TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 24 Sierpnia 2025, 13:59
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Od hieroglifów do gifów

Od hieroglifów do gifów

Zaczynaliśmy od pisma obrazkowego (mówiąc w dużym skrócie) i idąc przez kunsztowną sztukę kaligrafii, znów dochodzimy do pisma pełnego symboli i obrazków. Czy historia pisma zatoczyła koło? Co będzie dalej? 

Prawie 3,5 tysiąca lat przed narodzinami Chrystusa powstawały już tabliczki z pismem piktograficznym (proste znaki obrazkowe). Niedużo później w Egipcie zaczęto zapisywać pismo hieroglificzne (nieco bardziej rozbudowane symbole obrazkowe). Około 100-200 lat potem w krajach starożytnego Wschodu tworzy się pismo klinowe. Od około 1700 roku przed naszą erą aż do 100 roku naszej ery trwały procesy, dzięki którym pismo obrazkowe przekształciło się w pismo sylabiczne, a następnie alfabetyczne. Około IX-X wieku naszej ery święci Cyryl i Metody twarzą alfabet Słowian, zwany głagolicą. Wkrótce został on zastąpiony opartą na grece cyrylicą. 

Kunsztowne inicjały

Wraz z rozwojem języka pisanego, kształtowały się sposoby jego zapisu. W średniowieczu w klasztorach wiele czasu poświęcano na przepisywanie ksiąg. Służyło do tego skryptorium (pamiętacie może rewelacyjną książkę Umberto Eco „Imię Róży”? Jeśli nie znacie, to serdecznie polecam książkę lub w ostateczności film), którego nazwa pochodzi od łacińskiego scribere, czyli „pisać”. Była to najpierw nazwa pulpitu do pisania i czytania, a następnie całości warsztatu pisarskiego, aż w końcu dużych pomieszczeń do ręcznego przepisywania ksiąg. Zakonników zajmujących się rękopiśmiennictwem nazywano skryptorami lub skrybami. Do dziś wiele z tych ksiąg uważa się za dzieła sztuki, nie tylko ze względu na wartość historyczną, ale też estetyczną. Każda księga i każdy jej rozdział rozpoczynał duży inicjał, kunsztownie zdobiony, głównie ornamentami, ale też elementami graficznymi. Z czasem zachwycał także bogactwem kolorów. Jeśli nie zamierzacie jednak czytać książki „Imię Róży”, ani nawet zerkać do filmu, zdradzę, że atrament służący do przepisywania ksiąg ma tam do odegrania całkiem sporą rolę. 

Wracając do samego rozwoju pisma, od tamtej pory ów rozwój miał się świetnie, choć nieco zmieniały się jego formy. Aż do pokolenia urodzonego tuż przed drugą wojną światową kaligrafia, czyli sztuka pięknego pisania, była elementem szkolnej edukacji. W ogóle ręczne pisanie, mimo wynalezienia druku, wciąż miało się świetnie. Pisano różne dzienniki, pamiętniki, przed XX wiekiem każda książka posiadała rękopis, na potęgę pisano listy, które dziś często tworzą zbiory o wartości literackiej. Okolicznościowe pisanie listów i kartek świątecznych miało się dobrze jeszcze 30-40 lat temu. Co więc wydarzyło się, że już dziś niemal nikt ich nie pisze, a jeśli już, to wyłącznie w formie cyfrowej? 

Nowe możliwości, stare formy 

Na początku XXI wieku pisemną komunikację językową zrewolucjonizowały dwa wynalazki, a raczej ich upowszechnienie wiedzy w całym społeczeństwie, bo jako takie wcale nie były aż tak nowe - telefon komórkowy z możliwością pisania wiadomości tekstowych oraz internet z możliwością pisania wiadomości elektronicznych. W szczególności komunikatory internetowe, które zaczęły powstawać już przed rokiem 2000. Bardzo popularnym w Polsce komunikatorem był nasz rodzimy wynalazek, czyli Gadu-Gadu, który niestety wyszedł z użytku zanim szybki internet dotarł do wszystkich mieszkańców Polski. Niemniej ten sposób porozumiewania się, nawet prowadzenia długich rozmów na tematy egzystencjalne (piszę także z autopsji) całkowicie zmienił jakość pisanej komunikacji. Została ona drastycznie uproszczona i skrócona, a wiele jej elementów zostało zastąpionych znakami. Można jednak powiedzieć, że w pewnym sensie też język pisany został wzbogacony o znaki graficzne informujące o emocjach osób rozmawiających tzw. emotikony lub emotki. Oczywiście, niekiedy uśmiechnięta buzia zastępowała całe zdanie „Cieszę się!” a niepozorne serduszko nawet wyznanie „Kocham Cię!”, jednak wiele ikon emocji wzbogacało wcześniej beznamiętne, oficjalne konwersacje pozbawione emocji. 

Od tamtego czasu do dzisiaj pismo „obrazkowe” ciągle się rozwija. Komunikatory internetowe bogate są nie tylko w emotikony i małe znaki graficzne dotyczące chyba wszystkich dziedzin życia (zwierzęta, rośliny, jedzenie, zawody, gesty rękami, związki, flagi narodowe, sporty, pojazdy, sprzęty domowe itp.), ale też w tzw. naklejki i gify. Naklejki to graficzne, często zabawne obrazki oddające różne zajęcia i emocje, czasem ruchome. Gify (tak naprawdę to nazwa formy graficznej, ale weszła do użytku jako rodzaj reakcji czy nawet komentarza) to krótkie (sekunda lub dwie), ruchome fragmenty filmów, bajek itp. oddające nieco szerszą treść czy bardziej skomplikowaną reakcję. Współcześnie właściwie można całe rozmowy odbywać używając takiego rodzaju komunikatów graficznych, a twórcy aplikacji i komunikatorów wciąż prześcigają się w tworzeniu nowych, atrakcyjnych znaków graficznych czy animacji. 

Różne kierunki

Nie ma wątpliwości co do tego, że historia języka pisanego zatoczyła koło. Współczesne znaki graficzne często przypominają hieroglify. Czy oznacza to, że cofamy się w rozwoju? Czy zatem grozi nam całkowite zubożenie języka, którym się posługujemy? Okazuje się, że nic bardziej mylnego! Jak mówi prof. Jerzy Bralczyk, niewątpliwy autorytet w kwestiach językowych: „Języka się nie kaleczy. Kaleczy się mowę. A to co innego, bardzo często zresztą mówiąc o języku, myślimy raczej o mowie. Język jest stosunkowo abstrakcyjny, a jednocześnie trudniej poddaje się naszej obróbce. Zmiany języka, zmiany systemu gramatycznego – to są procesy długotrwałe i raczej niezależne od naszej woli. Natomiast my panujemy nad mową i tej mowie różne krzywdy możemy wyrządzać” - krzywdy, ale też możemy w kwestii języka mówionego robić dobrą robotę. Bo okazuje się, że w inną stronę idzie rozwój języka pisanego i w zupełnie inną - języka mówionego. - Mnie zachwyca ten pęd języka i kreatywność młodego pokolenia - mówi Helena Wojtysiak, nauczyciel języka polskiego w liceum. Choć wielu narzeka, że język młodzieży jest zbyt wulgarny i prostacki, coroczny plebiscyt na młodzieżowe słowo roku zupełnie temu przeczy. Plebiscyt budzi coraz większy entuzjazm, a organizowany jest co roku przez Wydawnictwo Naukowe PWN we współpracy z projektem „Słowa klucze” w ramach programu „Ojczysty – dodaj do ulubionych”. Okazuje się, że młodzi mają zdolności słowotwórcze, ale też nadają istniejącym słowom nowe znaczenia. 

Paulina Mikuła, polonistka, prezenterka telewizyjna, twórczyni kanału na YouTube i profili w mediach społecznościowych popularyzujących wiedzę o języku polskim powiedziała mi: „W korespondencji prywatnej to naturalne, że język ulega uproszczeniu, a jeśli chodzi o literaturę, to nie widzę większych zmian. Poza tym, że coraz trudniej nam w skupieniu przeczytać dłuższy tekst, ale to już kwestia pozajęzykowa”. Bo język dostosowuje się do naszego tempa życia, dlatego dziś trudno nam sobie wyobrazić, że czekamy kilka dni na list i poświęcamy kilka godzin i kilka stron papieru, by na niego odpowiedzieć. Jeżeli chodzi natomiast o formy literackie to mam takie wrażenie, że kiedyś, właśnie dzięki listom między innymi, były dostępne dla każdego. Dziś niezbyt często używane przez przeciętnego obywatela, wydają się być zarezerwowane dla wybrańców. Z drugiej strony łatwość publikacji sprawia, że dziś każdy może zostać tym wybrańcem i wydać tomik wierszy czy książkę. To, czy ktoś je kupi - to już zupełnie inna kwestia. Bo choć Polacy czytają coraz mniej (niestety), książek publikuje się coraz więcej i to coraz piękniejsze. Może to one za kilkaset lat będą świadectwem naszych czasów? Bo po naszej prywatnej korespondencji z pewnością nie zostanie żaden ślad. Może trochę szkoda… 

Tekst Anika Nawrocka
Obraz: Spanish School - Interior of a Scriptorium School of Segovia

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!