TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 09:20
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Nosić w sobie konanie Jezusa - Wielki Piątek ze św. ojcem Pio

Nosić w sobie konanie Jezusa

pio

Ojciec Pio nie był oczywiście pierwszym, u którego pojawiły się ślady Męki Jezusa, w historii Kościoła odnotowano około czterystu takich przypadków, z czego niemal osiemdziesiąt dotyczyło świętych, ale włoski kapucyn był pierwszym w historii stygmatyzowanym kapłanem.

Trzeba jednak pamiętać, że tylko w przypadku św. Franciszka z Asyżu - pierwszego stygmatyka w dziejach ludzkości, stygmaty zostały uznane za autentyczne, czyli będące wynikiem interwencji samego Boga. Nie znaczy to, że pozostałe przypadki są nieautentyczne czy też niepochodzące od Boga, po prostu Kościół nie zajął jeszcze ostatecznego stanowiska w tej kwestii.

Jak to było z Ojcem Pio?
Sensacyjna wieść o stygmatach Ojca Pio rozeszła się po San Giovanni Rotondo i po całych Włoszech w maju 1919 roku. Jednakże pierwsze symptomy ran podobnych do ran Jezusa Ukrzyżowanego pojawiły się u włoskiego kapucyna znacznie wcześniej, bo już latem 1910 roku, kilka miesięcy po przyjęciu przez niego święceń kapłańskich i wiedzieli o tym nieliczni.  Ojciec Pio przebywał w rodzinnej Pietrelcinie ze względu na zły stan zdrowia i dopiero po roku Ojciec Pio napisał do swojego spowiednika ojca Benedykta: „Przydarzyła mi się pewna rzecz, której ja nie umiem ani wyjaśnić, ani pojąć. Na środku dłoni pojawiło się coś czerwonego, jakby w formie pieniążka, z towarzyszącym silnym i ostrym bólem w środku tej czerwonej plamy. Ból ten był bardziej odczuwalny w lewej dłoni, tak iż jeszcze go czuję. Również pod stopami czuję lekki ból. To zjawisko powtarza się już od roku; ale teraz od dawna nie występowało”. Widoczne ślady znikły, ponieważ młody kapucyn przeraził się i poprosił Pana Jezusa, aby je usunął. Pozostał tylko ból odczuwalny w pewnych okolicznościach. W pismach Ojca Pio odnaleziono krótką notatkę z 21 marca 1912 roku: „Od czwartku wieczorem aż do soboty, a także i we wtorki przeżywam bolesny dramat. Czuję, że me serce, ręce i nogi przeszywa jakaś szpada. Czuję jednak ból i nic więcej”. Miejscowy lekarz Andrea Cardone, badał pierwsze stygmaty Ojca Pio. Na obydwu dłoniach zauważył dziury o średnicy około półtora centymetra. Przechodziły one na wylot, tak że widać było przez nie prześwitujące światło. By przekonać się, czy rany młodego kapucyna są otwarte czy zabliźnione, włożył w ranę jego prawej dłoni kciuk i palec wskazujący, tak żeby dotknęły jeden drugiego. Reakcją ojca Pio miały być słowa a właściwie krzyk: „Hej, doktorze, jesteś jak święty Tomasz. Mnie te rany bolą”. W październiku 1915 roku Ojciec Pio zwierzył się swojemu kierownikowi duchowemu ojcu Augustynowi, że od kilku lat przeżywał „cierniem ukoronowanie i biczowanie”.

Stygmaty
Ostatecznie stygmaty stały się widzialne u Ojca Pio 20 września 1918 roku. Miało to miejsce na chórze zakonnym, gdzie Ojciec Pio przed krucyfiksem odprawiał dziękczynienie po Mszy świętej. Ogarnęła go senność i ujrzał przed sobą „tajemniczą postać”, której ręce, stopy i bok ociekały krwią. Tak to później opisał: „Ogarnął mnie stan jakiegoś spoczynku, podobny do słodkiego snu. Wszystkie zmysły wewnętrzne i zewnętrzne, jak również same władze duszy pogrążyły się w odpoczynku nie do opisania. Przy tym wszystkim wokół mnie i we mnie panowała całkowita cisza, natychmiast nastąpił wielki pokój i zgoda na całkowite wyrzeczenie się wszystkiego oraz wytchnienie w nieszczęściu. Wszystko to wydarzyło się w okamgnieniu. A w czasie, gdy to wszystko się działo, zobaczyłem przed sobą tajemniczą postać podobną do tej, którą widziałem wieczorem 5 sierpnia, różniącą się tylko tym, że z jej dłoni, stóp i boku ściekała krew. Jej wzrok mnie poraził, tego, co czułem w tym momencie w sobie, nie umiałbym opowiedzieć. Czułem, że umieram, i byłbym umarł, gdyby nie zainterweniował Pan, podtrzymując moje serce, które czułem, że wyskakuje z piersi. Obraz postaci zniknął, a ja zobaczyłem, że dłonie, stopy i bok były zranione i ściekała z nich krew. Proszę sobie wyobrazić, jakiej udręki doświadczyłem wtedy i jakiej doświadczam ciągle prawie każdego dnia. Rana serca broczy krwią, zwłaszcza od czwartku wieczorem aż do soboty. [...] Umieram z bólu z powodu udręki i zamieszania, jakie potem nastąpiły, a których doświadczam w swej duszy. Boję się, że umrę z wykrwawienia, jeśli Pan nie wysłucha jęków mojego biednego serca...”
Stygmaty zostały naocznie zweryfikowane przez prowincjała, o. Benedetto, który opisał je w liście, skierowanym do o. Agostino: „To nie są plamy ani znamiona, ale prawdziwe rany przeszywające dłonie i stopy. Potem obserwowałem tę na boku: jest to prawdziwe rozdarcie, które nieustannie broczy krwią albo krwistą cieczą”.

Zranienia duszy i ciała
Cofniemy się teraz na chwilę w czasie, aby przypomnieć o wydarzeniu wspomnianym w powyższej wypowiedzi Ojca Pio, które miało miejsce 5 sierpnia. Chodzi o tzw transwerberację, czyli przebicie serca. Jak podaje o. Błażej Strzechmiński OFMCap, transwerberacja, która  bywa też nazywana „atakiem Serafina” - zgodnie z nauką św. Jana od Krzyża - ma miejsce wtedy, gdy dusza „rozpłomieniona miłością do Boga” jest wewnętrznie zaatakowana przez Serafina, który „godzi w nią grotem czy włócznią rozpaloną ogniem miłości”. Dzieje się tak, gdy dusza zanurza się cała w miłości, przez którą jest pociągana do wewnętrznego zjednoczenia z Bogiem. W końcowym etapie tej całkowitej i pełnej przemiany duchowej dochodzi do tak zwanych „ran miłości”. Zranienia są wewnętrzne i pozostają niewidoczne, natomiast rany miłości są głębokie, długotrwałe i ujawniają się na zewnątrz albo w postaci przebitego serca (transwerberacja), albo w postaci ran na rękach, nogach lub boku (stygmatyzacja). I właśnie w przypadku Ojca Pio mamy do czynienia i z jednym i z drugim. Ojciec Pio nie powinien był być zdziwiony ponieważ sam o to prosił i Pan mu to obiecał. Pisał o tym w liście do o. Agostino: „Przeniknięty zupełnie łaskawością Jezusa wobec mnie, skierowałem zwykłą modlitwę do Niego, robiąc to z większą poufałością: «O Jezu! Obym mógł kochać Cię! Obym mógł cierpieć tyle, ile chciałbym, aby Cię zadowolić i naprawić w jakiś sposób niewdzięczność ludzi wobec Ciebie!» Lecz Pan Jezus pozwolił mi usłyszeć w mym sercu wyraźniej Jego głos: «Mój synu! Miłość poznaje się w bólu; odczujesz go ostry w swej duszy, a jeszcze ostrzejszy w swym ciele»”.
A jak Pan Bóg coś zapowiada to później realizuje i rozpoczął objawiać swoją szczególną miłość do Ojca Pio raniąc najpierw jego duszę, a następnie ciało.

Weź udział w mojej męce
Nie będziemy zagłębiać się w tym miejscu w badania lekarskie, którym został poddany Ojciec Pio w celu uzyskania opinii medycznej na temat źródła i przyczyn zaistniałych ran. Podczas stygmatyzacji Ojciec Pio usłyszał głos Jezusa „Weź udział w mojej męce” i jeśli zestawimy to z odczuwanym już wcześniej przez kapucyna z Pietrelciny ogromnym pragnieniem poświęcenia się za grzeszników i dusze w czyśćcu cierpiące, to widać wyraźnie, że zakonnik złożył dar z samego siebie, aby pomóc Jezusowi w „ogromnym dziele zbawiania ludzi”. Najpierw czynił to przez heroiczne sprawowanie sakramentów i dzieła miłosierdzia i niejako zwieńczeniem tego ofiarowania były stygmaty. „Poprzez krzyż stygmatów brał udział w męce Pana, która nie tylko była źródłem bólu i cierpienia, ale i objawieniem najwyższej miłości samego Boga. Taka miłość pozwalała mu mieć Boga odciśniętego we własnym sercu, a serce ukrzyżowane z miłości do bliźniego” - napisał wspomniany ojciec Strzechmiński.
Warto jeszcze przypomnieć, że Ojciec Pio oprócz ran na dłoniach, stopach i boku, o których wszyscy wiedzieli, miał jeszcze jedną, której nie ujawniał. Była to rana na prawym ramieniu. O tym, że Jezus miał tą ranę wiemy dzięki objawieniu jej św. Bernardynowi, który zapytał kiedyś w modlitwie, która z ran sprawiła Jezusowi największy ból. Była to właśnie ta na ramieniu spowodowana niesieniem krzyża, o której prawie nikt nie wiedział. Ojciec Pio nigdy nikomu nie mówił o tej ranie. Dopiero w 1948 roku w trakcie rozmowy z dopiero co wyświęconym księdzem Karolem Wojtyłą wspomniał o ranie, która sprawia mu największy ból, a o której nikt nie wie. „Ukryty stygmat” Ojca Pio okazał się zgodny z rozkładem plam na Całunie Turyńskim. Ojciec Pio wspomniał czasem bratu Modestino z Pietralciny, który pomagał mu w codziennych obowiązkach, że największy ból odczuwa przy zmianie podkoszulka. Dopiero po śmierci o. Pio, w trakcie porządkowania jego ubrań brat Modestino zauważył na jednym z nich dużą krwistą plamę na prawym ramieniu, blisko łopatki. Dopiero wtedy zorientował się dlaczego święty mówił o wielkim bólu w trakcie zmiany ubrania.
W roku 1968, w momencie śmierci zakonnika, jego stygmaty zniknęły po 50 latach, nie pozostawiając blizn. Były potrzebne podczas ziemskiego życia jako znak, stały się bezużyteczne w momencie śmierci, czyli pełnego zjednoczenia z Bogiem, kiedy już żadnych znaków nie potrzebujemy. Został opublikowany raport, w którym lekarze, którzy badali ciało Ojca Pio po jego śmierci, ustalili, że jest ono całkowicie pozbawione krwi.

Znaki Męki Pańskiej są niewątpliwie świadectwem świętości Ojca Pio, a także szczególnej miłości jaką darzył go Jezus. Ale wydarzenia jego życia mogą być też istotną wskazówką dla nas wszystkich. Ciekawe koincydencje zauważył włoski pisarz i dziennikarz Vittorio Messori. Francesco Forgione urodził się 25 maja 1887, a więc w okresie, kiedy ówczesny premier Włoch Francesco Crispi zadekretował obligatoryjne zdjęcie krzyży we wszystkich szkołach na terenie kraju. Czyżby był Ojciec Pio odpowiedzią Boga na ten dekret jako żyjący krzyż? Takich zestawień jest więcej w życiu Ojca Pio: stygmaty otrzymał 20 września 1918 roku kiedy bolszewicka nawałnica przybierał na sile. A śmierć przyszła 23 września 1968 roku kiedy kolejna rewolucja naznaczała świat przemianami, których konsekwencje po dziś dzień cierpimy. Warto dostrzegać te znaki, które Pan Bóg nam daje. Zwłaszcza teraz, kiedy raz jeszcze przeżywamy tajemnice naszego zbawienia.    

ks. Andrzej Antoni Klimek

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!