Od czego jest rząd, od czego biskupi i od czego alfabet?
Pamiętacie jeszcze, jak Święty Jan Paweł II przebaczył swojemu zamachowcowi Alemu Agcy? Ja osobiście ciągle pamiętam to zdjęcie, na którym obaj siedzą na krzesłach, blisko siebie, a w tle widać kaloryfer.
Ale mniejsza o kaloryfer, chodzi mi o to, że owszem, papież przebaczył przestępcy, ale w związku z tym bynajmniej nie wyszedł on z więzienia. Bo chrześcijańskie miłosierdzie to jest jedna rzecz, a obowiązujące prawo druga. Jeśli się chce być miłosiernym to zawsze można, a w przypadku chrześcijan nawet trzeba, ale to nie znaczy, że zawieszamy działanie prawa. Wydaje mi się, że powtarzam rzeczy tak elementarne, jak budowa cepa, a tymczasem ciągle zdarzają się osoby, ba! całe grupy osób, dla których są to rzeczy niepojęte... I weź im potem idź i wytłumacz, jak działa kombajn... Już się pewnie domyśliliście, że znowu dotykam „prawd granicznych”, bo pewien znany publicysta, którego przemyśleń czasami słucham i którego książki czytam i który odnośnie spraw dotyczących konfliktu na granicy z Białorusią mówił całkiem sensowne rzeczy, obruszył się na biskupów, bo ogłosili zbiórkę ofiar na pomoc uchodźcom. Ja, jako pleban ze wsi, też się trochę obruszyłem, bo mi się ludzie buntują, że za dużo tych ekstra zbiórek (a propos, panie Rafale, to nie taca mszalna ma być na uchodźców, bo ta jest na potrzeby parafii, a dodatkowa ekstra zbiórka po Mszy Świętej, w której nie musi pan wziąć udziału), ale i im i sobie wytłumaczyłem, że zbiórki są, bo ciągle jest masa ludzi, którzy jednak mają znacznie gorzej od nas. Natomiast pan Rafał się obruszył, że jak Kościół pomoże to pojawią się kolejni uchodźcy. A ja myślę, że tak jest właśnie ok. Państwo ma bronić granic, BO PO TO ONE, CZYLI GRANICE SĄ, takie jest prawo polskie i międzynarodowe, i musi pójść jasny sygnał, że Polska jest krajem zdolnym do obrony swoich granic i obywateli. Nie ma przyzwolenia na łamanie prawa, nie ma przyzwolenia na próby zdestabilizowania sytuacji w Polsce przez smutnych panów ze Wschodu. Nawet, jeśli przymykają na to oko smutni panowie i panie z Zachodu, choć wydaje się, że już się opamiętali.
Pamiętam, jak nasz nieodżałowany nauczyciel historii w LO tłumaczył nam na czym polega doktryna otwartych drzwi: to jakbyście zostawili swoje mieszkanie niezamknięte na klucz i wyjechali, albo poszli do pracy. Jak tylko się dowiedzą, że jest otwarte, zlecą się najgorsze szumowiny i w najlepszym przypadku ktoś zrobi kupę w pokoju. Otóż Polska nie jest krajem, gdzie każdy może sobie wejść i robić, co mu się podoba. I o to mają dbać nasze władze, służby i żołnierze. A jeśli jakikolwiek człowiek potrzebuje pomocy, to każdy chrześcijanin powinien pomóc. A my im wszyscy kibicujemy, a także modlimy się za nich. Więc może wystrzegajmy się takich porównań: biskupi są lepsi od rządzących, bo chcą pomóc uchodźcom – to głos z jednej strony, albo rządzący są mądrzejsi od biskupów, bo chcą trzymać muzułmanów daleko od naszych domostw – to głos z drugiej strony. Nie dajmy się pociągnąć zbyt emocjonalnym narracjom, ale chłodno obserwujmy, co się dzieje, bo że rodzi się jakiś nowy porządek świata, to raczej nie ma wątpliwości.
Drugą część dzisiejszego felietonu miałem poświęcić na komentowanie komentarzy, które się miały pojawić w mediach liberalnych i lewicowych po Marszu Niepodległości w Warszawie. Oczyma wyobraźni już widziałem to czerwone dramatyczne tło na stronie głównej choćby gazeta.pl i krzyczące tytuły o dziesiątkach tysięcy faszystów i nazistów, którzy zdemolowali centrum Warszawy i że już czas najwyższy, żeby caryca Katarzyna, ops, przepraszam, żeby Unia Europejska, a zwłaszcza Niemcy wzięli się za nas i zrobili u nas porządek. Ponieważ mediów relacjonujących na żywo nie śledzę, więc nie wiedziałam jak ten Marsz wyglądał i z wypiekami na twarzy szukałem wiadomości dzień później. I co? I pstro! Żadnego czerwonego tła, na stronie głównej jakieś pierdoły, ani słowa o Marszu w Warszawie, dopiero gdzieś daleko na dole wzmianka, że faszyści tym razem pojawili się w Kaliszu i popisali się antysemityzmem, a właściwie rzekłbym debilizmem, ale zostawmy Kalisz. Bo to Warszawa miała być miejscem armagedonu. Ale nie była. Niemal 150 000 ludzi kochających Polskę przemaszerowało pokojowo, więc media liberale nie miały o czym pisać. Pewnie im było smutno, bo znowu rzeczywistość nie chciała się dostosować do ich przekonań. Smuteczek. A ja nie mam co komentować w tym temacie. Uśmieszek!
W ten sposób mogę napisać kilka słów o rebrandingu firmy pana Zuckerberga. Od jakiegoś czasu ptaszki ćwierkały, że cały wielki fejsbukowy koncern zmieni nazwę. I wreszcie ta nowa nazwa się pojawiła. Meta. Tak się teraz nazywa firma pana Zuckerberga, a Facebook jest tylko jedną z podległych mu spółek. Ponoć chodzi o to, aby koncern kojarzył się teraz z metaversum, czyli nowym projektem internetu połączonego z wirtualną rzeczywistością. Nie wiem jak w innych częściach świata, ale w Polsce słowo meta, poza skojarzeniem sportowym (a więc z końcem – co dałby Bóg. Amen), jednoznacznie kojarzy się z rzeczywistością zwaną też meliną. A więc miejscem, gdzie można było kupić nielegalnie alkohol, kiedy jeszcze państwo się krygowało ze sprzedawaniem go o każdej porze dnia i nocy w każdym możliwym punkcie handlowym. Alkohol tam był różnej jakości, a i przekręcić się można było po jego spożyciu. Myślę, że to bardzo dobre skojarzenie. I mam też nadzieję, że mety powinno się unikać, kiedy ma się do dyspozycji w legalnej sprzedaży dobry produkt. Nie powinno się iść w wirtualną rzeczywistość, kiedy pod nosem mamy tę prawdziwą.
Niestety, takie skojarzenia z metą mamy pewnie tylko w Polsce i to tylko ci, z których peselu da się wyczytać datę urodzenia. Ci młodzi już na pewno nie. No i obawiam się, że te cwaniaczki kombinują znacznie głębiej. Bo na przykład meta-fizyka to przecież filozofia pierwsza, czy jak ją nazwał Arystoteles, „wiedza boska”, do której odwołują się wszystkie nauki szczegółowe. Coś pierwszego, co porządkuje wszystko, co następuje później. Te cwaniaczki właśnie tego pragną. Co ciekawe, cwaniaczki od Googla też powołały i to jeszcze przed Zuckerbergiem nowy konglomerat, który teraz zarządza wszystkimi ich produktami, a nazywa się Alphabet. I tu również wydaje się, że myśl jest ta sama. Damy ci wszystkie elementy, z których ułożysz sobie swój świat. Naprawdę lepiej by chyba było pozostać w dzisiejszym świecie analfabetą. I koniecznie bez dostępu do prądu. A przynajmniej do internetu.
Pleban ze wsi
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!