Obiecaliśmy, że będziemy szczęśliwi
- Tato, jesteś szczęśliwy?
- Nie myślałem o tym, ale...
- Ale?
- Tak, jestem
- I nie krwawi ci już serce?
- No cóż, przykleiłem plaster i żyję.
Wydaje się to takie proste, ale jak żyć, kiedy odchodzi ukochana żona i matka małych dzieci. jak być samotnym ojcem. Wiele się mówi, pisze o samotnych matkach, a pomija fakt, że na tym świecie są również i ojcowie, którzy samotnie wychowują swoje dzieci. Pana żona zmarła (zbyt wcześnie) po ciężkiej chorobie nowotworowej. Jak to jest być facetem samotnie wychowującym dzieci we współczesnym świecie, zwłaszcza po takiej stracie?
Piotr Kania: Zawsze byliśmy aktywną rodziną i to nam zostało. Za dnia dużo się dzieje, ale wieczory są trudne. Gdy dzieci zasną, wracają wspomnienia. W różnych spotkaniach z innymi ojcami powtarzam, że jeśli teraz jesteś zaangażowany w codzienne czynności domowe, to nie będą one problemem, gdy przyjdzie się mierzyć z nimi samemu. Mam natomiast taką codzienną, męską obawę, czy dam radę utrzymać nas z jednej pensji. Prowadzę własną działalność i jest to spore wyzwanie, aby tak poukładać finanse, aby wystarczyło. Są też emocje, które czasem mocno uderzą. Ostatnio jechaliśmy na wycieczkę. Dzieci spały w aucie, a mnie całą trasę serce się ściskało, że Iwonka nie może doświadczyć, jak pięknie nasze dzieci się rozwijają. Ale nie dziwię się tym emocjom. Była miłość, więc musi być ból i tęsknota. Cieszę się, że nie mam żalu. Za każdym razem gdy jestem przy grobie, pierwsze słowa jakie przychodzą mi do głowy to wdzięczność za 15 lat małżeństwa. Jest to ogromna łaska z nieba.
Jak wygląda wasz dzień, co jest rutyną, a co najważniejszym punktem życia codziennego?
Dobry plan dnia to podstawa. Mój kształtował się przez ostatni rok, testowałem różne formy aż udało się wypracować pewną rutynę. 6:00-8:00 to czas na spokojne wybudzenie, modlitwę, szykowanie do przedszkola. To jest bardzo ważny czas, w którym jesteśmy razem. O 8:00 zaprowadzam dzieci do przedszkola i mam 40 minut na basen, który jest w budynku obok. Następnie załatwiam bieżące sprawy jak np. umówienie wizyt u lekarza. Raz w tygodniu przeznaczam ten czas na adorację przed Najświętszym Sakramentem. O 10:00 zaczynam pracę i realizuję bieżące zamówienia do 14:00. Potem odbieram dzieci z przedszkola i mamy czas dla siebie. Mogę też liczyć na pomoc dziadków, którzy odbiorą dzieci, gdy jest potrzeba. Wtedy mam czas na tzw. Deep Work, który trwa do 18:00. Potem już tylko czas z dziećmi i zajęcia dodatkowe. Przed snem dużo rozmawiamy, czytamy książki i dzieci zasypiają około 21:30. Wtedy mam czas dla siebie. Są oczywiście wyjątki, gdy np. otrzymam telefon z przedszkola, że trzeba przyjechać, bo dzieci mają smutki i potrzebują taty. Wtedy mamy cały dzień dla siebie, a w duchu oddaję Bogu moje lęki o finanse i firmę.
Misja52 Inspiracje dla małżonków - projekt ten początkowo skierowany był do małżonków. Obecnie pisze Pan o swojej żonie, która już jest w niebie. Proszę powiedzieć coś więcej o tym projekcie?
„Modlitwa Iwonki” to E-Book pod szyldem projektu Misja 52. Jest to siedem krótkich historii, jak mierzyć się z cierpieniem i nie stracić wiary. Iwonka zaraz na początku leczenia powiedziała takie zdanie: „Bóg nie dał mi cierpienia, ale chce mnie przez to przeprowadzić”. Po jej śmierci zacząłem dzielić się tym, jak mierzyła się z nowotworem. Bardzo dużo osób odezwało się do mnie, że te wpisy dodawały nadziei. Stąd powstały dwie publikacje: „Modlitwa Iwonki” i „Jak rozmawiać z osobami po stracie”. Wkrótce ukaże się książka „Kawa z Iwonką”. Pisałem ją z myślą o dzieciach, aby zawsze pamiętały jak wyjątkową miały mamę. Opowiem kim była Iwonka i jak mierzyła się z cierpieniem, ale przede wszystkim opowiem, jak pięknie żyła.
W mediach społecznościowych znajduje się wiele dialogów między panem a dziećmi. Treść ich chwyta za serce, zwłaszcza kiedy dzieci pytają o mamę. Proszę powiedzieć, jak radzi Pan sobie z pytaniami dzieci o to, że nie ma już mamy?
Dziękuję za to pytanie. Kilka miesięcy temu Dominik zapytał, dlaczego Pan Jezus zabrał mu mamę, przecież powinien najpierw jego spytać o zgodę. Powiedziałem, że to jest świetne pytanie i teraz nie znam na nie odpowiedzi, ale jeśli chce, to możemy poszukać jej razem. I takie rozmowy pomagają w danym momencie. Potem i tak wiele smutków wraca. Ostatnio przyniósł prace z przedszkola. Znalazłem wśród nich kartkę, na której napisał: „Dominik jest gupi”. Gdy o tym porozmawialiśmy powiedział, że nie może sobie poradzić z tym, że inni mają mamę, a on nie. Ciągle się obwinia, choć za dnia jest pełnym życia dzieckiem. Wieczorami, gdy przychodzą te oskarżenia, nie uciekamy od nich, ale mierzymy się z nimi. Opowiadam mu wtedy, jak bardzo pomagał mamie, gdy była chora. Jak przynosił jej wodę, głaskał i przytulał i że dzięki temu mamę przestawało boleć. Nauczyłem się też, że nie zawsze muszę znać odpowiedź na pytania, ale liczy się uważność i bliskość.
Jedna z Pana odpowiedzi na pytanie, jak poradził Pan sobie z żalem, brzmiała: „Zawsze, kiedy tak mocniej przyciśnie, to wyobrażam sobie, jak wspaniałe rzeczy Iwonka teraz ogląda i wtedy nie chcę, aby tu wracała” Tak może myśleć tylko osoba wierząca, ale jak to wytłumaczyć dzieciom?
Dzieci szukają gotowej odpowiedzi i trudno im zrozumieć, że trzeba nauczyć się żyć bez tej odpowiedzi. Bacznie obserwują, jak sam sobie radzę. Po śmierci Iwonki zapytałem sam siebie, jak chciałbym być zapamiętany przez swoje dzieci w tym trudnym czasie. Dobrze jest zadać sobie takie pytanie. Odpowiedź mocno ustawiła mi priorytety w działaniu. Chciałem, aby zapamiętali mnie jako zaradnego ojca, który nie ukrywa, że mu ciężko, ale który nie załamał się. Za kilka lat opowiem im, że tata utrzymał firmę, miał dla nich czas i nie stracił uśmiechu. Wierzę, że to będzie procentować, gdy sami zaczną mierzyć się z trudnościami w dorosłym życiu. Pokazuję też dobre przykłady. Ostatnio świętowaliśmy awans naszej kieleckiej drużyny do Ekstraklasy. Dominik - zapalony młody piłkarz – zobaczył, jak decydującego gola strzela zawodnik, który podniósł się po strasznej kontuzji. Zobaczył, że sukces osiągnął trener, który niedawno również stracił żonę w wyniku choroby nowotworowej. To był bardzo mocny przekaz dla synka, że on, ze swoim bólem, nie jest skazany na porażkę i warto realizować pragnienia.
Jest Pan człowiekiem „medialnym”, (strona www, ebooki, czasopisma ….) i choć, jak sam twierdzi nie prowadzi terapii, to bardzo często pomaga Pan ludziom podpowiadając jak radzić sobie po stracie bliskiej osoby. Na czym to polega?
Po śmierci Iwonki odezwało się do mnie sporo osób w chorobie nowotworowej i po stracie, ale także małżeństwa w kryzysie. Zawsze staram się znaleźć chwilę, aby porozmawiać. To nie jest terapia, pokazuję natomiast jak my rozwiązywaliśmy pewne sytuacje. Mieliśmy taką niepisaną zasadę: „Spróbuj i zobacz, co się stanie. Najwyżej popełnisz błąd. Za błędy się przeprasza i błędy się wybacza”. Wiele osób odezwało się do mnie, że w myśl tej zasady pojednali się w małżeństwie. Ktoś inny wrócił na leczenie. To są bardzo budujące słowa. Iwonka mierzyła się ze straszną chorobą, mocno wyniszczającą. Ale nigdy nie usłyszałem z jej ust słowa skargi. Po jej śmierci otworzyłem notatnik, w którym zapisywała różne modlitwy w czasie choroby. Były to modlitwy uwielbienia, zapisywała je najczęściej po mocnym ataku bólu. Jeżeli w takiej sytuacji oddawała Bogu chwałę, to nie mam żadnych wątpliwości, że Jezus żyje i jest Zbawicielem. Tym świadectwem chcę się dzielić i dawać innym nadzieję.
rozmawiała Arleta Wencwel - Plata
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!