TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Lipca 2025, 18:13
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Od dziecka ulicy do dziecka Boga

Od dziecka ulicy do dziecka Boga

tim

Został porzucony przez matkę mając trzy lata. Policja oddała go w ręce agresywnego i uzależnionego ojca, który go bił. Przy życiu trzymały go trzy marzenia: że wyrzucą go z poprawczaka, że zostanie szefem bandy i że zabije ojca. Ostatnie nie spełniło się - wybaczył ojcu.

Przebył Pan daleką drogę, drogę przez piekło na ziemi. Jak to się zaczęło?
Tim Guenard: Mieszkam koło Lourdes we Francji. Kiedy byłem dzieckiem, miałem bardzo „oryginalne” życie, ale Big Boss - Pan Bóg jest Bogiem żywym i ma wielkie poczucie humoru. Źle wystartowałem. Wszyscy mówili o mnie, że będę złym człowiekiem, złym chłopakiem. Powszechnie się mówi, że dzieci bite przez rodziców w dorosłym życiu same będą biły swoje dzieci, że alkoholizm ma się w genach. Ludzie inteligentni wiedzą mnóstwo takich rzeczy, ale czasem to jest bardzo niebezpieczne, bo skreślając kogoś sprawiają, że człowiek boi się iść do przodu.  Więc jeżeli dzisiaj daję świadectwo, to po to, żeby powiedzieć wszystkim ludziom, którzy mają niełatwe życie, żeby nie słuchali tych, którzy im wmawiają, że oni będą powtarzać błędy swoich rodziców i swojej przeszłości. Jestem synem, wnukiem i prawnukiem alkoholika. Ale sam nie piję i chcę, by moje dzieci i wnuki nigdy nie mogły powiedzieć, że są potomkami alkoholika.

Pan odwrócił tę złą passę, która trwała w pańskiej rodzinie od pokoleń, choć start miał Pan bardzo ciężki. Jak wyglądało Pana dzieciństwo?
Kiedy byłem malutki, zostałem porzucony, matka przywiązała mnie do słupa przy drodze. Policja znalazła mnie i kilka dni później ojciec wziął mnie do siebie. Ojciec dużo pił, a kiedy pił przestawał być sobą, stawał się zupełnie innym człowiekiem. Kiedyś ojciec pobił mnie dużo gorzej niż zwykle. Ponieważ sąsiad doniósł, że jestem bity, po kryjomu odwiedziła mnie asystentka socjalna. Wieczorem ojciec chciał się dowiedzieć, co opowiedziałem tej pani. Po tej rozmowie obudziłem się w szpitalu. Po kilku dniach wybudziłem się ze śpiączki. W szpitalu zostałem przez następne trzy lata, właściwie nie powinienem już nigdy stanąć na nogach. Zazdrościłem dzieciom, które miały normalnych rodziców - były w szpitalu odwiedzane, przytulane, głaskane, ja nigdy tego nie doświadczyłem. Były dotykane przez rodziców z delikatnością i czułością, a ja byłem przyzwyczajony do innego dotyku, do bicia. Zazdrościłem im rzeczy normalnych. W szpitalu po raz pierwszy stałem się złodziejem. Ukradłem papierek ozdobny z prezentu - był na nim obrazek misia. Schowałem go w łazience i w nocy czołgałem się do niego, by popatrzeć na jedynego mojego przyjaciela - misia. Poruszałem tym papierkiem i miałem wrażenie, że ten miś mówi do mnie. Lekarze i pielęgniarki dziwili się, skąd we mnie tyle woli, gdy widzieli, jak uczę się chodzić. Byłem pacjentem, który nigdy się nie skarżył. Dziękuję Big Bossowi, że na nowo nauczył mnie chodzić, za to, że otworzył moje okaleczone oko.

Czy po tych trzech latach w szpitalu wrócił Pan do ojca?
Po wyjściu ze szpitala trafiłem do sierocińca. Każde dziecko dostawało trzy szanse na adopcję. Ja nie zostałem wzięty do adopcji, bo byłem bardzo brzydki i oszpecony bliznami, więc trafiłem do ośrodka, potem znalazłem się w poprawczaku, potem w kolejnych. Miałem ten „przywilej”, że byłem najmłodszym więźniem we Francji. Nie było dla mnie więzienia, więc zostałem zamknięty razem z dorosłymi. Byłem wielką gwiazdą sądownictwa. Miałem kolejne marzenie, że będę pierwszym człowiekiem we Francji, którego wyrzucą z więzienia. Ale nigdy nie chciano mnie wyrzucić, więc uciekłem. Dlatego na całym ciele mam blizny po drutach kolczastych. Marzyłem o wolności. Kiedy miałem 13 lat wylądowałem na paryskiej ulicy jako bezdomny. Zamieszkałem pod wieżą Eiffla. To była prawdziwa szkoła przetrwania. Obsesyjna chęć zemsty na ojcu nadawała sens mojemu życiu, chroniła przed samobójstwem. W tym czasie odkryłem szkołę boksu. Trenowałem wyobrażając sobie przy każdym zadawanym ciosie, że katuje swojego ojca. Dzięki temu szybko odniosłem sukces. Zostałem mistrzem Francji. To miało swoje złe strony - młodym, zdolnym bokserem zainteresował się świat przestępczy i tak zostałem szefem gangu, spełniło się jedno z moich marzeń.

Dziś mówi Pan o Bogu, uczy miłości do bliźniego, szacunku do życia. Co spowodowało tak diametralną przemianę?
Wszystko dzięki Big Bossowi. Dziękuję Mu za to, że przychodzi i gładzi wszystkie zmięte i zniszczone serca. Nieraz gnieciemy swoje ubrania, ale można zgnieść również ludzkie serce. Dziękuję Bogu, że postawił na mojej drodze takich ludzi, którzy nie niszczą i nie gniotą swojego życia.  Kiedyś dziennikarz zadał mi pytanie, jak ja po tym wszystkim mogę wierzyć w Boga? Odpowiedziałem, że ja koło Boga siedziałem. Bóg, w którego ja wierzę jest Bogiem żywym, nie jest zatwardziały. Wielu ludzi przestaje wierzyć w Boga, bo chcą Go zrozumieć. Bardzo dużo jest nawróceń w więzieniach, w szpitalach, bo tam się nie da już oszukiwać. Nie chodziłem do szkoły, ale Big Boss zrobił mi niespodziankę i zesłał nauczyciela. Postawił na mojej drodze człowieka, którego spotkałem na ławce w parku, od niego z czasem nauczyłem się czytać, z gazet wyciągniętych ze śmietnika. Nigdy nie podziękowałem panu Leonowi, bo zbyt szybko zmarł. Dzisiaj piszę książki, które są tłumaczone na wiele języków, w wielu krajach świata. I mogę powiedzieć, że pierwszym czułym gestem Big Bossa wobec mnie był właśnie pan Leon. Dla mnie on nigdy nie był kloszardem - Bóg może się ukryć za kloszardem. A drugim czułym gestem od Big Bossa byli policjanci, którzy mnie złapali, bo spoglądali na mnie życzliwiej niż sędzia. Wówczas złapałem policjanta za spodnie i chciałem z nim zostać. Znowu udało mi się uciec, więc dostałem przezwisko mały Jan Valejan od bohatera książki Hugo. Był moment, że zdecydowałem, że przeniosę się na tamten świat, wtedy coś w mojej głowie zaświtało, taka iskra i zobaczyłem pewien obraz. Był to policjant, który dwa lata wcześniej patrzył na mnie życzliwie i miło. Jeżeli dzisiaj żyję, to dzięki temu pięknemu spojrzeniu.

Marzył Pan o dobrym ojcu, o rodzinie. Dziś sam Pan jest ojcem, ma swoją rodzinę i jeszcze pomaga innym zagubionym.
Kocham moją rodzinę, mam na ziemi czworo dzieci, jednego syna u Boga i ośmioro wnuków. W moim domu przyjmuję ludzi, których społeczeństwo już nie chce. Najpierw powiedziałem Big Bossowi, że będę przyjmować tylko po kilka osób. Ale On ma poczucie humoru i nie lubi rachunków. Więc przysłał mi dwóch, czterech, pięciu, a potem całe setki. Przysyłał mi młodych ludzi, potem również starych, a teraz przysyła małe dzieci. Miałem jeden dom, ale On chciał, żebym zagospodarował drugi. Wszyscy młodzi, których przyjmuję często są zdziwieni tym, w jaki sposób na nich patrzę, że mówię im, iż jestem z nich dumny. Oni wtedy uciekają, ale wracają ze spuszczoną głową mówiąc, że kilkanaście lat czasami czekali, żeby ktoś im coś takiego powiedział. Próbują potem żyć z wyżej podniesioną głową. Jedni kibicują drużynom sportowym, a ja postanowiłem, że będę kibicem cierpiących, wszystkim ludziom, którzy cierpią będę mówił: „Ty mnie jeszcze zadziwisz, ty mi jeszcze zrobisz niespodziankę. Ufam ci.” Jeśli chcecie przeżyć wielkie miłości, przyjaźnie, jeśli chcecie osiągnąć szczęście - stańcie się kibicami, mówcie dzieciom: „kocham cię”; przyjaciołom, znajomym, że jesteście z nich dumni.

Nastąpiły wielkie zmiany, ale skąd ten bodziec, czy ktoś wyciągnął do Pana pomocną dłoń?
Dziękuje każdemu, kto dobrze mówi o drugim człowieku, bo są ludzie, którzy słuchają. Tego dnia, kiedy dowiedziałem się, że ktoś dobrze mówił o pewnym sędzi, uciekłem z więzienia, aby go odnaleźć i spotkać. Spotkałem w końcu sędzinę, która spojrzała na mnie z szacunkiem. Poprosiłem, by dała mi szansę, a ja ją wykorzystam. Sędzina zadzwoniła do znajomego mówiąc, że ma fajnego chłopaka i poprosiła, by przyuczył mnie do zawodu. Wtedy ktoś po raz pierwszy o mnie powiedział, że jestem fajnym, miłym chłopakiem. Wybrała mi zawód,  którego nie znałem, dzisiaj jestem kamieniarzem i rzeźbiarzem. Okazało się to prorocze, bo musiałem wyrzeźbić także moje życie. Trzy lata później ofiarowałem tej sędzinie mój dyplom. Biłem się dla niej jak syn, mimo że nigdy nie zwróciłem się do niej słowem: „mamo”. Tęskniłem za miłością, rodziną i dobrym życiem. A Big Boss zaczął stawiać na mojej drodze ludzi o dobrym sercu.

Zdobył Pan popularność autobiograficzną książką „Silniejszy od nienawiści”. Książkę tę czyta się jednym tchem, niczym znakomitą powieść sensacyjną. Trudno dać wiarę, że to samo życie napisało taki scenariusz.
Napisałem książkę, by ukazać światu, jak może wyglądać życie i jego przemiana. Jeśli moja książka jest tłumaczona na wiele języków, to dzięki Janowi Pawłowi II. On ją przeczytał, trzy dni później napisał do mnie, a na końcu udzielił apostolskiego błogosławieństwa. Miałem ten przywilej kilka razy się z nim spotkać. Dziecko ulicy, które spotyka najwyższy „szczyt” świata chrześcijańskiego. To niesamowite. Jan Paweł II pogładził mnie po policzku, kiedy usłyszał moje świadectwo. Takich chwil nigdy się nie zapomina. Nowego papieża Franciszka poznałem na trzy miesiące przed jego wyborem na Następcę św. Piotra. Ściągnął mnie do Argentyny, żebym poszedł się spotkać z dziećmi z dzielnicy nędzy.  

Wygląda więc na to, że Bóg wkradał się w Pana życie w ludziach?
Zawsze potrzebny jest drugi człowiek, który dostrzeże w nas dobro, potrzebujemy kibiców. W ten sposób udało mi się zmienić moje życie, dzięki bardzo wielu spotkaniom. Decydujące w moim życiu stało się spotkanie i przyjaźń z o. Thomasem Philippe, dominikaninem, przyjacielem życiowych rozbitków. Odwiedzałem go często, a on za każdym razem dawał mi przebaczenie Jezusa. Ludzie przestrzegali ojca Thomasa, że odwiedza go człowiek, który jest szefem bandy, ale jemu to nie przeszkadzało. Nigdy mnie nie porzucił. Spojrzał na mnie z większą wiarą niż ja sam. Dzięki o. Thomasowi trafiłem do wspólnoty Arka, gdzie nawiązałem kontakt z osobami niepełnosprawnymi. Przebywając wśród nich poznałem, co to jest bezwarunkowa akceptacja i miłość, poczułem się potrzebny. Nie miałem rodziny, nie miałem skąd czerpać przykładów. Dla mnie ten ksiądz był przykładem. Wtedy przyszła pora na ostatni „znak drogowy”: przebaczenie. Przebaczyłem rodzicom, zwłaszcza ojcu. Pojechałem do niego i powiedziałem, że mu przebaczam i żebyśmy zaczęli wszystko od początku. Ojciec przyjął moje przebaczenie, ale wstydził się wszystkiego, co mi zrobił i nie potrafił sobie przebaczyć. Przyniosło mi to wyzwolenie i otworzyło drogę do szczęśliwego życia.

Jednym słowem z ulicznego rozrabiaki stał się Pan dzieckiem Bożym i pomaga Pan wielu ludziom.
Kiedyś, jeśli ktoś stał przede mną, wdawałem się w bójkę. A dzisiaj zakochałem się w ludziach, zawsze interesuje się osobą, którą mam przed sobą. Kiedy kładę się spać mówię: „Boże, twój sługa idzie spać i dziękuje Ci za to, że towarzyszyłeś wszystkim moim biedom w ciągu dnia. I że te moje biedy przemieniłeś w centra nuklearne miłości. Zaopiekuj się osobami, które dziś poznałem, zatroszcz się o nie. Postaw na ich drodze dobrych ludzi”. Moje życie zmienił dzień, w którym ośmieliłem się powiedzieć: „tak”. Boże spojrzenie przemieniło moje życie. Jeśli jestem chrześcijaninem w Kościele rzymsko-katolickim to dlatego, że jestem „złodziejem”, ukradłem innym ludziom wiarę, biorąc z nich przykład, ukradłem miłość do Boga. Mój najmłodszy syn będzie księdzem, w mojej rodzinie nigdy nie było księży. To będzie pierwszy ksiądz Irokez. Big Boss ma niesamowite poczucie humoru.

Ma Pan jakieś przesłanie dla naszych Czytelników?
Jeśli kiedyś zobaczycie człowieka, który jest inny, nie mówcie o nim źle, nie przechodźcie na drugą stronę ulicy, nie bójcie się zaprosić do swojego domu. Jeśli dzisiaj mam rodzinę, to dlatego, że kiedyś kolega zaprosił mnie do swojego domu rodzinnego i wtedy zacząłem marzyć, bo nie można marzyć o czymś, czego się nie zna. Jeśli chcecie okazać czułość Bogu, przytulić się do Niego, nie bójcie się ludzi, którzy są inni. Nie bójcie się ich przytulić. A jeśli oni nie znają Boga, to przedstawiajcie ich Jemu, módlcie się za nich, a Big Boss zrobi całą resztę.
Wzrastałem mając w sobie wiele nienawiści i któregoś dnia zażądano ode mnie, żebym wyrzeźbił przebaczenie. Ukazałem je w postaci balonu, którym się lata. Powiedziałem, że przebaczenie to jak podróż balonem. Trzeba zrzucić balast. Jeśli przez całe życie będziesz dźwigał swoje cierpienia, nie wzbijesz się wyżej, nie pójdziesz dalej. A jeśli zostawisz trochę swoich cierpień, wtedy pójdziesz wyżej i dalej. Moim największym wrogiem nie było moje cierpienie, ale pamięć, która przypominała, że cierpiałem. Stajesz się jej więźniem, więźniem swojej przeszłości. Przebaczyć to nie znaczy zapomnieć, tylko umieć żyć z tym.

Z Timem Guenard rozmawiała Arleta Wencwel?

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!