym, aby zrzucić z siebie presję krzykliwych mediów, sami szybko zaczynają prześladować tych, którzy są odważniejsi od nich.
Widzimy zatem, że wyrażenie „syn Dawida” jest nie tylko potwierdzeniem pochodzenia Małżonka Najświętszej Dziewicy. Jest to też zachęta do odpowiedzialności za naród oczekujący Dawidowego Mesjasza i do odwagi w podjęciu nowych obowiązków.
Nie bój się
W Piśmie Świętym słowa „nie bój się”, wypowiedziane przez Boga do ludzi, pojawiają się często. W tradycji żydowskiej odwaga płynąca z tych słów kojarzyła się z postacią Dawida pokonującego Goliata. Tym bardziej Józef, jako spadkobierca tej tradycji, nie mógł nie przywołać sobie tego skojarzenia, gdy usłyszał słowa „synu Dawida, nie bój się”. Poza tym słowami „nie bój się” posługuje się też Najświętsza Maryja Panna na początku niektórych objawień, jak w La Salette i Guadalupe. Pierwszy widok Matki Bożej jest niewątpliwie powodem niepokoju dla wizjonerów, ale gdy tylko wypowiada słowa „nie bój się”, osobom, do których mówi, od razu zostaje przywrócona odwaga, a nawet zaufanie. Ewidentnie, gdy te słowa są wypowiedziane przez osobę z Nieba, mają moc podobną do tej, którą posługiwał się Chrystus i do której nawiązano w słowach: „Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą” (Mk 1, 27).
Nam Pan Jezus, Matka Najświętsza, liczni święci i nasz anioł stróż również mówią: „nie bój się”. Czynią to za każdym razem, gdy bierzemy różaniec do ręki, gdy przyjmujemy Komunię Świętą, adorujemy Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, gdy czytamy żywoty świętych i staramy się naśladować ich cnoty. Podobnie jak św. Józef jesteśmy wezwani, aby stać się ludźmi, którym dzień w dzień Bóg otwiera uszy i umysł, abyśmy lepiej wchłonęli łaskę Bożą i promieniowali nią z odwagą.
Wziąć małżonkę do siebie
Jak już wiemy, zachęta anioła, aby Józef wziął swą Małżonkę do siebie, odnosi się do drugiego etapu zawarcia żydowskiego małżeństwa, kiedy żona zamieszkuje w domu męża. Dla polskiego czytelnika Pisma Świętego na tym zazwyczaj kończy się interpretacja słów „wziąć małżonkę do siebie”. Jednak w języku hebrajskim z tego samego wyrażenia moglibyśmy wydobyć dodatkowy, głębszy sens. Mianowicie słowa „wziąć małżonkę do siebie” w ojczystym języku św. Józefa mogą oznaczać „poślubić swoją małżonkę”. Brzmi to – rzecz jasna – dziwnie, bo jakże można poślubić kogoś sobie poślubionego? Jednak tu dokonujemy odkrycia: chodzi o dodatkowe zaślubiny polegające na zawierzeniu Józefa swojej Małżonce! Inaczej mówiąc, mamy tu coś podobnego do sytuacji św. Jana Apostoła, który zostaje zawierzony Matce Bożej przez ukrzyżowanego Chrystusa. Po słowach „oto Matka twoja” ów umiłowany uczeń Chrystusa zapisał w swojej Ewangelii, że „od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie” (J 19, 27).
Komentując te słowa, św. Jan Paweł II napisał, że wzięcie Najświętszej Dziewicy do siebie jest nie tylko zewnętrznym wprowadzeniem jej do swojego domu. Jest to przede wszystkim wyraz duchowego zawierzenia, czyli wprowadzenia Matki Bożej w to wszystko, co stanowi życie wewnętrzne człowieka, który się jej zawierza. Tak więc zawierzenie Józefa dokonujące się przez „przyjęcie” Niepokalanej Małżonki do siebie – jakby przez „drugie zaślubiny” – staje się zapowiedzią każdego kolejnego zawierzenia osób zawierzających się jej, aby do niej jeszcze bardziej należeć.
Przekonanie do zwierzenia
Św. Jan Paweł II rozpowszechniał ideę konieczności zawierzenia się Matce Bożej przy zakończeniu prawie każdego papieskiego orędzia. Zaznaczył to też za przyczyną obrazu Matki Bożej, który kazał wywiesić pod krzyżem w swojej watykańskiej kaplicy. Marzyłoby się, aby wszędzie, gdzie widnieje krzyż na ścianie naszego domu i urzędu, widniał też obraz Matki Bożej.
A zatem tam, gdzie mieszkamy, w każdej sali katechetycznej, szpitalnej i sądowej, w każdym refektarzu zakonnym i seminaryjnym – przy krzyżu powinno się też znajdować oblicze naszej Niepokalanej Matki. Chodzi o przypomnienie nam o konieczności zawierzenia się jej. Tego uczy nas i o tym przypomina nam św. Józef, gdy będąc już mężem Niepokalanej Dziewicy, „poślubia” ją ponownie. W ten sposób nie tylko z nią zamieszkuje, ale sprawia, że ona zamieszkuje w jego życiu, wkracza w każdy zakątek jego myśli, planów i zajęć, czyniąc go bardziej odpowiedzialnym i odważnym.
Ks. Jacek Stefański
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!