TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 07 Września 2025, 10:23
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Odpoczynek to nie luksus

Odpoczynek to nie luksus

Vincent van Gogh
Vincent van Gogh

Skoro sam wszechmocny Stwórca odpoczywał i nawet Jego Syn potrzebował regeneracji, dlaczego my, stworzenia wciąż jesteśmy gotowi zapracowywać się na śmierć? 

Okres wakacji dobiega końca, dlatego warto zatrzymać się przy tym pytaniu. Za chwilę wróci normalny rytm codzienności i automatycznie wskoczymy w stałą rutynę. To nie jest tak, że nadmiar pracy jest naszym wyborem lub celem. Najczęściej po prostu spada na każdego z nas ogrom obowiązków wynikających z różnych okoliczności życiowych. Nierzadko, mimo wielu obowiązków z życzliwości wobec innych, bierzemy na siebie jeszcze dodatkowe zadania. Kobiety, żony i matki, które w tygodniu pracują na etacie, weekend poświęcają na porządki, pranie, zakupy i nadrabianie wszelkich możliwych zaległości. Nie dlatego, że są źle zorganizowane. To zwykle prawdziwe tytanki, ale kiedy pracy jest za dużo, a pomocy za mało lub wcale. Do tego gonią nas terminy, mamy rachunki do zapłacenia albo kredyty do spłacania. 

A co, gdybyśmy mimo wszystko, zaczęli od 1 września traktować odpoczynek jako obowiązek, a nie jak luksus? Niemożliwe? Może kiedyś? Pomyślmy o naszym własnym sercu. Nie, nie chodzi mi tym razem o to, że trzeba o nie dbać. Bo co ciekawe serce dba o siebie każdego dnia, każdej godziny. Inaczej nie uniosłoby naszego życia. Skurcz, rozkurcz. Praca, odpoczynek. Po każdym skurczu, następuje rozkurcz i trwa tak samo długo jak skurcz. Oczywiście to zaledwie sekundy, ale w tym przypadku ważne są proporcje, nie jednostki czasu. 

Módl się, pracuj i odpoczywaj

O tym, że św. Benedykt wzywał nie tylko do pracy i modlitwy, ale także do odpoczynku, dowiedziałam się całkiem niedawno, a dowiadując się, bardzo się zdziwiłam. Jak to – odpoczywaj? Przecież ikoniczna zasada świętego brzmi: Ora et labora, czyli módl się i pracuj! Z koronnej zasady reguły św. Benedykta, jaką była oczywiście ora et labora, wyrastała dyrektywa mówiąca, iż zakonnicy będą żyli z pracy własnych rąk. Święty po napisaniu pierwszej wersji tekstu reguły, latami uzupełniał go i korygował konfrontując jego pierwotne założenia z praktyką życia swego zgromadzenia. Z czasem, w myśl wskazania, iż benedyktyni mają żyć z pracy własnych rąk, został również dopracowany przez Świętego znakomity program prowadzenia gospodarstwa klasztornego, czyli mówiąc dzisiejszym językiem zarządzania klasztorem.

Określenia „zarządzanie” używam nieprzypadkowo, bowiem jak się okazuje, zasady współczesnego zarządzania biznesowego wyrastają wprost z reguły św. Benedykta. Jak to możliwe? Z upływem wieków klasztory benedyktyńskie oraz te, które choć benedyktyńskimi nie były, funkcjonowały w oparciu o benedyktyńskie zasady, i prócz tego, iż były centrami duchowości chrześcijańskiej znane były również jako świetnie prosperujące, nierzadko wzorcowe przedsiębiorstwa. Najsłynniejszym z nich było bezsprzecznie francuskie opactwo w Cluny, które prócz tego, że było wzorcem doskonale zarządzanej, samowystarczalnej, niezwykle zamożnej zbiorowej struktury, stało się też w średniowieczu bardzo ważnym ośrodkiem myśli politycznej. Ale te owoce nie były efektami wyłącznie pracy. Ora mówi pierwszy czasownik złotej zasady św. Benedykta. I nie przypadkiem jest on pierwszy. Jeśli dzień zaczynamy od modlitwy, jeśli modlimy się w ciągu dnia, choćby prosząc Boga o błogosławieństwo w działaniu, wszystko idzie inaczej. Naprawdę. To jest pierwsza porządkująca sprawa. Jak mawiał św. Augustyn, jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko inne jest na właściwym miejscu. A jeśli nie jest, to cała reszta wcześniej czy później zamieni się w uciążliwy chaos. Także w związku z pracą. I tą zawodową i tą domową. Słowo labora stawia św. Benedykt w środku swej zasady, a na końcu dodaje „i odpoczywaj”. Na trzy polecenia – tylko jedno dotyczy pracy. 

Święty Benedykt z Nursji daleki był od zalecenia swym uczniom harowania w imię Boże ponad ludzkie siły. Zresztą sam Pan Bóg również nie ma z tym nic wspólnego. Kiedy odrzucamy lub odwlekamy w nieskończoność odpoczynek, nie tylko niszczymy zdrowie i organizm, ale degradujemy się również jako ludzie. Nie mamy czasu – a potem także siły – nie tylko dla Boga czy własnej duszy, ale też dla bliskich, dla przyjaciół, na przyjemności, a nawet na to, by usiąść i przemyśleć jak należy konkretne życiowe problemy rozwiązać. Zapominamy kim jesteśmy, dokąd dążymy. Stajemy się prawdziwymi trybikami w maszynach. A kiedy znajdziemy chwilę, by się zrelaksować możemy już tylko spać (a i tak budzimy się zmęczeni), albo leżeć bezmyślnie i skrolować facebooka, czy oglądać telewizję. 

Nowa cywilizacyjna epidemia

W Polsce mówi się jeszcze o niej w kategoriach ciekawostki medycznej, ale w rzeczywistości „ciekawostka” ta dręczy już wielu Polaków. Mowa o zespole przewlekłego zmęczenia. Aktualnie, ZPZ zbiera przerażające żniwo w USA. Zaburzenie to najogólniej rzecz ujmując objawia się nieustępującym, przewlekłym (trwającym minimum kilka miesięcy, ale często liczone jest już w latach) zmęczeniem i osłabieniem. Jest trudne do leczenia, czasami niemożliwe do całkowitego wyleczenia. W Stanach Zjednoczonych tysiące osób z powodu ZPZ przebywa na rentach chorobowych. Część z nich na tymczasowych, bo rokowania są w miarę dobre, część na dożywotnich. 

ZPZ przypomina nieco przewlekłą depresję, jednak nie towarzyszy mu poczucie bezsensu życia. Chory nie ma na nic siły, jego wyczerpanie może trwać latami i jest kompletnie niezrozumiałe dla bliskich. Jeśli pojawia się u niego przebłysk energii, bardzo szybko się ona spala. To kolejny dowód na to, że czas zmienić radykalnie myślenie o odpoczynku. 

Aleksandra Polewska – Wianecka

 

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!