Obok ciebie na ostatnim etapie życia
O śmierci, żałobie i towarzyszeniu bliskim na ostatnim etapie ich życia w rozmowie z Anją Franczak - założycielką Instytutu Dobrej Śmierci, która od lat edukuje i wspiera w procesie radzenia sobie z odejściem drugiej osoby oraz pomaga przygotować się na ten trudny czas.
Zbliżające się wspomnienie wszystkich zmarłych, jak i Pani wizyta na zaproszenie Fundacji Mocni Miłoscią 9 listopada, stały się pretekstem do przeprowadzenia rozmowy o tym, jak radzić sobie ze śmiercią drugiej osoby i żałobą po niej. A wszystko w kontekście instytutu, którego jest Pani założycielką. Co to za instytut i czemu służy.
Anja Franczak: Instytut Dobrej Śmierci to przestrzeń dialogu i edukacji o umieraniu, śmierci i żałobie. Został założony prawie pięć lat temu i celem tej inicjatywy jest przede wszystkim to, by podnieść poziom edukacji na temat końca życia. Kolektyw Instytutu Dobrej Śmierci zrzesza ekspertki i ekspertów z różnych dziedzin, którzy patrzą na temat śmierci przez pryzmat swojej pracy zawodowej, naukowej lub artystycznej. W ramach spotkań i różnych warsztatów dzielimy się swoją wiedzą i doświadczeniem. Przekazujemy np. informacje o opiece paliatywnej, o tym jak wygląda proces umierania, jak można towarzyszyć swoim bliskim, kiedy ten czas nadchodzi, jakie się w tym czasie pojawiają objawy i jak należy na nie zareagować. Chcemy, by ludzie mieli więcej odwagi, by trwać w bliskiej relacji również na tym etapie życia. Większość ludzi myśli, że powinno się to odbywać w szpitalu albo hospicjum. Kilka lat temu była przeprowadzana przez hospicjum w Pucku publiczna ankieta na temat tego, gdzie Polacy chcieliby umrzeć i badania pokazały, że większość chciałaby ten etap swojego życia przejść w domu. Jednak rzeczywistość wygląda inaczej, bo większość ludzi umiera w instytucjach. To pokazuje przepaść między życzeniem a rzeczywistością, która jest często spowodowana lękiem i niską wiedzą, a także brakiem przygotowania. I to właśnie w naszym instytucie chcemy zmieniać. Prowadzimy szkolenia zarówno dla rodzin, ale też i dla personelu medycznego, by w tym temacie mogli nauczyć się większej empatii, by traktować ten czas nie tylko jako proces fizjologiczny na poziomie ciał, ale by traktować całość jako proces holistyczny, który ma też miejsce na poziomie emocji, relacji i duchowości.
Z własnego doświadczenia powiem tak, byłam przy mamie w czasie jej umierania w domu, a także przy innej bliskiej osobie, która umierała w szpitalu. Były to dwa różne doświadczenia, przy pierwszym byłam z tym sama, a w drugim przypadku miałam pod ręką personel szpitalny. Jednak oba nie były łatwe pod wieloma względami.
Oczywiście w takich sytuacjach mogą być różne warunki i nie chodzi o to, że szpital ogólnie jest złym miejscem, bo przecież są sytuacje, że osoba umierająca potrzebuje intensywnej opieki i nie może przebywać w domu, choćby tego pragnęła. Natomiast ważne jest, z czym w danym momencie spotykamy się w szpitalach, bo słuchając historii wielu ludzi dowiadujemy się, że ludzie trafiają na różne choćby zachowania lekarzy czy pielęgniarek. Jedni mówią, że trafili na bardzo dobrych, życzliwych i pomocnych, ale są także historie, w których ktoś został potraktowany surowo, czy przedmiotowo. I chodzi generalnie o to, by poprawić warunki osób umierających i ich bliskich. Patrząc na treści, jakie w trakcie klasycznej edukacji personelu medycznego się pojawiają, są to zazwyczaj tematy czysto cielesne, leczenie ciała. Natomiast często brakuje edukacji o tym, jak prowadzić rozmowy, jak przekazać trudne informacje, jak wesprzeć kogoś w tak dużym wyzwaniu emocjonalnym. Często lekarze i lekarki czują się przerażeni, bo brakuje im narzędzi czy spokojnej postawy w tym obszarze. I właśnie w tym obszarze działają nasze szkolenia.
Na stronie internetowej instytutu można znaleźć wiele propozycji, dla różnych grup. Jedna z nich nosi nazwę „Obok ciebie na ostatnim etapie życia”.
Tak, to jeden z tych warsztatów na temat procesów umierania. Chodzi o to, że każdy proces umierania wygląda inaczej i jest indywidualny. Ale są pewne znaki, które w tym procesie u większości ludzi się pojawiają i można je rozpoznać. Jest to np. zmieniający się kolor skóry, zmieniający się rytm oddechu, temperatura, a także zmiany zachowań i percepcji. I dobrze jest o tym wiedzieć zanim przyjdzie nam towarzyszyć, bo wtedy będziemy mniej zaskoczeni. Osoby, które kończyły nasze warsztaty, często po czasie dzwonią czy też piszą do nas, że gdyby nie uczestniczyły w warsztatach, gdyby nie dostały tej wiedzy od nas, to na pewno w sytuacji, o której mówimy, by spanikowały. Potwierdzają tym samym, że dzięki warsztatom wiedziały, co w danym momencie, sytuacji było normalne i potrafiły spokojnie towarzyszyć osobie umierającej. Oczywiście to przygotowanie nie spowoduje, że czas ten będzie mniej smutny, ale spowoduje, że będzie mniej lęku.
Mówiąc o lęku trzeba powiedzieć, że chyba nie ma pewnego remedium, bo każdy z nas inaczej podchodzi do śmierci. Są tacy, co uważają wręcz za temat tabu. Chociaż my, katolicy powinniśmy patrzeć na śmierć jako na przejście tej osoby do lepszego świata, że przestaje cierpieć. Jednak to nie jest proste nawet dla osób głęboko wierzących. Prawda?
Tak, bo fakt, że mamy silnie ugruntowaną wiarę, nie chroni nas od emocji, które towarzyszą odchodzeniu drugiej osoby. To się nie wyklucza, bo można mieć głęboką wiarę i jednocześnie doświadczać ogromnego smutku. To jest też pewnego rodzaju pułapka, żeby w jakiejś narracji duchowej nie odmówić komuś tych emocji, które towarzyszą w związku ze śmiercią i stratą.
Mówiąc o emocjach, poruszmy temat żałoby, a konkretnie towarzyszenia w żałobie, zwłaszcza, że jest Pani pierwszą w Polsce profesjonalną towarzyszką w żałobie. Z własnego doświadczenia wiem, że po każdej starcie bliskiej osoby przeżywałam ją inaczej. Co Pani o tym sądzi?
Za granicą, gdzie przeszłam odpowiednie szkolenia, jest to zawód obecny od ponad 20 lat, natomiast w Polsce tego nie było i tak jestem pierwszą profesjonalną towarzyszką w żałobie. Zgłębiłam klasyczne i współczesne modele żałoby, poznałam różnorodne tradycje i praktyki związane z żałobą, w różnych kulturach świata. I odpowiadając na Pani pytanie, powiem, że takie właśnie frazy, o których Pani mówi niestety często są puste, bo sam czas tak naprawdę nic nie uleczy, czas tylko mija. A to, co leczy rany, to są nasze wewnętrzne procesy, to jak w swoim wewnętrznym świecie poukładamy doświadczenia zarówno piękne, jak i trudne, to w jakiej wewnętrznej relacji pozostajemy z naszymi zmarłymi, czy też to jak pielęgnujemy wspomnienia o nich. I to są rzeczy, które leczą rany, a nie sam czas.
A zatem, co Pani, by doradziła osobom w żałobie?
Nie daję i nie chciałabym dawać rad, bo takich po prostu nie ma. To jest bardzo indywidualna sprawa i każdy z nas potrzebuje czegoś innego. Do większości osób w żałobie nie przemawia pomysł, że trzeba „puścić osobę zmarłą”, bo takie określenie kojarzy się ze stratą miłości. Większość osób w żałobie lubi opowiadać o swoich bliskich zmarłych, niekoniecznie o tym jak zmarli, tylko kim oni byli, jak żyli, co lubili, jakie mieli wartości, a nawet o tym co ich wkurzało. W procesie żałoby możemy znaleźć nowe, dobre miejsce w naszym życiu dla tej osoby, którą kochaliśmy i nadal kochamy. Dlatego to, co możemy dać ludziom w żałobie, to jest gotowość ich wysłuchania, rozmowy, a nie dawanie rad typu: musisz pójść dalej, zapomnieć, bo to dla osób, które cierpią po stracie brzmi bardzo brutalnie.
Niektórzy twierdzą, że pogrążanie się w rozpaczy, w żałobie może być szkodliwe i wyniszczające. Czy Pani też tak uważa?
Żałoba nie jest chorobą, nie jest też zaburzeniem i nie wymaga ona leczenia. Żałoba potrzebuje pozwolenia na to, by być wyrażona w jakikolwiek sposób, w jaki dana osoba chce to wyrazić. Niektórzy potrzebują płakać, inni spędzać czas przy grobie zmarłego, inni trzymać jego rzeczy przez długie lata w domu. Żałoba nie przebiega według przewidywalnego schematu, ale jako proces wyglądający u każdego inaczej. Ważne też jest to, że żałoba potrzebuje towarzyszenia i życzliwości innych osób. Oczywiście bywa również tak, że żałoba współistnieje z epizodem depresyjnym, albo z traumą i wtedy jak najbardziej potrzebna jest interwencja terapeutyczna. Ale wówczas dotyczy to leczenia depresji, a nie samej żałoby. Podkreślę jeszcze raz, żałoba nie jest chorobą, tylko jest bardzo głębokim doświadczeniem ludzi.
Towarzyszenie przy umierającym, czy potem w żałobie to nie wszystko, jest jeszcze pochówek zmarłego.
Tak, prowadzę także ceremonie pogrzebowe. I powiem, że w ostatnich latach z wielką fascynacją obserwuję, że czasami w ramach jednej rodziny są bardzo różne potrzeby w związku z pochówkiem bliskiego. Otóż są osoby, dla których ważna jest konkretna forma religijna, tradycja, ale są też osoby, które chcą ceremonię świecką, czy z elementami osobistymi. I wówczas pojawia się dylemat, jak to pogodzić, jak budować mosty między członkami rodziny. Natomiast bardzo mnie cieszy fakt, że w Kościele są osoby otwarte na współpracę. Regularnie wraz z innym kobietami świeckimi prowadzimy ceremonie pogrzebowe we współpracy z księdzem lub przedstawicielem innej drogi duchowej.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Arleta Wencwel-Plata
Szczegóły wydarzenia
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!