O najlepszym specu od pomocy, nowoczesnej medycynie i arce Noego
Bardzo przepraszam wszystkich czytelników za chwilową nieobecność, ale nawet wiejski pleban musi czasem wybrać się na urlop. Wiem, że niektórym się wydaje, że praca księdza na wsi to nieustające wakacje, no bo co tam można robić, ale nawet gdyby tak było, to czasami trzeba pozwolić ludziom odpocząć od siebie. Tyle tylko, że potem człowiek wraca i nie wie w co ręce włożyć, oczywiście mam na myśli moje tutaj pisanie, bo parafia doskonale sobie beze mnie poradziła. Ale od czegoś trzeba zacząć.
Dolny Śląsk boryka się z konsekwencjami strasznej powodzi, olbrzymiej tragedii i na pewno to nie jest powód do żartów. Natomiast przyznam się, że osłupiałem, kiedy zobaczyłem jak premier sporego europejskiego kraju (pominę tutaj kwestię niereagowania na alarmujące wieści z Czech i Unii Europejskiej, bo te fakty są wszystkim znane) prezentuje się przed kamerami z panem Owsiakiem, czyli szefem prywatnej fundacji, którego określa najlepszym specem od pomocy. Przepraszam, czyli nasze państwo nie tylko nie jest w stanie zareagować odpowiednio szybko na nadchodzącą i zapowiedzianą tragedię, nie tylko ugina się pod presją zwariowanych ekologów i wycofuje się z budowy wałów przeciwpowodziowych czy zbiorników retencyjnych (dotyczy to również poprzedniej ekipy) a potem tych wariatów bierze do rządu (to już tylko obecna ekipa), ale nawet w walce ze skutkami powodzi musi się oprzeć na panu Owsiaku? A teraz jeszcze czytam, że zdaje się ciągle państwowe PZU przeznacza 19 milionów na pomoc powodzianom, ale nie przekazuje ich na przykład do Kłodzka, czy jakiejś państwowej agendy, ale właśnie fundacji pana Owsiaka. Wypada mieć nadzieję, że pan Owsiak tych pieniędzy nie będzie trzymał na kontach rok czy dwa, jak to zwyczajowo czyni z pieniędzmi zebranymi na sprzęt medyczny zanim rzeczywiście je wyda, bo powodzianie potrzebują tej pomocy natychmiast. I teraz mi przychodzi taka wątpliwość: a za co ten biedny ksiądz Michał Olszewski siedzi w więzieniu? Czy czasami nie zarzuca mu się, że wspomagano go publicznymi pieniędzmi z Funduszu Sprawiedliwości w budowie centrum pomocy dla ofiar przestępców? Czym się różni Fundacja Profeto księdza Olszewskiego od Fundacji WOŚP pana Owsiaka? Aż się boję myśleć, co by się działo w przypadku zbrojnej agresji takiej choćby Białorusi na Polskę i nie mogę się opędzić od wizji, w której pan premier tym razem nie w szwedce komitetu kryzysowego ze słoikiem zupy od żony, ale w mundurze (minimum generała) i z kijem baseballowym (wnuczek przesłał dziadkowi, aby się czuł bezpiecznie) prezentuje pana Owsiaka w bluzie moro z jego pokojowym patrolem i ogłasza, że wezwał najlepszego speca od obrony i Polacy mogą odetchnąć z ulgą.
A skoro pojawił się tutaj ksiądz Olszewski, do którego kieruję słowa solidarności i wsparcia, to warto wspomnieć o innej kuriozalnej sytuacji, która dotyczy byłego ministra sprawiedliwości, który zasilał fundację ks. Michała środkami finansowymi. Jak wiadomo od dłuższego czasu boryka się on z poważnymi problemami zdrowotnymi i nie chodzi o to, że mdleje na widok agentów CBA, ale o poważną chorobę onkologiczną. Pan Ziobro ma być przesłuchany przez komisję śledczą do spraw Pegasusa i proszę sobie wyobrazić, że biegła radioterapeuta - onkolog (pominę nazwisko) na zlecenie Prokuratury Krajowej wystawiła opinię, że były minister sprawiedliwości jest już na tyle zdrowy, by zeznawać przed komisją śledczą, bo jego stan jest „dobry, bez dolegliwości”. Sęk w tym, że ona pana Ziobry nie badała ani nie występowała o pełną dokumentację medyczną, jak napisał sam zainteresowany: „Jestem zaskoczony, słysząc o wystawionej opinii o stanie mojego zdrowia, bo żaden biegły mnie nie badał, ani nawet ze mną nie rozmawiał. Co więcej, ani biegły, ani prokuratura czy komisja śledcza nie wystąpili do mnie o aktualną dokumentację medyczną! A przecież leczę się w kilku ośrodkach, także za granicą”. Ewidentnie mamy już medycynę na takim poziomie w naszym kraju, że takie diagnozy można postawić, nie wiem, ze zdjęcia? Albo wchodzimy w jakieś klimaty orwellowskie i to wcale nie jest śmieszne.
Natomiast bardzo śmieszne są lamentele byłego ministra kultury pana Glińskiego, który tak napisał na swoim profilu X: „Dwie informacje z państwa policyjnego Tuska: rozpędzili właśnie departament restytucji dóbr kultury, który walczył o zwrot zrabowanych dzieł sztuki. I wycofali się z budowy pomnika Bitwy Warszawskiej, którą my prowadziliśmy. Dwa prezenty Tuska - für Deutschland i dla Putina” Okazuje się, że informacja o wstrzymaniu budowy pomnika Bitwy Warszawskiej zapadła niemal rok po ogłoszeniu przez ówczesnego ministra kultury Piotra Glińskiego, że 7 września ub.r. uzyskano pozwolenie na budowę monumentu. Pomnik miał zostać zbudowany na warszawskim Placu Na Rozdrożu. No ale wszystko wstrzymano. Niech no ja trochę policzę. Ekipa pana Glińskiego zarządzała kulturą od 2015 roku, tak? W roku 2020 przypadała 100. rocznica Bitwy Warszawskiej i jak na mój gust ten pomnik już wtedy powinien zostać odsłonięty, jeśli ktoś na poważnie traktuje politykę historyczną, a tak mi się wydawało w przypadku poprzedniej większości parlamentarnej. No ale nawet osiem lat nie wystarczyło, więc teraz te lamentele wywołują tylko uśmiech politowania. Pomniki są niesłychanie ważne, rząd o historycznej i patriotycznej wrażliwości powinien o tym wiedzieć i wykorzystać swój czas. A o do Bitwy Warszawskiej, to powinniśmy mieć nie tylko wspaniałe pomniki, ale też filmy, seriale i całą inną otoczkę popkulturową. Osiem lat na to było!
Dobra, dajmy sobie spokój z polskimi politykami z jednej i drugiej strony i przenieśmy się na koniec do Szkocji, bo tam, według oficjalnych dokumentów lokalnych władz, mieszka chłopiec, który w swojej szkole został uznany za... zwierzę, a konkretnie za wilka. Ma cierpieć na dysforię gatunkową, ale psychiatria nie zna takiego zaburzenia. Ze względu na ochronę nieletniego nie podano jego danych, ani regionu, w którym mieszka, ale dziennikarze widzieli dokumenty potwierdzające, że szkoła zastosowała wobec chłopaka wytyczne GIRFEC. To skrót od Getting It Right For Every Chil, co ma oznaczać właściwe traktowanie każdego dziecka. Zgodnie z tymi zasadami, uczniów powinien otaczać „krąg akceptacji”. W praktyce oznacza to, że nauczyciele nie tłumaczą chłopcu, że jest człowiekiem, ale zamiast tego szanują jego identyfikację, w tym przypadku wilka. Wcześniej głośno było w Szkocji o 13-letniej uczennicy, która identyfikowała się jako kotka. Wprawdzie nie zostało to oficjalnie uznane przez szkołę, ale kiedy jakiś rówieśnik coś jej przygadywał, miał kłopoty u wychowawców. Mamy więc wilka, kotkę, a ponoć w wielkiej Brytanii jest tych przypadków coraz więcej, zdarzył się też dinozaur. Cóż, w przypadku nowej arki Noego, a czasy mamy takie, że potopu wykluczyć nie można, będą mieć dwie opcje załapania się na pokład.
Pleban ze wsi
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!