Ojciec Pio i zamach na włoskiego premiera
Rankiem 16 marca 1978 roku chadecki przywódca Aldo Moro jechał na zaprzysiężenie rządu Giulio Andreottiego. Nagle w wiozący go samochód uderzył fiat pełen terrorystów z Czerwonych Brygad. Przestępcy zastrzelili pięciu ochroniarzy Moro, a jego uprowadzili. Co wspólnego z tymi, okolicznościami, mógł mieć Ojciec Pio nieżyjący już od 10 lat?
Zatem przez 55 dni, począwszy od 16 marca 1978 roku, porywacze Moro domagali się wypuszczenia z więzień 13 towarzyszy w zamian za tego chadeckiego przywódcę. On sam pisał z niewoli coraz bardziej dramatyczne listy, w których błagał o ocalenie. Państwo włoskie jednak odmówiło wszelkich pertraktacji z Czerwonymi Brygadami. Rząd obawiał się, że negocjacje mogłyby doprowadzić do kolejnych porwań.
Od roku 1948 Włochami niepodzielnie władali chadecy, zaś Aldo Moro, nim w 1974 roku został premierem, pełnił w chadeckich rządach funkcje ministra sprawiedliwości, spraw zagranicznych i oświaty. Wiadomo też, że polityk ten był wielbicielem Ojca Pio i często odwiedzał zakonnika.
Paweł VI proponuje porywaczom własną wolność
Mimo tego, iż po porwaniu Moro, rząd włoski odmówił pertraktacji, były premier i głowa włoskiej chadecji nie został jednak całkiem opuszczony. Z pomocą pospieszył mu sam Paweł VI, proponując porywaczom, że odda im swoją wolność w zamian za uwolnienie polityka, skądinąd swego bliskiego przyjaciela. Ojciec Święty był również gotów zapłacić okup. Nakazał też włoskim kapelanom więziennym, by zbierali wśród więźniów informacje przydatne do uwolnienia Moro. Również z mediolańskiego Kościoła wyszła inicjatywa, by trzech biskupów oddało się w ręce Czerwonych Brygad w zamian za polityka. Tę wersję potwierdziło dwóch biskupów: Luigi Bettazzi i Alberto Ablondi, którzy byli gotowi stać się zakładnikami.
Jakim człowiekiem i jakim politykiem musiał być Aldo Moro, skoro sam papież i trzech biskupów było gotowych dobrowolnie oddać za niego własne życie? Jak ważna musiała być jego rola w kształtowaniu polityki Włoch, skoro przyszłość chadeckiego premiera pojawiła się wiele lat wcześniej w proroczych wizjach Ojca Pio?
Boże, ile krwi!
Antonio Socci, znany włoski dziennikarz, twierdzi, że udokumentowano przynajmniej dwa zdarzenia, które potwierdzają fakt, iż Ojciec Pio o wiele lat wcześniej wiedział jak dramatycznie zakończy się życie Aldo Moro. Pierwsza z tych proroczych wizji Ojca Pio miała mieć miejsce już w latach 50., czyli około 20 lat przed zamachem. Pewnego dnia Ojciec Pio zatrzymał się nagle na klasztornym korytarzu, powtarzając głośno: „Moro umiera!”. Przez resztę dnia zakonnik był bardzo wstrząśnięty, przypominając kogoś, kto stał się świadkiem jakiegoś traumatycznego zdarzenia.
Drugi epizod zdarzył się w 1963 lub 1964 roku w obecności dwóch osób. Przed Ojcem Pio leżała gazeta, w której zamieszczono zdjęcie Aldo Moro. Stygmatyk przeglądał ją spokojnie, gdy niespodziewanie, gwałtownie zasłonił dłonią oczy, mówiąc „Boże, ile krwi! Ile krwi!”. W aktach procesu beatyfikacyjnego znajduje się dokument podpisany przez Mario Frisottiego, z którego wynika, iż Ojciec Pio rzeczywiście przewidywał nieszczęśliwe fakty z życia wybitnego polityka Chrześcijańskiej Demokracji.
Wiadomo, że Aldo Moro złożył wizytę w San Giovanni Rotondo w maju 1968 roku, czyli 10 lat przed swoją tragiczną śmiercią. Istnieje nawet bardzo ciepła fotografia upamiętniająca to spotkanie. W pierwszej połowie maja 1978 roku włoskie dzienniki zamieściły inne zdjęcie. Jego publikacji powstydziłyby się dzisiaj nawet słynące z najobrzydliwszych manier brukowce, jednak wtedy, najwyraźniej tego typu obrazy w prasie były dopuszczalne. W otwartym bagażniku renault 4 widniało podziurawione kulami ciało byłego premiera Włoch Aldo Moro. Utrwalony w kadrze zmasakrowany chadecki polityk do dziś wywołuje wstrząs u wszystkich, którzy natkną się na tę fotografię w archiwach prasowych. Nic więc dziwnego, że wizja śmierci Moro, która nawiedzała od lat 50. Ojca Pio, szokowała również jego.
Cecha niezmiernie rzadka u polityków
Aldo Moro pochodził z prowincji Apulia i od młodości związany był z ruchem chrześcijańsko-demokratycznym. Był równocześnie człowiekiem głęboko wierzącym. Przez 33 lata pozostawał w związku małżeńskim z Eleonorą, był ojcem czwórki dzieci oraz bliskim przyjacielem papieża Pawła VI. Według różnych relacji biograficznych papież miał konsultować niektóre problemy dotyczące etyki życia małżeńskiego, które znalazły się w encyklice Humanae vitae ogłoszonej w 1968 roku nie tylko z teologami i biskupami, ale również Eleonorą Chiavarelli-Moro.
Liczne relacje bliskich i tych, którzy przez lata współpracowali z Moro potwierdzają, że był człowiekiem niezwykłej prawości charakteru, a przy tym – co u współczesnych przywódców bywa cechą niezmiernie rzadką! – z ogromnym szacunkiem i kulturą traktował swoich oponentów i krytyków. Nie była to taktyka polityczna lub wyraz dobrych manier dwukrotnego premiera. Większość świadków z różnych ugrupowań politycznych podkreśla w swoich wspomnieniach, że postawa ta wynikała z głębokiej wiary Moro, który w każdym człowieku widział brata, któremu nie wolno odmawiać ludzkiej godności. Premier nigdy nie opuszczał nie tylko liturgii niedzielnej, ale był widywany w kościele także w tygodniu. Odmawiał Różaniec i modlił się przed Najświętszym Sakramentem. Do historii przeszło dramatyczne wystąpienie już wówczas ciężko chorego Pawła VI, który po śmierci Moro podczas niedzielnej modlitwy Regina Coeli na Placu Świętego Piotra 14 maja 1978 roku łamiącym się głosem podzielił się bólem, że nie udało się uratować życia premiera. Papież określił wtedy zamordowanego jako: „dobrego, łagodnego, sprawiedliwego, niewinnego przyjaciela”.
Burzliwa beatyfikacja
Osobiste świadectwo życia Aldo Moro stanowiło dla Kościoła katolickiego wystarczający powód, aby rozpocząć starania o proces beatyfikacyjny. Napotkał on jednak na sporo trudności, które nie tyle związane są z osobą samego polityka, co wciąż z niejasnymi okolicznościami jego porwania i śmierci.
W 2012 roku ogłoszono go Sługą Bożym. W 2019 roku córka premiera, Maria Fida Moro, zwróciła się do papieża Franciszka z prośbą, by przerwał proces beatyfikacyjny, gdyż ten zamienił się awanturę, w której politycy i dziennikarze żerują na tragicznej śmierci jej ojca. Jakkolwiek sprawa beatyfikacji się nie zakończy, nie zmieni to pozytywnej oceny Aldo Moro jako sługi Bożego, wzoru chrześcijańskiego polityka, przywódcy, męża i ojca, po prostu zwyczajnie dobrego człowieka.
Aleksandra Polewska-Wianecka
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!