O edukacji zdrowotnej, czyli diabeł tkwi w szczegółach
Przy stole w gronie przyjaciół zastanawiałem się, czym was dzisiaj uraczyć i wyszło na to, że najbardziej gorącym tematem jest edukacja zdrowotna. Musisz coś pleban, napisać! No cóż, skoro tak mnie wywołano do tablicy, to przecież nie wykręcę się stwierdzeniem, że mądrzejsi ode mnie poruszają ten temat w tym właśnie numerze. I proszę bardzo, oto moje absolutnie nieobiektywne, stronnicze i nikogo nie zobowiązujące zdanie na ten temat.
Trochę się przyjrzałem podstawie programowej i można powiedzieć, że w zamiarach jest tam sporo ciekawych i potrzebnych tematów, które ktoś z dziećmi musi poruszyć i co do tego nie ma dyskusji. Ale jest też i ten moduł edukacji dotyczącej zdrowia i bezpieczeństwa w życiu seksualnym, co do którego pewnie istnieje najwięcej obaw. Co ciekawe, pani minister edukacji stwierdziła, że tej tematyki „jest w podstawie dokładnie tyle, ile było w wychowaniu do życia w rodzinie”. Ciśnie się więc na usta pytanie: to może trzeba było po prostu pozostawić stary przedmiot, a nie wprowadzać nowy, do którego w dodatku nie ma odpowiednich nauczycieli, ponieważ łączy kompetencje z kilku innych?
I tu właśnie dochodzimy do sedna moich wątpliwości: pani minister, która forsuje nowy przedmiot nigdy nie ukrywała swoich prawdziwych intencji, preferencji i niechęci. Sposób w jaki „obeszła się” z nauczaniem religii w szkole i w jaki komentowała zachowania biskupów słusznie domagających się stosowania przyjętego prawa, pokazał to nazbyt dobitnie. Pani minister wie, że ma swoje pięć minut, jest doskonale zorientowana co znaczy „marsz przez instytucje” od lat skutecznie realizowany przez jej ideowych pobratymców w Europie. I dlatego nie jest zainteresowana ciągłością, a wręcz przeciwnie.
Sprawa jest trochę podobna do słynnej konwencji przeciw przemocy wobec kobiet. Przecież to taka piękna idea i kto byłby jej przeciwny? Ale w tej konwencji „wrzucono” różne tematy (np. aborcja jako prawo kobiety), na które wierzący katolik nie może się zgodzić i w związku z tym nie może się pod tą konwencją podpisać. Pewnie, że trzeba dzieci edukować do zdrowego trybu życia, ale czy nie można było zostawić kwestii związanych z biologią, wychowaniem fizycznym czy informatyką kompetentnym nauczycielom w ramach ich przedmiotu? Jeśli się tworzy nowy, to zapewne po to, aby tam było coś nowego i ze zwykłego zdrowego rozsądku i obserwacji pani minister edukacji, tego „nowego” w jej wykonaniu hmm, obawiam się, bo wiem jakie są jej ideowe korzenie, wiem do czego dąży, wiem jaki model człowieka i wychowania chodzi jej po głowie. I ma ona prawo, żeby jej chodziło po głowie wszystko co tylko chce, ale gdybym był rodzicem nie chciałbym, aby to co jej po głowie chodzi wprowadzała w życie na moich dzieciach. I wcale się nie dziwię, że rodzice podchodzą ostrożnie i póki co dzieci z tej edukacji wypisują.
Jeszcze raz: nie wiem jakimi treściami ostatecznie ten przedmiot się wypełni, bo przecież podstawa programowa na pewno będzie dostosowywana, ale znając panią minister, która edukację zdrowotną forsuje, zalecałbym ostrożność i raczej bym na to dziecka nie posłał. Myślę, że jak na mnie to całkiem delikatnie się wypowiedziałem, co? Natomiast pani minister edukacji, o takich jak ja raczyła się tak wyrazić: „Przeciwnicy edukacji zdrowotnej działają na rzecz pornolobby i seksualizacji dzieci. My w edukacji zdrowotnej chronimy przed seksualizacją”. Jak widzicie, pani minister się nie cyndoli i jeńców nie bierze.
Dość o tym, ale nie dość o ideowych pobratymcach pani minister, a tym razem mam na myśli tych geniuszy z tzw. „Ostatniego Pokolenia”; z jednej strony może to i dobrze, że oni są ostatnim pokoleniem, bo jak już uczynią ziemię szczęśliwszą bez swojej obecności to nie będzie następców. Ale póki co, musimy te ich ekscesy znosić i tak, ostatnio aktywistki grupy Futuro Vegetal, dokonały profanacji bazyliki Sagrada Familia w Barcelonie. Zorganizowały one w pobliżu świątyni manifestację przeciwko rządowej pomocy dla hodowców zwierząt i obrzuciły fasadę świątyni farbami w kolorach: białym, czarnym i czerwonym, wykrzykując przy tym, o związku pomiędzy rządowymi dotacjami a pożarami. Ich zdaniem to właśnie hodowcy zwierząt są odpowiedzialni za liczne pożary nawiedzające Hiszpanię a wspomagający ich rząd, bierze na siebie winę za kataklizmy. Antonio Gaudi pewnie przewraca się w grobie.
Ale my w Polsce też nie wypadliśmy sroce spod ogona i co prawda Familii Sagrady nie posiadamy, ale aktywistki jak najbardziej! Niejaka pani Nadia Tarkowska z „Ostatniego Pokolenia" w ramach protestu przeciwko tzw. kryzysowi klimatycznemu… obnażyła się przed obrazem „Rejtan” Jana Matejki na Zamku Królewskim w Warszawie. Że niby tak jak Rejtan w 1773 r. w proteście przeciwko rozbiorowi Polski rzucił się na ziemię i rozerwał swoją koszulę, tak ona zrzucając ubranka protestuje przeciw, zaraz zaraz, przeciw czemu? No tak to sama wyjaśniła: „Elity sprzedają nas tak jak kiedyś sprzedały Polskę. Ludzie giną na polskich granicach, solidarność społeczna i demokracja są w drzazgach. Ignorujemy katastrofę klimatu i narastający faszyzm. Nie mogę na to pozwolić”.
Z kolei Policja nie mogła pozwolić na striptizy w Zamku Królewskim i panią wyprowadzono.
Na koniec dwa słowa o odznaczeniach, bo my tu sobie błaznujemy, a taki Krzysztof Skiba, lider zespołu Big Cyc został właśnie nagrodzony medalem Gloria Artis decyzją Ministerstwa Kultury za „honorowy wkład w tworzenie kultury” i „wybitne zasługi w dziedzinie twórczości artystycznej”. Jak stwierdził sam Skiba „błaznowanie w Polsce to jest od lat niezwykle ważna misja społeczna”, więc ja również tutaj nie zamierzam spocząć na laurach. Ale pana Skibę też ostrzegam, że te odznaczenia to można stracić.
Bo oto czytamy w prasie, że minister w Kancelarii Prezydenta RP, pani Agnieszka Jędrzak, skierowała list do niejakiej pani Jolanty Lange w sprawie zwrotu Srebrnego Krzyża Zasługi przyznanego jej przez Aleksandra Kwaśniewskiego. Już prezydent Duda postanowił o odebraniu jej orderu w konsekwencji śledztwa Instytutu Pamięci Narodowej. Zgodnie z jego ustaleniami, pani Lange z mężem Andrzejem Gontarczykiem podjęli współpracę ze służbami PRL i inwigilowali ks. Franciszka Blachnickiego, który zmarł niedługo po spotkaniu z małżeństwem. Wyniki śledztwa wskazały, że ksiądz Blachnicki został zamordowany. Teraz kancelaria prezydenta Karola Nawrockiego domaga się od kobiety zwrotu orderu, ale pani Lange ociąga się już dobre półtora roku.
Sic transit gloria mundi.
Pleban ze wsi
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!