O biskupie co śmie obstawiać parafie swoimi ludźmi i nieoczekiwanym comebacku celibatu
Byłem bardzo mile zaskoczony, że moja nieobecność w poprzednim numerze została zauważona, a niektórzy wręcz zaniepokoili się o Plebana ze Wsi. Niniejszym dementuję więc zarówno plotki o mojej przedwczesnej śmierci, jak i o rzekomym konflikcie z naczelnym. Zmartwionym dziękuję za życzliwość, uzależnionych przepraszam za brak systematycznej dawki absurdów z naszego wspaniałego świata.
A teraz przechodzimy do tzw. „ad remu”. Na początek może słów kilka z naszego kościelnego podwórka. Pewnie słyszeliście o kolejnym zwrocie akcji w sporze ciągle urzędującego arcybiskupa krakowskiego Marka Jędraszewskiego z proboszczem parafii mariackiej, podobno najbogatszej w Polsce, księdzem Dariuszem Rasiem. Zdaję sobie sprawę, że wielu ludzi może być zbulwersowanych czy zniesmaczonych, ale osobiście mam spory ubaw obserwując nie same fakty (bo tu można by i zapłakać gorzko), ale doniesienia prasowe na ten temat. Poczynając choćby od arcybiskupa, który jeśli dać wiarę temu co o nim wypisywano, miał być niezbyt dobrze widzianym przez nieżyjącego już papieża Franciszka (który, przypomnijmy, nominował arcybiskupa Marka metropolitą krakowskim). Kiedy więc w lipcu ubiegłego roku abp Jędraszewski osiągnął wiek emerytalny i złożył rezygnację ze stanowiska wielu się spodziewało, że papież natychmiast podejmie decyzję o mianowaniu następcy. Tak się jednak nie stało. Potem papież zachorował i umarł, ale jak możemy przeczytać choćby na łamach „Wyborczej”, zdążył „pokazać czerwoną kartkę” arcybiskupowi wstrzymując dekret usuwający ze stanowiska proboszcza parafii mariackiej. Niestety wspomniany organ prasowy jest niepocieszony, bo cztery dni po wyborze nowego papieża Watykan zadecydował, że jednak ks. Raś musi odejść. Jak możemy przeczytać arcybiskup „ograł” papieża Leona. Oszczędzę wam szczegółów w jaki sposób, ale miał w tym maczać palce nuncjusz apostolski „witany w Krakowie jak cesarz”.
Autorka artykułu wyraźnie bierze stronę księdza w tym sporze, podpierając się słowami parafian, jak choćby pewnej emerytki, dla której „arcybiskup Jędraszewski to chyba Boga w sercu nie ma”. Ewidentnie coś musi być na rzeczy, bo ten hierarcha jeszcze śmie „przejmować” parafie i obstawiać „swoimi ludźmi”. Co on sobie w ogóle myśli? A działalność „jego ekipy doprowadziła już wielu księży do chorób i rozstroju nerwowego. Ludzie się skarżą, że parafie zamieniane są w spółki” - czytamy w publikacji. Jeszcze raz podkreślę, że nie wiem jak wygląda realnie sytuacja, ale osobiście nie chciałbym, żeby w obronę brała mnie „Gazeta Wyborcza”. No ale jej zatroskanie o katolików i o parafie jest wręcz legendarne. Więc jeśli ktoś (w ramach swojej prenumeraty) podrzuci mi kolejnego linka (nie nabywam tego periodyku i nie płacę za treści, które publikują) do epopei o najbogatszej w Polsce parafii to być może was poinformuję. A sam żałuję, że nie widziałem tej wizyty nuncjusza w Krakowie, bo naprawdę chciałbym zobaczyć, jak się wita cesarza.
Długi mi wyszedł pierwszy wątek, ale jeszcze parę rzeczy w telegraficznym skrócie. I tak na przykład mamy podobno nową modę na świecie, chodzi o „sologamię”. Wiecie, co to jest monogamia (popierana), poligamia (słusznie zabroniona), no ale o sologamii mogliście jeszcze nie słyszeć. Ewidentnie nie jest ona jeszcze rozpowszechniona, bo korektor automatyczny uparcie poprawia mi to słowo na hologamię (nie mam pojęcie co to jest). W każdym razie w sologamii chodzi po prostu o branie ślubu z samym sobą. Nie wiem, czy już męczą księży o ślub kościelny, ale na pewno wkrótce zaczną się domagać wszelkich praw zastrzeżonych dla małżeństw. Jak przytomnie zauważył Dawid Mysior, przynajmniej jedno prawo mają już zapewnione, a mianowicie mogą samych siebie odwiedzać w szpitalu. A ja bym jeszcze dodał, że tak się świat nad nami księżmi pastwi za celibat, a teraz proszę bardzo, jakie mamy trendy!
Teraz na chwilę do Rumunii. Trochę tam ostatnio było zamieszania z wyborami, powstał nawet nowy termin - „wariant rumuński” - określający sytuację, w której, jeśli kandydat wybrany przez naród nie podoba się liberalnym elitom, wybory można unieważnić pod byle pretekstem. Ale ostatecznie powtórzone wybory wygrał kandydat liberalny, więc w Rumunii nie potrzeba było po raz drugi stosować „wariantu rumuńskiego” (natomiast wydaje się, że w Polsce niektórym się marzy, podobno stoi za tym jakiś koń, ale głowy sobie nie dam uciąć, natomiast mam nadzieję, że uda się szybko uciąć łeb tej końskiej sprawie), natomiast pewnym zaskoczeniem okazała się deklaracja ministra do spraw energii, pana Sebastiana Burdui: „Przewidziana na styczeń 2026 roku likwidacja kopalń jest dziś niewykonalna. Bezpieczeństwo energetyczne Rumunii nie podlega negocjacjom. Bez nowych mocy wytwórczych ten krok uczyniłby nasz system energetyczny podatnym na zagrożenia, zwłaszcza zimą”. Nie zamkną kopalń węgla, rozumiecie? No a zdaje się są w Unii, prawda? I tak sobie można po prostu zrobić inaczej niż w Unii? I postawić pod znakiem zapytania unijne cele co do klimatu? Ciekawe…
Na koniec słówko o czujności włoskich komunistów. W Wenecji ma się odbyć ślub i wesele właściciela Amazona Jeffa Bezosa i różnego rodzaju organizacje spod znaku pacyfy i sierpa, i młota twierdzą, że ten ślub w Wenecji to akt „wyjątkowej pychy i arogancji”. No i chcą Bezosowi i jego gościom uprzykrzyć świętowanie, bo mówią stanowcze „Nie dla pieniędzy kapitalistów”. Pan Bezos ponoć chce wydać 30 milionów dolarów. Ciekawe czy właściciele hoteli i restauracji podpiszą się pod protestem… A jakby co, panie Bezos, to u mnie na wsi jest zjawiskowy drewniany kościółek, jakaś rzeczka też płynie nieopodal, a kobiety gotują tak, że palce lizać!
Pleban ze wsi
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!