TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 29 Marca 2024, 15:34
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Niezawodne lekarstwo

Niezawodne lekarstwo

Kiedy przychodzi samotność, albo jeszcze gorsze osamotnienie; kiedy problem przerasta nawet najmądrzejszego człowieka i brakuje słów; kiedy przychodzi strach nie do pokonania i zwątpienie w sens, to na to wszystko jest jedno, niezawodne lekarstwo. Takie, które jedni uważają za nudne i usypiające, a inni (choćby błogosławiony Jan Paweł II) polecają jako ratunek i obronę. Dla bardzo młodych, w średnim wieku i na jesieni życia.

Zwykle w październiku jesień przestaje być piękna, nikomu nie chce się wychodzić z domu, zaczynamy jakby więcej narzekać, nieważne czy młodsi czy starsi, szybko robi się ciemno i nic nam się nie chce. Jak się zmobilizować, żeby wyjść z domu na nabożeństwo różańcowe? Najpierw uwierzyć w jego moc i sens!

 

Zastrzyk w zwątpieniu i braku energii

Wiele razy będąc w kościele na modlitwie różańcowej zastanawiałam się, czy ludzie są świadomi słów, które wypowiadają, czy robią to już mechanicznie, myśląc o rozkładzie następnego dnia i sprawach do załatwienia, czy może powtarzają słowa modlitwy zupełnie bezmyślnie. Przecież Jan Paweł II mówił, że Różaniec to jego ulubiona modlitwa, ale jak to? Taki wspaniały myśliciel, teolog, poeta, filozof, następca św. Piotra, nie ma jakiejś przez siebie ułożonej, własnymi słowami, modlitwy, tylko upodobał sobie Różaniec, to proste powtarzanie w kółko tego samego? No właśnie. Coś w tym musi być! Pamiętam przecież, ile radości sprawił mi mój pierwszy różaniec, zrobiony na początku października z kasztanów, kiedy miałam sześć lat. Pierwszy prawdziwy, poświęcony różaniec, przy okazji Pierwszej Komunii Świętej skonstruowany był z małych, perłowych serduszek. Kiedy się modliłam myślałam o rodzicach, siostrze, koleżankach, że każde z nich to jedno serce, jedno ,,Zdrowaś Mario...”, żeby Matka Boża dała im wiarę, nadzieję i miłość. W tym roku, dzięki międzynarodowej grupie pielgrzymkowej, odkryłam piękno Różańca w różnych językach, to szczególnie dobre dla tych, którzy narzekają na monotonię tej modlitwy.

 

Syrop na samotność

Zwykle budzi się o świcie, podobno w tym wieku organizm nie potrzebuje już tyle snu, co dawniej. Ludzie pytają, czy się nie boi sama, w pustym domu, z dala od gospodarstw sąsiadów, z dala od świateł miasta. Pewnie to prawda, że jeśli się ufa, to strachu nie ma. Babcia, trochę podobna do mojej, ma prawie 80 lat. Dwa lata temu pochowała dziadka, a dwa dni potem wróciła do swojego domku z czerwonej cegły, na małą wieś pod Kaliszem. Kiedy się obudzi, najpierw spogląda na stolik nocny po swojej stronie łóżka, gdzie stoi obrazek Matki Bożej Nieustającej Pomocy. W domu jest tak cicho, że słychać tylko tykanie zegara, brzęczenie muchy, nawet jeśli lata w kuchni, a nie w sypialni i senne poszczekiwanie psa. Babcia półgłosem odmawia poranne modlitwy, a potem leży i myśli. O czym? Nie wiem, bo nie mówi, co myśli, można się tylko domyślać, że może wspomina czasy swojej młodości, o czym często lubi opowiadać, albo przypomina sobie ostatnie słowa męża, zanim pokonała go choroba. Codziennie dziękuje Bogu za to, że mimo zaawansowanego wieku nie zabrał jej sprawności ciała i umysłu, za to, że może chodzić, a nawet jeździć na rowerze, za to, że może czytać i rozmawiać z ludźmi. Przypomina sobie wtedy, że w kuchni na stole leży różaniec, drugi ma schowany w torebce, musi tam zawsze być, kiedy idzie do kościoła. Nie ma go pod ręką, więc babcia dochodzi do wniosku, że pora wstać, ubrać się, zjeść śniadanie i wziąć garść tabletek przygotowanych przez prawie dorosłego wnuka. Jedne na cholesterol, inne na serce, jeszcze inne na nadciśnienie. Kiedy wchodzi do kuchni, najpierw patrzy, czy jest. Leży na stole, tak, jak się spodziewała, na samym środku, zaraz obok książeczki. Czasami pytam jej, razem z wnukiem, co robi całymi dniami, czy się nie nudzi, czy się nie boi. W odpowiedzi na każde pytanie lekkim ruchem głowy wskazuje na środek stołu. Zdarza się, że opowiada o jakichś ludziach, którzy pytali, czy nie chce sprzedać domu, czy nie chciałaby kupić urządzenia do masażu, ale każdego zbywa, do domu nie wpuszcza i nie boi się. Zawsze nas pyta, jak może się bać, skoro czuje cały czas Bożą obecność. Dzieci i wnuki uczą się i pracują, więc większość dni jest zupełnie sama, ale przekonuje wszystkich, że właśnie tak jest jej dobrze, telewizor też jej nie potrzebny, wystarczy radio, bo z nim można zmówić Różaniec wieczorem, rano mówi zawsze sama, za każde dziecko i wnuka jedną dziesiątkę. Każdy, kto posądzałby ją o dziwactwo, czy uciekanie od ludzi, bardzo by się pomylił. Babcia jest tak inteligentna, rzeczowa, elokwentna i przyjazna względem ludzi, że nikt nie wpadłby na to, że ma prawie 80 lat. To Różaniec pomógł jej, tak myślę, zaprzyjaźnić się z tą samotnością, a czasem nawet osamotnieniem. Zawsze powtarza, że za jej czasów nie było takich rad, żeby modlić się własnymi słowami, więc babcia Różańcem prosi, przeprasza, dziękuje i rozmawia z Bogiem za pośrednictwem Matki Bożej, a ja nadziwić się nie mogę, jaką jej to daje siłę i odwagę.

 

Tabletki na beznadziejne sytuacje

Ano właśnie, ktoś pomyśli, taka typowa modlitwa dla starszych pań, co już nie mają co robić z wolnym czasem, co nie umieją inaczej. Nic bardziej błędnego. Sama przekonałam się o tym kilka lat temu, mając niewiele ponad dwadzieścia wiosen i ani chwili wolnego czasu. Ile razy z przyjacielem rozmawialiśmy w drodze o czymś ważnym, jakimś absorbującym mnie, kontrowersyjnym problemie, albo o jakimś ważnym (miłym lub przykrym) wydarzeniu w moim życiu, to zanim wyczerpywaliśmy temat, on proponował modlitwę, Różańcową właśnie. Muszę się w tym miejscu przyznać, że nie raz byłam na niego zła, że w ten sposób ,,zawiesza” rozmowę zamiast pozwolić mi się wygadać, albo coś konkretnego poradzić. Mówiliśmy więc kolejne dziesiątki na zmianę i w miarę upływu czasu te ,,Zdrowaś Mario...” szeptane to moim to jego głosem, powoli mnie uspokajały. A po skończonej modlitwie rada jakoś przychodziła sama, a nawet nie zawsze musiała zostać wypowiedziana, po prostu zjawiała się i już. Kiedy mieliśmy więcej czasu i dalszą drogę, do każdej dziesiątki dołączaliśmy swoje intencje. Potem mogliśmy włączyć ulubioną muzykę i ponucić ze spokojem znajome teksty.
Jeszcze lepiej dotarło do mnie, czym jest Różaniec, kiedy wracaliśmy od jego ciężko chorej siostry, kiedy ze łzami w oczach próbowałam przyjaciela pytać, dlaczego ona tak cierpi, dlaczego jeszcze rok temu była z nami w górach, a teraz ledwo może się ruszać. Ale on mógł mnie pytać dokładnie o to samo, mogliśmy się kłócić, dlaczego i za co Bóg ją tak bardzo doświadcza. Zamiast tego on proponował Różaniec, więc mówiliśmy łamiącym się głosem, bo to było jedyne wyjście, jedyna odpowiedź, jedyna nadzieja, jedyne lekarstwo na bezradność.

AAD

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!