TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Lipca 2025, 18:15
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Nigdy nie rezygnujmy z kolędy

Nigdy nie rezygnujmy z kolędy

Wizyta duszpasterska, czyli kolęda, jest jednym z ulubionych tematów zarówno wewnątrz Kościoła, jak i dla jego zewnętrznych krytyków. Najbardziej ze względu na słynne koperty. Ale my kopertami zajmować się nie będziemy, ale w rozmowie z doświadczonym kapłanem, księdzem prałatem Stefanem Szkaradkiewiczem zastanowimy się, co jest w niej najważniejsze i dlaczego nie powinniśmy z niej rezygnować.


Na samym początku trzeba zaznaczyć, że Ksiądz Prałat, który na kolędę patrzy z perspektywy 48 lat kapłaństwa, w ostatnich latach z wizytą duszpasterską chodzi nieco rzadziej z powodów zdrowotnych, między innymi ponieważ właśnie podczas kolędy się poślizgnął i doznał bolesnej kontuzji kolana, prawda?

Ks. prałat Stefan Szkaradkiewicz: Tak, uderzyłem kolanem w betonowe schody i niestety nie od razu poddałem się zabiegowi oczyszczenia tego kolana z resztek kości i to trochę mnie powstrzymało, podobnie jak zawał serca, który przeszedłem w ubiegłym roku. Ale zależy mi również na tym, aby młodzi księża jak najwięcej czerpali z tej formy duszpasterstwa, którą uważam za niezmiernie ważną. Jest to bezpośredni kontakt z ludźmi, a co jeszcze ważniejsze, bezpośredni kontakt z rodziną, często jeszcze z całą rodziną, co jest właściwie niemożliwe w innym kontekście.

Czy widzi Ksiądz Prałat jakieś istotne zmiany pomiędzy tym, jak wyglądała kolęda przed wielu laty i tym, jak to wygląda dzisiaj?

Z perspektywy lat wydaje mi się, że kiedyś kolęda była przeżywana bardziej uroczyście przez rodziny. Zwłaszcza w okresie komunistycznym kolęda dla wielu rodzin była po prostu świętem. Ludzie zwalniali się z pracy, albo wymieniali się dyżurami czy zmianami, aby cała rodzina mogła spotkać się z księdzem. Był taki piękny zwyczaj, że najczęściej odświętnie ubrany ojciec oczekiwał przed domem i wprowadzał księdza do pokoju, gdzie wszyscy byli zgromadzeni. Z kolei w blokach, na klatkach schodowych gromadziły się dzieci, by potem biegiem lecieć do swoich mieszkań na wezwanie mamy, kiedy ksiądz wchodził. Ludzie bardzo się cieszyli z tych spotkań. Dzisiaj chyba tego aspektu świątecznego już tak często się nie widzi, chociaż ciągle są osoby, dla których wizyta księdza jest jednym z najważniejszych wydarzeń w ciągu roku. 

Kolędę rozpoczyna modlitwa, czasami odczytuje się fragment Pisma Świętego. Ma Ksiądz Prałat jakieś zwyczaje w tej materii?

Oczywiście wspólna modlitwa, a po modlitwie mam taki zwyczaj, że podaję wszystkim do ucałowania krzyż. Niektórzy odmawiają, czasami tłumacząc się względami higienicznymi, ale ja w to za bardzo nie wierzę. Ten gest i sposób jego wykonania pozwala mi często rozpocząć rozmowę.  

Czego dotyczyły rozmowy podczas kolędy?

Przede wszystkim tematów duszpasterstwa w parafii i nikogo nie dziwiło, że ksiądz pytał o udział w sakramentach, wręcz dziwiło, jeśli ksiądz o to nie pytał. Oczywiście trzeba to zrobić taktownie, bez osądzania i podnoszenia głosu, pokazując, że nie może nam nie zależeć na dobru naszych parafian. Przed trzema laty odwiedziłem podczas kolędy pewną parę żyjącą bez ślubu kościelnego, a zbliżał się czas Pierwszej Komunii dziecka. I właśnie podczas kolędy mogli się dowiedzieć, że liczne obawy, które były związane z ich ślubem były bezzasadne, a w każdym bądź razie dość łatwo rozwiązywalne i ostatecznie wzięli ślub. Ludzie często mają bardzo dziwne wyobrażenia na temat naszych kościelnych praw i obyczajów, a kolęda jest świetnym momentem, aby je zweryfikować.

Jednak czasami sprawy duszpasterskie zupełnie ludzi nie interesują, reagują niemal alergicznie. Jak wówczas się zachować?

Przede wszystkim myślę, że ksiądz musi umieć się komunikować i rozmawiać z każdym człowiekiem, również z tym, który nie otrzymał daru wiary, albo go zatracił. To jest naprawdę dramat, kiedy ksiądz nie potrafi rozmawiać. Jeśli ksiądz jest znany jako trudny w rozmowie, to będzie mu trudno na kolędzie. Opowiem dlaczego tak myślę. Otóż jeszcze w czasach komunistycznych byłem po kolędzie u osoby niewierzącej, dość wysoko postawionej w hierarchii urzędniczej. Byłem zdziwiony, że mnie przyjął, ministrantów nie chciał, ponieważ powiedział, że nie chodzi mu o modlitwę, ale o rozmowę i nie chciał świadków. Podczas rozmowy, w której przyznał między innymi, że stracił wiarę z powodu rodziców, którzy nie zrobili nic, aby on w wierze pozostał, choć przyjął Pierwszą Komunię Świętą, ale powiedział też, że zaprosił mniem ponieważ przeprowadził wcześniej wywiad środowiskowy na mój temat i wiedział, że chętnie rozmawiam z każdym. Czyli trzeba powiedzieć, że na to, jak jesteśmy przyjęci przez ludzi podczas kolędy pracujemy przez cały rok. 

Ale nieraz ksiądz pracuje bardzo dobrze, bardzo się stara, jest komunikatywny, a mimo to nawet ludzie uważający się za wierzących nie przyjmują go. Jakie mogą być tego przyczyny?

Czasami ludzie po prostu boją się księdza, ale nie dlatego, że on jest straszny, tylko że tak daleko odeszli od Boga i tak mocno się pogubili, że spotkanie z księdzem wzbudza w nich lęk. To jest na pewno lęk przed Panem Bogiem i w tym sensie oni widzą w księdzu posłannika Boga i odczuwają lęk. Często zupełnie niepotrzebny. Miałem takie sytuacje podczas kolędy, kiedy tylko część domowników była obecna, a o pozostałych mówiono mi, że ich nie ma. A ponieważ czasami po odwiedzinach w wielu domach człowiek zupełnie traci orientację, to zdarzało mi się, że po modlitwie i rozmowie zamiast pójść do drzwi wyjściowych, omyłkowo wchodziłem do pokoju, a tam po cichutku siedzą wszyscy rzekomo nieobecni. No i ja wówczas zawsze z uśmiechem witałem się z nimi i mówiłem, no popatrzcie, wyście nie chcieli spotkać się z księdzem, a Pan Bóg jednak chciał, abym ja się spotkał z wami. I potem często następowała druga kolęda i pewnie już się przed księdzem nie chowali. Na kolędzie nigdy nie wolno reagować nerwowo. Chociaż nie można mylić kulturalnej rozmowy i otwartości z jakąś polityczną czy kościelną poprawnością. 

Co Ksiądz Prałat konkretnie ma na myśli?

W jednej parafii miałem taką sytuację, że pewna rodzina zawsze podejmowała kolędujących księży wystawną kolacją. Ale był problem, że gospodarz nigdy nie chodził do kościoła. Nie wiem, może uważał, że wystarczy kolacja raz w roku dla księdza? No i ja wiedząc o tym, zanim jeszcze usiadłem do stołu zapytałem, czy on chodzi na Mszę Świętą. Strasznie się obraził, że tylu księży starszych ode mnie nigdy się go nie czepiało, a jaki taki młody i się rzucam. Po chwili jednak ochłonął, porozmawialiśmy i co prawda tej kolacji już nie zjadłem, ale on zaczął chodzić do kościoła. Jeszcze innym trudnym doświadczeniem, gdzie jednak musiałem się wykazać pewną stanowczością była sytuacja, kiedy ojciec rodziny pojawił się podczas kolędy w jego domu wyraźnie pijany. Przeszkadzał i ja wtedy, tak po wojskowemu zaleciłem mu, że ma usiąść i słuchać. Zdziwił się, ale posłuchał i był cicho. Jednak to są wyjątkowe sytuacje, normalnie trzeba mieć cierpliwość, uśmiech i otwartość. 

Trzeba jednak powiedzieć na usprawiedliwienie księży, że po kilku tygodniach kolędy przychodzi również zmęczenie.

Zgadza się i trzeba też powiedzieć jasno, o czym być może ludzie nie zawsze wiedzą, że na barki księdza chodzącego po kolędzie jest wkładane tyle cierpień ludzkich, tyle dylematów i zwykłej ludzkiej biedy, że ksiądz, który się przejmuje, a większość jest taka, może naprawdę być tym wszystkim przytłoczony. Dodam jeszcze, że nie warto się źle nastawiać, czy ulegać jakimś uogólnieniom, że jakaś parafia czy jej część jest wyjątkowo trudna do kolędowania, mówię to zwłaszcza do młodych księży. Ja pracowałem w Chodzieży, która uchodziła za komunistyczny bastion, a tymczasem kolędę tam wspominam bardzo dobrze. Czasami z tych najtrudniejszych terenów, są największe satysfakcje. Ja wiem, że dzisiaj są takie miejsca, dzielnice, czy nawet całe parafie, gdzie jest wiele rodzin, które nie przyjmują księdza, ale to nie powinno nas zniechęcać. Nigdy nie powinniśmy zrezygnować z kolędy, pamiętam, jeszcze w poprzedniej epoce, nawet komuniści mówili, że największą siłą Kościoła jest to, że poprzez kolędę możemy dotrzeć do wszystkich. A że nie wszędzie nas wpuszczą? Nie musimy się tym przejmować, bo przecież idziemy z orędziem Chrystusa a i Jego też nie wszyscy przyjmowali... 

Św. Paweł pisał o nastawaniu w porę i nie w porę, więc nie powinniśmy się zniechęcać...

Nigdy! Podczas kolędy, dzięki otwartości, serdeczności i delikatności dowiadujemy się o naszych parafianach rzeczy, których nigdy byśmy nie poznali w inny sposób. Tym bardziej dzisiaj, kiedy do kościołów przychodzi mniej ludzi. Dlatego apeluję: nigdy nie rezygnujmy z kolędy. Idźmy wszędzie i nie lękajmy się zamkniętych drzwi. Często właśnie za tymi zamkniętymi drzwiami potrzebują księdza najbardziej, choć może o tym nie wiedzą. I jak się zapuka, to może otworzą.

Z ks. prałatem Stefanem szkaradkiewiczem rozmawia ks. Andrzej Antoni Klimek

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!