TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 01:42
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Nowa wersja

Nowa wersja
Nie powiem niczego odkrywczego. I niczym cię nie zaskoczę, chociaż będę próbowała. Wiesz, że jesteśmy nimi otoczeni. Są wszędzie – w sklepach, na ulicach, w miejscach nauki i pracy, a nawet w domach; urządzenia z dostępem do internetu.

Elektronika wlewa się do naszej codzienności na dobre. Tylko czy aby na pewno? Spokojnie, wszystko jest dla ludzi. Szczypta umiaru, a nikomu nic się nie stanie. Ale są sprawy, w których nawet kompromis nie wchodzi w grę. Nie jest łatwo rozmawiać na ten temat. Przynajmniej mnie nigdy nie było. Za to nietrudno  zniechęcić do refleksji, jeśli podaje się zakazy zamiast powodów. Powiem od razu. Ja też lubię. Kilka lat temu spędzałam tak większość wolnych chwil; przyjemna, choć czasochłonna rozrywka. I dopóki używana z głową, naprawdę nieszkodliwa. Warto jednak umieć postawić granicę w odpowiednim momencie. Badania amerykańskich naukowców, z których tak ochoczo „drzemy łacha”, nie pozostawiają wątpliwości. Komputerowa rewolucja i gwałtowny rozwój elektroniki mają bardzo konkretne skutki (nic za darmo, prawda?). Jednym z nich jest tzw. technocentryczny model człowieka. Ludzki umysł zaczyna przyjmować zachowania podobne do sposobu funkcjonowania komputera, maszyny. Brak współczucia? Trudności z komunikacją? Silna potrzeba wydajności i prędkości jednocześnie? A może niska uczuciowość? To nie jest mój wymysł! Autor niniejszej teorii nazywa się Craig Brod. Zagadnienie jest istotne, dlatego że opiera się na słynnym „akcie woli” i w tym cały problem. To od gracza zależy, czy i jak pokona przeciwnika w drodze do celu. To gracz w wirtualnych realiach decyduje się nierzadko na rzeczy, których w normalnej rzeczywistości nigdy by nie zrobił. Nie chodzi o to, żeby teraz wstać i wyrzucić ulubionego asusa przez okno. Może ciebie akurat do gier nie ciągnie. Ale niewykluczone, że znasz kogoś, kto właśnie przegrywa życie.

Sprawa raz po raz wypływa na wierzch, jednak wówczas, kiedy osiągnie spektakularne rozmiary. I dopiero wtedy przypominasz sobie, że uzależniony dzieciak zabił kolegę z nieopisanym okrucieństwem, a obrażenia w niewyjaśniony sposób przypominają te z „Mortal Kombat”. Spis gier, które otwarcie promują przemoc, przestępczość i inne, znajduje się w sieci. Pierwsza lepsza strona udostępni ci go z nieukrywaną satysfakcją. Zresztą, nie trzeba być teologiem, żeby zanegować kradzież aut i pobicie przechodniów jako nadrzędne cele rozrywki. To umie każdy. Poziom trudności rośnie, kiedy gra wcale się swoją nieetycznością nie chwali.
Zabawa w tworzenie rodzin i zarządzanie ich codziennością serio wygląda niepozornie. Trudno nazwać ją jakąkolwiek wersją zagrożenia. Świat lubi jednak robić niespodzianki. Kto by pomyślał, że propozycja wymiany duszy pierworodnego dziecka na gitarę(!) bez przeszkód znajdzie się w ogólnym obiegu? „Akt woli”? Okultyzm? Może przesadzam…, ale nie spodziewałam się czegoś podobnego. To niepokojąca oferta. Nawet jeśli, albo może właśnie dlatego że, złożono ją w kontekście wirtualnego życia.

Oliwia Wachna

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!