TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 27 Lipca 2025, 02:12
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

O „bawieniu się” w przedszkolach nowego wspaniałego świata i o bawieniu się w Pana Boga

O „bawieniu się” w przedszkolach nowego wspaniałego świata i o bawieniu się w Pana Boga

Muszę wam się przyznać do jednej rzeczy, moi drodzy. Otóż niemal za każdym razem kiedy kończę kolejny tekst do tej rubryki postanawiam sobie, że już więcej nie będę się zajmował sensacyjkami związanymi z tzw. nowym, wspaniałym światem, serwowanym nam przez neomarksistów różnej maści. A postanowienie to zwykle jest związane z przekonaniem, że tak naprawdę wszelkie możliwe dziwactwa już wymyślili i wprowadzili w życie, więc trzeba już tylko spokojnie czekać, aż to wszystko kiedyś walnie i się rozwali, albo aż się spełni proroczy rysunek satyryczny Andrzeja Krauze opublikowany w 2009 roku w „Rzeczypospolitej” (ale była to zupełnie inna gazeta wówczas), na którym pewien pan stoi z kozą w kolejce do USC i jej tłumaczy: „Jeszcze tylko ci dwaj panowie wezmą ślub, kochanie, a potem nasza kolej”. I dopiero wtedy będzie coś nowego do obśmiania. A tak a propos, to posłuchajcie, co przy okazji tego rysunku w gazecie napisał wówczas niejaki pan Tomasz Terlikowski: „Jeśli godzimy się na uznanie, że prokreacja, wychowanie i wierność nie mają znaczenia w stosunkach dwóch partnerów, a jedynym celem jest zadowolenie uczestników tej relacji, to nie ma powodów, by czynić różnicę między relacją homoseksualną a zoofilską”. Łomatko! Ciekawe, czy dzisiaj się pod tym nadal podpisuje… A wracając do naszych „ulubionych” neomarksistów, to jednak okazuje się, że ich pomysłowość nie ma granic i ciągle potrafią oni nas zaskoczyć. A plebanowi ze wsi nie pozostaje nic innego, jak tylko stać na posterunku i informować, bo to, co na razie wydarza się w Niemczech czy w Italii szybko może stać się rzeczywistością również u nas. 

A napływają wieści wręcz wstrząsające choćby z Niemiec i to, niestety, z kręgów katolickich. Jak alarmują media, w miejscowości Kerpen (diecezja kolońska) w jednym z katolickich ośrodków typu „Kita” (przedszkola oferujące całodzienną opiekę nad dziećmi) planowano budowę pomieszczenia do… masturbacji, dedykowanego dla młodziutkich podopiecznych. Propozycja była elementem programu edukacji seksualnej, który – z polecenia lokalnych władz – przedstawić musi landowi każdy ośrodek edukacyjny. Zdaniem rządzących tam polityków, mimo porażających treści, opublikowanych na stronie placówki, żadne nieprawidłowości nie miały miejsca. Natomiast sama placówka, notabene mająca za patrona św. Rocha, opublikowała na swojej witrynie internetowej informacje o pomyśle stworzenia w placówce miejsca dedykowanego „odkrywaniu własnej seksualności” i zapewniania sobie przez dzieci… przyjemności erotycznej. Podopieczni ośrodka mieli uzyskać możliwość „wycofania się do chronionej przestrzeni (…), aby odkryć i zaspokoić się fizycznie” w sposób niedopuszczalny w przestrzeni publicznej. Posłuchajcie dalej: „Kiedy maluch bawi się swoimi częściami intymnymi i dotyka ich z oczywistą przyjemnością, nie wie nic o społecznych tabu, o tym, co jest niewłaściwe, nie mówiąc już o tym, że to, co robi, jest uważane za nieprzyzwoite lub brudne. Bada i odkrywa swoje ciało i lubi zatrzymywać się tam, gdzie czuje się szczególnie dobrze. (…) Jeśli zatrzymasz dziecko w tym momencie i powiesz mu, że nie wolno mu dotykać się tam na dole, możesz wyrządzić wiele szkód, ponieważ dziecko nauczy się: jest coś w moim ciele, co nie jest w porządku, nie jest dobre i jest w jakiś sposób nieprzyzwoite lub obrzydliwe”. No więc dlaczego nie zrobić dla dzieci specjalnego pomieszczenia, żeby się tam mogły wyżyć, przepraszam, zaspokoić?

Na szczęście rozległy się głosy protestu rodziców i ta skandaliczna inicjatywa jest obecnie „weryfikowana” przez władze lokalne i z tego powodu pomysł został póki co usunięty ze strony internetowej, ale nie zarzucony bezpowrotnie. Jak mówią jest w trakcie „recenzji”. Dla mnie szczególnie smutny jest fakt, że nawet archidiecezja nie widzi większego problemu. Lokalne władze duchowne wyjaśniały w odpowiedzi skierowanej do dziennikarzy niemieckiego medium, że taki obiekt nie powstał w przedszkolu św. Rocha, a sformułowania dotyczące „zabawy intymnymi częściami” i „zaspokajania się” zostały… nieopatrznie odebrane. Ciekawy komentarz do całej tej sytuacji został zamieszczony na portalu lifesitenews.com: „Korzeń zła leży w niesprawdzonym i niebezpiecznym przekonaniu (…), według którego dzieci są seksualnymi istotami od urodzenia. Ta teza, która została obnażona jako nienaukowa, pochodzi od nieszczęsnego ojca współczesnej edukacji seksualnej, Helmuta Kentlera, który przez dekady organizował siatkę przestępców pedofilskich i sam również wykorzystywał dzieci seksualnie”. To ciekawe, że jak się pogrzebie w początkach tych rewolucyjnych pomysłów na edukację seksualną czy ideologię gender, to niemal zawsze natkniemy się na jakieś kłamstwo, oszustwo, a nawet przestępstwo. Jeśli naprawdę chcemy chronić dzieci przed pedofilami, to nie sądzę, aby dobrym krokiem w tym kierunku była jak najszybsza seksualizacja dzieci. 

Na zakończenie jeszcze jeden dość makabryczny przykład jak człowiek bawi się w Pana Boga. Oto dwie panie pozbawione słuchu, Sharon Duchesneau i Candy McCullough, a przy okazji tworzące parę, zapragnęły mieć dziecko, które podobnie, jak one, nie będzie słyszeć i w ten sposób będzie bardziej do nich podobne. Dwie pozbawione słuchu kobiety zapragnęły, by ich dziecko – poczęte oczywiście in vitro, bo w Bożym planie z dwóch kobiet (podobnie jak z dwóch mężczyzn) dziecko się nie urodzi – miało trwale uszkodzony słuch. Uważały, że w ten sposób będzie podobne do nich. Panie zwróciły się do swojego przyjaciela, również głuchego, po nasienie potrzebne do sztucznego zapłodnienia. Jedna z kobiet zaszła w ciążę. Przy obu biologicznych rodzicach pozbawionych słuchu prawdopodobieństwo, że dziecko również urodzi się głuche, było wysokie. I tak się też stało. Syn począł się niemal całkowicie niesłyszący. 

Hmmm. Pamiętam, jak kiedyś ostrzegano przed manipulacjami in vitro, bo się doprowadzi do tego, że rodzice będą sobie wybierali płeć dziecka, kolor włosów i oczu, a możliwość aborcji całkowicie dopuszczalnej sprawi, że ewentualna porażka (nie taka płeć albo nie taki kolor oczu, jak chcieliśmy) będzie od razu „przerwana” w realizacji… Ale, że ktoś będzie chciał od poczęcia skazać swoje dziecko na niepełnosprawność, to naprawdę nikomu nie przychodziło do głowy. No ale właśnie przyszło. I co im zrobicie? Swoją drogą zastanawiam się, czy jakieś wielkie autorytety uznają to zachowanie za godne potępienia, czy jednak teoria, że z moim brzuchem i tym co w moim brzuchu robię, co chcę, weźmie jednak górę. 

Pleban ze wsi

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

~ Pleban ze wsi
2024-02-05  /  19:55

Pewnie jak sobie człowiek wybiera partnera, to w jakiś sposób wybiera też prawdopodobne cechy swojego dziecka, ale żeby starać się o to, by dziecko było jakoś upośledzone (wiem, brzydkie słowo ale nie chcę uciekać się w jakąś poprawność polityczną) to dla mnie jednak przesada. Czym innym jest przyjęcie dziecka takim, jakim się ono pocznie i urodzi, a czym innym celowe staranie się o jego niepełnosprawność...

~ milo
2024-02-03  /  20:25

A zastanówmy się, jeśli ktoś wybiera sobie partnera/partnerkę - podobają mu się brązowe włosy i niebieskie oczy - i takiego partnera/partnerkę sobie znajduje, to czy czasami nie wybiera też cech swojego przyszłego potencjalnego dziecka? Czy czasami nie było tak od początków świata?