TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 27 Lipca 2025, 17:26
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

O świętych, gospodarce surowcami i książkach

O świętych, gospodarce surowcami i książkach

rozmowa z Gabrielem Maciejewskim

Panie Gabrielu, studiował pan historię sztuki, następnie pracował jako dziennikarz najróżniejszych pism, a dzisiaj zajmuje się pan pisaniem i wydawaniem, że użyję pana własnego sformułowania, ,,baśni historycznych”, w których prowadzi czytelników do zupełnie innego patrzenia na dzieje Polski i Europy. Skąd ten wybór?

Gabriel Maciejewski: Bardzo dawno temu, jako zupełnie mały chłopiec, wymyśliłem sobie, że zostanę autorem książek. Nie wiedziałem, jak to zrobię, ani też co trzeba robić poza pisaniem, żeby osiągnąć sukces jako autor. A przecież sukces jest w tym wszystkim najważniejszy. Wydawało mi się do niedawna, że autor to ktoś, kto oddaje książkę do wydawnictwa, a potem, jeśli książka jest dobra, liczy spływające na konto honoraria. Jest to wizja urzekająca, ale całkowicie nieprawdziwa. Zacznijmy jednak od początku. Okoliczności nie sprzyjały moim marzeniom w sposób wręcz modelowy, ale ja miałem w sobie głębokie przekonanie, że kiedyś będę pisał i wydawał. Zanim zacząłem studia na UW, w Instytucie Historii Sztuki, ukończyłem technikum leśne. 

 

 

To raczej niespotykane początki edukacji przyszłego pisarza...

Tak, kiedy o tym opowiadam, ludzie albo pukają się w głowę, albo otwierają usta ze zdziwienia, ale ja się już do tych reakcji przyzwyczaiłem. Skończyłem szkołę, do której posłali mnie rodzice i poszedłem studiować coś tak kuriozalnego, że kiedy dziś o tym pomyślę, nie wiem, czy starczyłoby mi teraz odwagi na taką decyzję, ale wtedy, piętnaście lat temu, starczyło. Odwaga ta pomieszana była z naiwnością i prostą głupotą, która jest standardowym wyposażeniem wielu młodzieńców ruszających w świat ze swoich rodzinnych domów. Chciałem zostać kimś takim jak Pan Samochodzik z książek Zbigniewa Nienackiego. To jest oczywiście niemożliwe po ukończeniu historii sztuki, ani po ukończeniu jakiegokolwiek innego wydziału. Myślę jednak, że po historii sztuki jest to niemożliwe w sposób szczególnie dojmujący. Kiedyś chyba coś o tej historii sztuki napiszę. Mam ochotę podnieść ciśnienie kilku osobom. Po studiach okazało się, że nie mam, podobnie jak wielu innych studentów, szans na jakąkolwiek pracę. To znaczy te szanse były, ale dalece nie korespondowały one z moimi wcześniejszymi, pielęgnowanymi od dzieciństwa planami. 

 

I co robi młody człowiek po studiach w takiej sytuacji?

Pamiętam, jak wraz z kolegą postanowiliśmy, że będziemy pisać krótkie teksty o zabytkach i sprzedawać je do gazet. I to się nam udało. Potem przez 12 lat pracowałem w różnych tytułach i wydawnictwach, przez większość czasu jako wolny strzelec i już. Zostałem autorem książek. „Baśń jak niedźwiedź” to efekt mojego rozczarowania poziomem studiów uniwersyteckich i panującą tam nudą. Kiedy po raz pierwszy trafiły do mych rąk książki dotyczące historii gospodarczej świata i Polski, a o tym traktują przecież dwa ostatnie tomy „Baśni”- pomyślałem, że to jest właśnie to, czym powinienem się zajmować jako student. Było minęło, na badacza i dokumentalistę nie nadaję się, ze względów – jakby to delikatnie ująć – osobowościowych. Jako autor piszący o sprawach gospodarczych w dawnych czasach wypadam nieźle i tym właśnie będę się zajmował przez kilka najbliższych lat. 

 

W I tomie „Baśni jak niedźwiedź. Polskie Historie” przypomina pan w miniaturowych opowieściach (jest ich 67) znane i mniej znane postaci (także wydarzenia) z naszej historii: żołnierzy, duchownych, sportowców, twórców, że aż czytelnikowi w piersi polskie serce rośnie. Płynie pan zupełnie pod prąd dzisiejszej literatury i publicystyki, gdzie od historii i patriotyzmu „wypada” odżegnać się za wszelką cenę...

Jeśli ktoś zamierza pisać w języku polskim i swoje dzieła sprzedawać na totalnie zepsutym, oszukanym i wrogim człowiekowi, a w szczególności autorom, polskim rynku książki, powinien poszukać sobie jakiegoś sojusznika. Praca w mediach i kontakty z tak zwanymi środowiskami, czy to dziennikarskimi, czy to naukowymi przekonały mnie, że tam sojusznika nie znajdę. Przeciwnie, ludzie żerujący na tych pastwiskach, chętnie mnie pogrążą, a w najlepszym razie przemilczą. Jedynym sojusznikiem takiego autora, jak ja, jest czytelnik. Czytelnik ten mówi i pisze po polsku, kończył polską szkołę, chodził na religię i do kościoła. Wszystko, co poznał w dzieciństwie i co jest mu bliskie, staje się w dzisiejszych czasach obiektem ataku i drwiny. Dość łatwo zauważyć, że zarówno ten atak jak i ta drwina są nieskuteczne. 

 

I koniecznie trzeba dodać, dzięki Bogu...

Ludzie się na to uodpornili, co nie znaczy, że nie jest im przykro, że nie mają swoich oczekiwań wobec autorów, wydawców, wobec rynku. Mają, ale nikt nie wychodzi tym oczekiwaniom naprzeciw, bo rynek jest sformatowany i rządzą na nim recenzenci i autorzy z wielkich mediów. Kiedy doszedłem do powyższych konstatacji, pomyślałem sobie, że tak przecież nie może być. Pomyślałem, że trzeba tym ludziom coś dać, coś co oni przyjmą żywo i ciepło. I tak powstał pierwszy tom „Baśni jak niedźwiedź”.

 

Nie jest pan ziemianinem, ale podkreśla wielką rolę w historii naszej Ojczyzny tej właśnie części społeczeństwa i generalnie organizacji sieciowych. Dlaczego?

Puszkin napisał, że wspomnienia szlachty są wspomnieniami narodu. Polska, która w sposób nieprawdopodobnie głupi zrezygnowała z pielęgnowania tych wspomnień, zrezygnowała z etosu ziemiańskiego, wprowadzając na to miejsce jakieś oszukane socjalistyczne chwyty, została w roku 1939 rozjechana przez dwa wrogie jej imperia, przy aplauzie połowy Europy. Jestem głęboko przekonany, że kraj, który nie ma doktryny imperialnej, nie wybiera się na podbój i nie okrada w sposób systemowy własnych obywateli, może przetrwać tylko dzięki właścicielom ziemi. Jeśli nie będą to ziemianie, których komunizm starł z powierzchni ziemi, to muszą być to chłopi. Świadomi i silni poprzez swoją własność. Inaczej się nie da. Państwo, które nie kontroluje poprzez swoją najwartościowszą kastę rzeczy najważniejszej, czyli produkcji żywności, jest słabe. Kasta ta zaś musi prócz własności mieć jeszcze wiarę i coś, czym mogłaby się obronić w razie zagrożenia. Ziemiaństwo polskie, póki nie zostało dobite najpierw przez podatki w II RP, a potem przez komunizm, było tą grupą ludzi, na której mogła oprzeć się niepodległa Polska. Ona jednak wybrała inną kastę – urzędników. Jak ksiądz widzi, ja do tych spraw podchodzę mało sentymentalnie, co nie oznacza, że nie umiem napisać wzruszającego opowiadania o dworkach polskich. Potrafię, bo na tym właśnie polega dobry warsztat, by jakiś przedmiot lub zagadnienie oświetlić przed czytelnikiem z kilku stron, najlepiej w taki sposób, o jaki nikt autora nawet nie podejrzewa. 

 

Pozostając jeszcze przy historii, twierdzi pan, że większość nowożytnej literatury historycznej została napisana z pozycji propagandowych i ta propaganda jest wymierzona przede wszystkim w Kościół rzymskokatolicki. Proszę nam to wyjaśnić. 

W dużym uproszczeniu rzecz wygląda tak, że w szkole wbija się dzieciom do głowy całkowicie fałszywą periodyzację dziejów. Chodzi o to, że w myśl tego, co jest w podręcznikach świat zmierza ku szczęśliwości i dobrobytowi kosztem ograniczenia wpływów Kościoła. Tak to jest i jeśli ksiądz nie wierzy, proszę sprawdzić. Średniowiecze było złe, bo zbyt wiele do powiedzenia miał Kościół, ale w czasach późniejszych było już lepiej, bo do głosu doszły siły świeckie.

 

Świeckie, czyli jakie? 

Czyli takie, które zawłaszczyły sobie świętość i zrobiły z niej narzędzie podboju imperialnego. Literaci zaś doby nowożytnej to ludzie, którzy w sposób otwarty lub zawoalowany wysługują się tym siłom. Nie wiem, czy ksiądz pamięta, ale początek doby nowożytnej to nie tylko odkrycie Ameryki, ale także straszliwy rok 1527 i całkowite zniszczenie oraz ograbienie Rzymu przez cesarskich knechtów. Atak na Kościół można interpretować jako próbę wyrwania spod wpływu hierarchii jak największych obszarów aktywności ludzkiej. I nie chodzi tu tylko o duchowość, ale także o sprawy doczesne. Najważniejsze z nich zaś to: kontrola nad wielkimi kościelnymi latyfundiami produkującymi dużo taniej żywności oraz kontrola nad zgromadzonym w klasztorach złotem. Niech ksiądz zauważy, że to właśnie klasztory są obiektem najcięższych ataków. Zakony to struktury sieciowe, właściwie poza kontrolą wszystkich, poza papieżem, sił. Zakonnicy nie robią światowych karier i nie dążą do sukcesu w rozumieniu świeckim. Oni poświęcają się dobrowolnie i pracują całe życie na chwałę Pana. Pracują wydajnie, czyli gromadzą aktywa, przeważnie olbrzymie. Nie rozpraszają ich lekkomyślnie. I co? Jak wobec istnienia tych skarbów, wobec dobrze zorganizowanych gospodarstw wielkoobszarowych obsługiwanych przez zakonników zachować się mają banki, które udzielają kredytu osobom świeckim, posiadaczom i poprzez ten kredyt stają się właścicielami ziemi, domów i ludzi? Ten świat naprawdę niewiele się zmienił przez ostatnie 500 lat proszę księdza. Jak się tak dobrze przyjrzeć, to okaże się, że nie zmienił się. 

 

Proponuje pan patrzenie na historię przez dwa pryzmaty: z jednej strony chodzi o politykę surowcową, a z drugiej życiorysy świętych. 

Jeśli chodzi o Świętych, to są ważniejsi niż wszystko o czym opowiadałem do tej pory. Ponieważ Święci nie pojawiają się na kartach podręczników szkolnych i akademickich, a ich poświęcenie i dokonania są najczęściej przedstawiane w sposób krępująco infantylny, zacząłem zastanawiać się dlaczego tak jest. Otóż dlatego, że w tych ludziach była siła i niezależność, a nikomu nie zależy na tym, by wychować ludzi silnych i niezależnych. 

 

Proszę podać przykład takiego ważnego Świętego, którego rola jest niedoceniana.

Ja mam wielki sentyment do postaci św. Stanisława ze Szczepanowa i marzę o tym, by nakręcić o nim film dokumentalny. Myślę, że mi się uda, bo moje marzenia raczej się spełniają. Święci są ważni poprzez swoje charyzmaty, a to jest nie do zaakceptowania w świeckim państwie, które musi wychowywać obywatela posłusznego i podporządkowanego. A najlepiej takiego, który w chwilach kryzysowych daje się głupio sprowokować i sięga po broń. W historiach świętych nie znajdziemy żadnej broni, tam jest tylko moc wypływająca z łaski. Tak myślę, choć za bardzo się na tych sprawach nie znam, co innego przerabianie rudy darniowej w hutach w XVI wieku czy wydobycie złota w kopalniach siedmiogrodzkich. 

 

Często mówi pan, że jest wiele tematów w historii Kościoła źle opisanych albo nie opisanych wcale i dziwi się pan, że choćby wydziały historyczne uczelni katolickich nie podejmują tych tematów. Spróbujmy zaproponować kilka takich tematów, może kogoś natchniemy? 

Ja zaproponuję jeden temat: niech ktoś napisze po polsku dobrą biografię papieża Innocentego III. To mi wystarczy. 

 

Przekażę tę sugestię naszym historykom. Na koniec zapytam jeszcze, dlaczego tak bardzo podkreśla pan znaczenie dwóch wartości, a mianowicie wiary i własności?

Podkreślam, bo to są rzeczy najważniejsze, które decydują o tym, czy będziemy wolni czy nie. 

 

Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę sukcesów, czekamy na kolejne książki i, czemu nie, na film o św Stanisławie ze Szczepanowa.

rozmawiał ks. Andrzej Antoni Klimek


Książki Gabriela Maciejewskiego można nabyć na stronie www.coryllus.pl

 

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!