TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 21 Sierpnia 2025, 06:40
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Ofiara polskich uczonych o randze symbolu

Ofiara polskich uczonych o randze symbolu

8 lutego 1940 roku specjalnym pociągiem wróciła z Niemiec do Krakowa grupa około stu polskich uczonych, profesorów i pracowników Uniwersytetu Jagiellońskiego, którzy 6 listopada 1939 roku zostali uwięzieni w ramach tzw. „Sonderaktion Krakau” i umieszczeni w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen.

Sytuacja, w jakiej po przegranej przez Rzeczpospolitą wojnie obronnej 1939 roku znalazło się wielu polskich uczonych i twórców kultury okazała się wyjątkowa i w świecie zachodnim trudno szukać dla niej precedensów. Ci, którzy analizowali i pomagali innym zrozumieć rzeczywistość; ci, którzy wyprzedzali większość, wytyczali kierunki i standardy życia, nagle zepchnięci zostali do roli pariasów. Mało który naród doświadczył w swoich elitach takiego upokorzenia. To, co jesienią 1939 roku przydarzyło się profesorom UJ urasta do rangi symbolu duchowego uciemiężenia Polaków. Poświadcza bolesną prawidłowość, wedle której Polska w efekcie nawiedzających ją nieszczęść nie jest w stanie ochronić swoich przewodników.

Aresztowanie i wywózka

3 listopada 1939 roku dowódca krakowskiego Einsatzkommando SS Bruno Müller wezwał rektora UJ prof. Tadeusza Lehra-Spławińskiego (wybitny językoznawca) i oświadczył, że w ciągu najbliższych trzech dni wykładowcy uczelni muszą spotkać się z władzami okupacyjnymi, aby poznać „niemiecki punkt widzenia” na kwestie związane z nauką i szkolnictwem wyższym. Rektor przekazał wiadomość gronu profesorskiemu, w którym wywołała ona zrozumiałą dyskusję. Wybitnie inteligentni i uzdolnieni ludzie na ogół zdawali sobie sprawę z grożącego im niebezpieczeństwa. Nie chcieli jednak, aby ich odmowa ściągnęła niemiecki gniew na osobę rektora. Kierowani lojalnością wobec swojego przełożonego, profesorowie 6 listopada 1939 roku w południe stawili się w Collegium Novum uniwersytetu, którego gmach został w tym czasie otoczony kordonem esesmanów. Przyszło 155 pracowników naukowych UJ, w tym przedstawiciele wydziałów lekarskiego, teologicznego i rolniczo-leśnego oraz wykładowcy Wyższego Studium Handlowego, zajmujący stanowiska docentów uniwersytetu.
Müller oznajmił na wstępie zebranym, że uniwersytet w Krakowie stanowił zawsze ognisko nastrojów antyniemieckich i w takim duchu wychowywał młodzież (było to o tyle niezgodne z prawdą, że wielu pracowników UJ studiowało na uczelniach niemieckich, tam zdobywało naukowe kwalifikacje i zachowało z nimi naturalną w takich wypadkach więź). Za akt wrogi względem Rzeszy uznał próbę otwarcia uniwersytetu po zakończeniu działań zbrojnych i wznowienie zajęć dydaktycznych. Decyzja ta, podjęta bez porozumienia z władzami okupacyjnymi, miała teraz zostać ukarana. Müller nie pozostawiał zgromadzonym naukowcom żadnych wątpliwości. „Zostaniecie aresztowani i posłani do obozu (...) Odtransportowanie zaczyna się natychmiast. Sądzę, że rektor zechce pochód rozpocząć”- cynicznie podsumował esesman.
Wraz z profesorami UJ zatrzymano obradujących w innej sali 17 wykładowców Akademii Górniczej oraz 11 osób przypadkowo obecnych w obrębie uczelni bądź jej okolicach. Uczonych przewieziono następnie do więzienia na Montelupich, stamtąd do koszar w Łobzowie, więzienia karnego we Wrocławiu, a wreszcie, pod koniec listopada do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen.

Światowa akcja pomocy

Ten akt przemocy i bezprawia odbił się jednak szerokim echem i poruszył wiele środowisk w świecie. Uruchomiona została akcja niesienia pomocy, wszczęto próby wydobycia poszkodowanych z opresji. W pewnych wypadkach okazała się ona skuteczna w przeciągu zaledwie kilku dni, 14 osobom udało się opuścić areszt jeszcze przed przeniesieniem do Wrocławia. Przede wszystkim zmobilizowały się rodziny ofiar, które interweniowały w zaprzyjaźnionych z Krakowem uczelniach i potrafiły dotrzeć do wpływowych osobistości świata nauki, kultury czy nawet polityki. Prezes włoskiego związku inwalidów z czasów I wojny światowej miał udać się w sprawie Polaków do Mussoliniego. Losem intelektualistów zainteresowały się sfery dyplomatyczne. Szwedzki chargé d’affaires w Warszawie Grafström działał na rzecz historyka, prof. Władysława Konopczyńskiego, który należał do szwedzkich towarzystw naukowych. Podobnie Turcy, uratowali profesora Kowalskiego i zaprosili go zaraz do Ankary. Aktywny był rząd węgierski. Dzięki jego zabiegom więzienie we Wrocławiu opuścili prof. Jan Dąbrowski, doktor honoris causa filozofii uniwersytetu w Budapeszcie, i ożeniony z Węgierką prof. Zygmunt Sama. Żona rusycysty Stefana Konarskiego prosiła o wstawiennictwo wybitnego slawistę Maxa Vasmera. Jugosłowiański poseł w Berlinie, który przed I wojną światową studiował w Krakowie, lvo Andrić, późniejszy laureat literackiej nagrody Nobla, zajął się losem slawisty dr. Vilima Francica, zaalarmowany dramatycznym listem i prośbą zacytowaną z jego własnej noweli: „Ratuj bracie, inaczej zginąłem”.

Żniwo śmierci

Niestety, groźba ta spełniła się wobec tych, którym nie udało się pomóc lub dla których pomoc przyszła zbyt późno. W Sachsenhausen krakowscy uczeni zastali okropne warunki, w których codziennie musieli walczyć o przetrwanie. Narażeni też byli nieustannie na okrucieństwo obozowej załogi. Ludzie szanowani nie tylko w ojczyźnie, cieszący się autorytetem i uznaniem stali się nagle obiektem sadyzmu oprawców. Wielu z prześladowanych było przy tym słabego zdrowia i w podeszłym wieku. Wprawdzie próbowali sobie radzić w obozowej rzeczywistości, podtrzymując ducha przez organizowanie w koleżeńskim gronie zajęć i wykładów, jednak nie wszyscy znieśli zadawane im udręki. Jako pierwszy, w grudniu 1939 roku zmarł pracownik Akademii Górniczej Antoni Mayer, potem wybitny prawnik i bibliograf prof. Stanisław Estreicher. Dołączyli do nich historyk literatury Ignacy Chrzanowski, oceanolog Michał Siedlecki, anatom Kazimierz Kostanecki. Każdy z nich był znakomitością w swojej dziedzinie. Pomimo wysiłków meksykańskich środowisk naukowych nie udało się ocalić profesorów pochodzenia żydowskiego: Ormickiego, Metallmanna i Sternbacha. Skrajnie wycieńczonych przywieziono w lutym do Krakowa Stefana Kołaczkowskiego, Jana Nowaka i Antoniego Wilka.
W sumie życie w Sachsenhausen straciło 13 naukowców, w tym kilku o światowej renomie. Odprawienie do Krakowa pierwszej, stuosobowej grupy w lutym 1940 roku nie kończyło obozowej martyrologii polskiej elity. Niemcy „dawkowali” litość i proces zwalniania rozciągnęli na cały następny rok. Wystawiało to na ciężką próbę życie kolejnych osób. Wielu z tych, którzy przetrwali uwięzienie, po wyjściu na wolność zmarło w konsekwencji rujnujących zdrowie obozowych warunków.

Czego żałował gubernator?

Dlaczego naukowcy w ogóle zostali zwolnieni? Być może w pierwszej fazie podbojów Niemcy liczyli się z opinią światowej społeczności i pragnęli pozorować szacunek dla prawa. Później miało to dla nich mniejsze znaczenie. Wszystko, co czynili, było zawsze rozgrywane taktycznie i propagandowo. Niemniej drapieżna natura ich dyktatu dochodziła do głosu coraz mocniej. W maju 1940 roku Hans Frank żałował deportacji polskich intelektualistów, wcale nie z racji humanitarnych, lecz jak najbardziej krwiożerczych: „Nie możemy obciążać obozów koncentracyjnych Rzeszy naszymi sprawami. Mieliśmy ogromne kłopoty z krakowskimi profesorami. (...) Dlatego proszę - i to z naciskiem - nie wysyłać więcej nikogo do obozów koncentracyjnych, lecz likwidować tych osobników na miejscu”.
Nam, Polakom, wypada z wdzięcznością pamiętać o świadectwie wierności prawdzie oraz ofierze życia złożonej przez naszych uczonych. W warunkach skrajnego cierpienia, reprezentując moralną słuszność, zwycięsko wyszli z próby, która na ich rzecz zweryfikowała przyznany im kiedyś status intelektualistów oraz przynależność do moralnej i duchowej elity narodu. Krakowscy naukowcy zasłużyli dzięki temu na miano jego nauczycieli.

Tekst ks. Piotr Jaroszkiewicz

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!