O tym jak można zapomnieć o Świętym Józefie albo wybrać złe imię pontyfikalne
Przez cały marzec oddawaliśmy cześć Świętemu Józefowi i bardzo słusznie. Ale we Włoszech, a konkretnie w Apulii, miało miejsce wydarzenie, które sprawiło, że nasz przemożny patron trafia do naszej uśmiechniętej rubryki. Zapewne wiecie, że w całej Italii, a zwłaszcza na południu kraju niesłychanie popularne są procesje ku czci Świętych.
Na przykład w takim Sorrento w Wielki Piątek wychodzą aż dwie wielkie procesje, Biała i Czarna, nazywane tak od koloru ubiorów uczestników. Ta Biała wyrusza rano z figurą Maryi i oznacza poszukiwanie przez Matkę Bożą Syna Jezusa. Wieczorem Czarna procesja doprowadzi do spotkania Maryi z Ukrzyżowanym Synem. Z kolei w Trapani, także w Wielki Piątek, po południu rozpoczyna się najdłużej trwająca, bo aż 24 godziny, ceremonia religijna we Włoszech. W jej trakcie ulicami miasta przechodzi orszak, którego uczestnicy dźwigają 18 kilkusetletnich drewnianych, bogato udekorowanych figur przedstawiających Mękę Pańską. Te procesje w różnych częściach południowych Włoch są tak ważne, że niestety czasami nawet mafiozi, jak choćby w Kalabrii, próbują przejąć nad nimi kontrolę, co staje się poważnym problemem dla księży i biskupów. W każdym razie mimo zeświecczenia Zachodu, wiele takich tradycji związanych ze świętymi patronami jest ważnym elementem życia różnych społeczności Italii.
We wspomnianej Apulii w mieście Gallipoli szczególnie czci się właśnie Świętego Józefa i marcowa procesja ku jego czci jest zawsze oczekiwana z niesłabnącym zainteresowaniem i cieszy się wielką popularnością wśród wiernych. Ale w tym roku doszło do pewnej gafy. Wszystko było przygotowane (takie przygotowania trwają nieraz wiele tygodni) i procesja ruszyła. Przy wyjściu z kościoła pojawił się cały orszak, z księdzem proboszczem niosącym relikwiarz (niestety nie wiem jakiego Świętego), księżmi kanonikami i innymi szanowanymi postaciami, członkami bractw, wszyscy oczywiście w odpowiednich strojach, orkiestra już grała właściwą pieśń, a całe mnóstwo ludzi przyglądało się temu po obu stronach ulicy, gotowi, aby ruszyć w procesji. Ale po przemarszu całej tej świty zrobiła się... pustka! Ktoś z tłumu krzyczy: „A gdzie Święty Józef? Zapomnieliście o Świętym Józefie?” Jak to bywa w naszych czasach, ktoś to momentalnie nagrał na telefonie i wrzucił do sieci. Nagranie natychmiast stało się niesłychanie popularne i niemal wszystkie media informowały, jak to procesja ku czci Świętego Józefa zapomniała o... Świętym Józefie. W kolejnych godzinach sama prześwietna Kuria musiała odnieść się do sytuacji, co zrobiła za pomocą następującej noty: „W związku z wiadomościami, które w ostatnich godzinach krążyły po różnych platformach, wywołując poruszenie i dyskomfort, zwłaszcza wśród wiernych, pragniemy zakomunikować, że Święty Józef nie został zapomniany w kościele, bo przecież procesja nie mogłaby się odbyć bez figury. Niestety nagranie filmowe, które pojawiło się w mediach, kończyło się przed wyjściem z kościoła figury Świętego stwarzając wrażenie, że została ona zapomniana, ale to nigdy nie mogło się wydarzyć. Procesja odbyła się uroczyście, przechodząc różnymi ulicami miasta Gallipoli, a Świętemu towarzyszyła liczna rzesza wiernych”.
Dobra, dobra, wszystko skończyło się dobrze, ale faktem jest, że ksiądz proboszcz poszedł jak strzała i nie oglądał się za siebie, czy Święty Józef... nadąża. Podobnie jak inni protegowani uczestnicy orszaku też się nie oglądali. Natomiast ci, którzy go nieśli, mieli pewien problem z funkcjonowaniem ledowego oświetlenia figury, stąd zatrzymali się nieco dłużej w kościele, aby je uruchomić, no i potem zrobiła się dziura w procesji i lud Boży słusznie się oburzył. Stąd płynie jasna przestroga: nigdy nie wolno zapominać o św Józefie ani spuszczać z niego wzroku!
Pozostańmy już dzisiaj w naszych katolickich opłotkach, choć temat będzie globalny, bo piszę te słowa na świeżo po kolejnej rocznicy śmierci św. Jana Pawła II, która w tym roku upłynęła również pod znakiem białych marszów i generalnie świadectw przywiązania do naszego wielkiego rodaka na znak sprzeciwu przeciw kłamliwym atakom, o których wszyscy doskonale wiemy. Nie będę w tym miejscu odnosił się do meritum, ponieważ w pełni podzielam zdanie Naczelnego niniejszego periodyku wyrażone w edytorialu do poprzedniego numeru, można powiedzieć, że przemówił również w moim imieniu i nie ma sensu tego powtarzać. Ale jest jedna sprawa, która co tu dużo gadać, rozbawiła mnie, jak nie wiem co. Ale najpierw należy się wam pewne wyjaśnienie. Otóż wiele razy zastanawiałem się, jak to jest, gdy się zostaje papieżem i człowiek musi wybrać imię, jakiś program na swoje papiestwo oparty o dogłębną analizę rzeczywistości i sytuacji. Kiedy nastał Jan Paweł I mówił, że jego imię oznacza chęć oddania czci, a także kontynuacji tego, co zrobili jego wielcy poprzednicy Jan XXII, który zwołał Sobór Watykański II i Paweł VI, który doprowadził go do końca. Ale pontyfikat Jana Pawła I był króciuteńki, no i nastał Jan Paweł II. Ewidentnie chciał czynić to, czego poprzednik nie zdążył dokonać, to chyba oczywiste, prawda? Nic bardziej błędnego! - dowiedziałem się wczoraj. Na swoje nieszczęście parę godzin spędziłem z ludźmi, którzy oglądali telewizję najpierw TVP, a potem TVN, no i usłyszałem w tej drugiej stacji, że nasz kochany Jan Paweł II tak naprawdę to cały czas miał z tyłu głowy, nie misję swoich poprzedników, ale wiersz Słowackiego! I to ten wiersz chciał urzeczywistnić swoim pontyfikatem! - stwierdził pan redaktor „Znaku” Janusz Poniewierski.
„Pośród niesnasków – Pan Bóg uderza w ogromny dzwon, Dla słowiańskiego oto papieża otwarty tron”.
Nie będę wam tu całości cytował, zresztą pan redaktor też nie wypowiedział całego, no ale jego zdaniem to właśnie był ten program naszego papieża, któremu biedaczek musiał sprostać, a nie jakimś tam problemom Kościoła, świata, obalania komunizmu, obrony wartości życia przed cywilizacją śmierci i temu podobnych. Nie. Wypełnić proroctwo Juliusza Słowackiego! No i mógł pan redaktor na koniec, nie wiem czy z satysfakcją, czy bez, zacytować ostatnią zwrotkę:
„Wszelką z ran świata wyrzuci zgniłość, robactwo – gad,
Zdrowie przyniesie – rozpali miłość i zbawi świat.
Wnętrza kościołów on powymiata, oczyści sień,
Boga pokaże w twórczości świata, jasno jak dzień”.
No właśnie, zadumał się pan redaktor, to mu się nie udało, naszemu papieżowi Juliuszowi, znaczy się chciałem powiedzieć Janowi Pawłowi II.
Pleban ze wsi
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!