TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 15:12
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Opowieść Barabasza (1)

Opowieść Barabasza (1)

barabasz

Gdy Pietro Sarubbi usłyszał w słuchawce głos Mela Gibsona był pewien, że reżyser zamierza obsadzić go w piątej części swej kultowej „Zabójczej broni” i po to właśnie telefonuje. Aktor nie byłby taką propozycją ani trochę zdziwiony, słynął przecież z ról wszelkiej maści czarnych charakterów. Słynął do tego stopnia, że jego mały syn, nie do końca jeszcze rozumiejąc istotę aktorstwa, zapytany przez nauczycielkę, czym zajmuje się jego tatuś, odparł bez pardonu, że sprzedażą narkotyków, morderstwami na zlecenie, porywaniem niewinnych ludzi i wybijaniem im zębów. 

Pietro uwielbiał opowiadać tę historyjkę. Lubił też podkreślać, że o wiele lepiej grać w filmie negatywną postać, niż pozytywną. - Bohater pozytywny zwykle ginie już na początku – wyjaśniał dziennikarzom z intrygującym uśmiechem – a negatywny żyje prawie do ostatnich kadrów. Dzięki temu aktor, który jest czarnym charakterem ma więcej zdjęć i zarabia więcej pieniędzy! – puentował i wybuchał zaraźliwym śmiechem.

Nieznacząca postać

Pietro miał się za aktora dużego formatu. I jak każda gwiazda, kaprysił przy byle okazji. - Aktorzy to, wbrew pozorom, ludzie, którzy wcale nie czują się pewni swej wartości – mówił. – Są pełni rozmaitych lęków: o to, czy dobrze zagrają, o to, czy dostaną następne role, czy te role będą atrakcyjne, czy zarobią odpowiednią sumę pieniędzy, czy za pół roku wciąż będą sławni. Boją się i z tego strachu zachowują się, jak rozpuszczone dzieci. Ja też się tak zachowywałem. Uważałem, że wszyscy powinni kłaniać mi się w pas. Miałem pieniądze, kobiety, fanów. Żyłem w świecie ze złota. Nie rozumiałem tylko jednego: dlaczego wracając z planu filmowego do drogiego hotelu, musiałem od razu się napić?! Dlaczego czułem się tak głęboko nieszczęśliwy i samotny? Na zewnątrz byłem człowiekiem sukcesu, w środku czułem się przegrany i nieskończenie smutny - wspomina. Wróćmy jednak do telefonu, w słuchawce którego rozległ się głos Gibsona. Otóż Mel wcale nie zamierzał obsadzić Pietra w „Zabójczej broni 5”. Powiedział, że temat filmu, w którym Sarubbi miałby zagrać jest na razie tajemnicą i zapytał, czy Pietro posługiwał się kiedyś łaciną. Na scenie teatru, albo przed kamerą. - Oczywiście! – odparł Pietro jak gdyby był samym Owidiuszem. Kłamał. Był gotów powiedzieć wszystko, byleby zagrać u Gibsona. Jakiś czas później Mel wyjaśnił mu, że film, który zamierza nakręcić będzie opowiadał o Jezusie i że widzi Sarubbi’ego w roli Barabasza. Pietro osłupiał. - Jak to Barabasza, Mel?! – jęknął zawiedziony. – To epizod! Nic nieznacząca postać! Dla aktora mojego formatu ta rola jest delikatnie mówiąc za mała! 

Gibson jednak był nieprzejednany. Barabasz i koniec. - Potrzebuję tej twojej charakterystycznej wściekłości, tych płomieni gniewu w twoich oczach, tego buntu – wyliczał Mel. – Twojej postury! Ciebie! Do roli Barabasza potrzebuję właśnie ciebie!

Spojrzenie Jezusa

Przez pierwszy tydzień zdjęć zachowywałem się, jak zwykle na planie, czyli jak kretyn – wyznał Pietro na jednym ze spotkań ze swymi fanami. – W drugim tygodniu natomiast wśród nas pojawił się Jezus. To znaczy aktor, który grał Jezusa. Przy produkcjach międzynarodowych, a taką była „Pasja”, aktorzy nie zwracają się do siebie po imieniu, czy po nazwisku. Komunikują się używając imion bohaterów, których grają, bo to bardzo ułatwia pracę. I tak przy pracy nad „Pasją” ja byłem Barabaszem, Monica Bellucci Marią Magdaleną, a James Caviezel Jezusem. Mel powiedział nam, byśmy nie wychodzili ze swoich ról po zejściu z planu. Normalnie, kiedy grasz, jesteś postacią, w którą się wcielasz tylko do momentu gdy słyszysz „stop”, „cięcie”. Potem wracasz do hotelu i nie myślisz już o pracy. Gibson zachęcał nas, byśmy byli swoimi bohaterami przez całą dobę. Chodziło mu oczywiście o to, byśmy utożsamiali się z odtwarzaną postacią tak bardzo, jak tylko się da. Ta idea podobała mi się, ale nie stosowałem się do niej zbytnio. Wróćmy jednak do dnia, w którym James, czyli filmowy Jezus, pojawił się na planie. Zgodnie z zaleceniem Mela, James ani przez chwilę nie był Jamesem, był non stop Jezusem. Non stop. I kiedy nagrywaliśmy scenę z moim udziałem – a powtarzaliśmy nagranie chyba z pięćdziesiąt razy – nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że stoję przed kamerą w towarzystwie prawdziwego Chrystusa. Byłem bardzo poruszony i jednocześnie zainspirowany zaangażowaniem, z jakim James podszedł do tej roli. Gibson powiedział, że mam w ogóle nie patrzeć na Jezusa. Chyba, że poczuję, że on patrzy na mnie. Obejrzyj się tylko wtedy – podkreślił Mel – kiedy poczujesz się całkowicie ogarnięty jego spojrzeniem. W tym miejscu byłem mu całkowicie posłuszny. Kiedy schodziłem ze schodów, uwolniony już przez Piłata, poczułem, że Jezus na mnie patrzy. Spojrzałem na niego i nie mogłem oderwać wzroku od jego oczu. Nie widziałem Jamesa Caviezel’a. Widziałem Jezusa, który wcale nie patrzy na Barabasza, tylko na mnie, na Pietro Sarubbi’ego, człowieka, który nawet nie jest katolikiem. Patrzy i go kocha. Zatraciłem się w tym łagodnym spojrzeniu. Patrzyliśmy wtedy na siebie z Jamesem chyba przez minutę. W życiu taka minuta nic nie znaczy, ale w filmie to bardzo długo. Nagrywaliśmy tę scenę przez trzy dni. Potem bardzo długo wybieraliśmy najlepsze ujęcia. Na filmie widzicie, że Barabasz ogląda się trzy razy. To są ujęcia z trzech różnych dni. Ale to taka ciekawostka techniczna.

Trzeciego dnia wróciłem do hotelu z planu i nie mogłem się odnaleźć. Wiedziałem, że w moim życiu stało się coś niezwykłego, coś, po czym już nic nigdy nie będzie takie samo. Nie mogłem spać, nie mogłem zgasić światła wieczorem. Chciałem z kimś o tym porozmawiać, ale nie miałem z kim. Nie znałem nikogo, kto byłby w Kościele, kto wierzyłby w Boga, kto mógłby mnie chociaż wysłuchać. Cały czas miałem przed oczami to spojrzenie. Czułem, że Chrystus nieustannie na mnie patrzy. Patrzy z wielką miłością. Mijały tygodnie, miesiące, a ja byłem z tym sam i nie miałem pojęcia co robić - mówi aktor.

CDN

Aleksandra Polewska

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!