Nieustająca obecność - rzymskie reminiscencje cz. I
Z racji beatyfikacji naszego papieża Jana Pawła II Wieczne Miasto - Rzym znowu znajdzie się w centrum uwagi całego świata, a w szczególności Polaków. Znów wszystkie drogi poprowadzą do Rzymu, do Jana Pawła II, ale także do wielu innych pięknych miejsc.
Ponad Wiecznym Miastem szumią wichry, a mnie się wydaje, że to wieki szumią i że w ich szumie błądzą duchy całych pokoleń ludzi tak pięknych i tak wspaniałych, że wzruszenie dech zapiera. Modlitwa szeptana w Rzymie przybiera kształt korynckiej kolumny z białego marmuru, a westchnienie do Boga przemienia się w kopułę Świętego Piotra. Kopuła piętrzy się nad miastem, wspiera niebo (..). Niebo zaś rozpina się renesansową kopułą nade mną i nad moim „home of spirit”, a na jej szczycie stoi Bóg, uśmiecha się łagodnie i patrzy na Wieczne Miasto, na mój Rzym (G. Morcinek, Listy z mojego Rzymu).
Każdy z nas mógłby za Morcinkiem snuć refleksje o własnym Rzymie. Od wieków, a nawet tysiącleci nawarstwiały się przecież także w europejskiej kulturze symbole, wyobrażenia, znaki czy pojęcia z zakresu prawa polityki, architektury, medycyny itd. - ze wszystkich dziedzin cywilizacji i kultury - powiązane licznymi i mocnymi nićmi z Rzymem.
Niemal wszystkie narody europejskie i nie tyko (także azjatyckie i afrykańskie) złączone są z Wiecznym Miastem nieprzeliczoną rzeszą tych, co tu wchodzili w ciągu wieków jako najeźdźcy lub pielgrzymi, także jako niewolnicy; przybysze znad Dunaju, Tamizy, Sekwany, Wisły z węgierskich równin czy górzystej Kastylii. Kupcy, rzemieślnicy, pielgrzymi, artyści. Niekończąca się wędrówka: średniowiecznych cesarzy, królów, posłów, biskupów, bo tu kraje pogańskie przyjmowały chrzest (od Irlandii po Litwę). Tu przybywały rzesze pątników, pielgrzymów na wielkie uroczystości anno santo i sobory. Wśród nich nawet jeden z synów Mieszka I, Lambert - zakonnik na Awentynie, nieco później św. Wojciech. W następnych wiekach bujnego renesansowo-barokowego rozkwitu miasta, bogate pałace przyciągały dworaków i obieżyświatów. Każdy naród, jak słusznie zauważa Jan Parandowski: miał czas zżyć się z Rzymem, osiąść w nim własnym Kościołem, hospicjum, stowarzyszeniem, instytutem naukowym (...), zapisać się na jego murach nazwą ulicy (my posiadamy Monte Polacco, via i vicolo dei Polacchi, via Polonia,), wróść pomnikiem jednego ze swych sławnych ludzi lub choćby tablicą na domu; w którym on mieszkał. Nikt nie zliczy artystów, którzy tu pracowali; zostawiając na miejscu lub roznosząc po świecie swoje dzieła. Jedni powiększali piękno Rzymu, drudzy brali tematy z samego miasta w jego dniu powszednim, tworząc wzruszające dokumenty minionego czasu. Poeci; uczeni żyli tu i tworzyli, każdy wiek liczył ich na setki, ich dzieła niosły chwałę Rzymu we wszystkich językach, zaludniały go tworami wyobraźni, każdy ułamek muru wieńczyły słowem miłości, podziwu, tęsknoty.
Krążą po Rzymie bliskie sercu polskiemu cienie, na rogu via Laurina, gdzie mieszkał Juliusz Słowacki i ma dziś tablicę na „swoim” rzymskim domu, wokół Monte Pincio, gdzie zdrożonego pielgrzyma - Mickiewicza, zadumanego pod sklepieniem bramy ogarniał muzyką łagodny wiatr i smutek, czy sam generał Dąbrowski, przemawiający do Legionów na Kapitolu, wsparty o pomnik Marka Aureliusza, spoglądającego - ze spiżowego konia - w rozległą przestrzeń imperium. Przybyła tu po śmierci ukochanego męża i króla Marysieńka Sobieska. Przykłady można mnożyć.
Pradawne porzekadło ,,wszystkie drogi prowadzą do Rzymu” zdaje się być prawdziwe i uzasadnione, a narodziło się już w epoce cesarstwa, kiedy rzeczywiście wszystkie trakty rzymskie, tak doskonałe - ze wszystkich stron zbiegały się na Forum Romanum, pod miliarum aureum, marmurową kolumnę inkrustowaną brązem. Tam, obszerna, złocona inskrypcja podawała odległości dzielące Rzym od ówczesnych antypodów - poznanej przez starożytnych - ziemi. Drogi te wiodły od zarania rzymskiej cywilizacji gromady wędrowców, wozy i rydwany, później karety, dyliżanse, w końcu samochody. A współczesny pielgrzym i turysta „spada” na Rzym najczęściej z góry, na lotnisko Fiumicino. Ogromna statua Leonarda da Vinci i wierszem Galante’a przypomina nam: wieszczym sercem odgadując przyszłość, pierwszy wskazałem drogę do powietrznych przestrzeni…
Taki właśnie jest Rzym; żyje się w nim wszystkimi powabami dnia powszedniego, zachwytem i radością, jakie niesie zgromadzone tu piękno, może jednak najbardziej wzruszeniem i pamięcią. Pamięć jest przewodniczką ludzkości od pierwszych jej dni - tajemnicza siła duszy ludzkiej, która idąc z biegiem strumienia chwil ogląda się wstecz, by spojrzeć na to, co odeszło, szuka przymierza z minionym czasem i zagarnia go w nieustającą obecność - trafnie zauważa Jan Parandowski. Koresponduje z tą myślą zwierzenie Morcinka, kontemplującego rzymską panoramę: Z kopuły Świętego Piotra widać drogi wiodące na kraj świata. Drogi te urzekają mnie swą nieskończonością. Drogi te posiadają w sobie nieskażony patos wielkości i przestrzeni; jaki miał każdy z tych walczących i każdy z tych ginących. Drogi te posiadają w sobie coś z ich heroizmu. (..) i patrzę na Wieczne Miasto pod sobą; które szumi jak sama wieczność...
Rzym współczesny, tak jak średniowieczny czy renesansowy, nie może pominąć ogromu swych starożytnych szczątków, zabytkowych ruin - na zawsze związany z nimi tradycją, architekturą i najważniejszymi pomnikami dziejów. Starych murów jest zapewne wciąż nie mniej niż nowych budowli i wiele z nich służy swemu miastu. Republikańskie i cesarskie mosty rozpinają swe łuki nad Tybrem, który od wieków zabierał w swym melancholijnym mleczno-zielonym nurcie pamięć etruskich wojów, cezarów, trybunów, apostołów, męczenników, papieży i tych mniej znanych, których imiona wyryła niewprawna ręka w marmurowe epitafia, i tych bezimiennych dla historii, ale ciągle obecnych w duchowym dorobku ludzkości. Przypominają ich w jakimś sensie sędziwe mury, które mimo, że uwiędły w bezczynności, mimo że sterczą kikutami szarych, ziemistych, bo budowanych z tufu ruin - budzą szacunek i wzruszają. Nowe, radośnie słoneczne, różowe bądź seledynowe budowle wyrozumiale przeskakują nad nimi dziwacznymi sklepieniami, bądź osobliwym obmurowaniem. Równie łaskawy los spotkał Forum Romanum, które wygrzewa swe rozmiecione kości w dobrotliwym skwarze, ledwo złagodzonym rzadkimi wawrzynami; oleandrami i cyprysami. Otwarty „krater” Kolosem odrestaurowany na jubileuszowy rok 2000, jakby dla zadośćuczynienia za wieki rujnującej go eksploatacji (wyrywano z niego tysiące cegieł i bloków kamiennych na budowę niejednego pałacu i wzmocnienia niejednego mostu) do dziś pobudza wyobraźnię, zwłaszcza nocą, w poświacie toczącego się po jego murach księżyca. Wreszcie Palatyn - kolebka miasta, narodu i państwa, którą Włosi otaczają szczególną czcią i sentymentem, nie tylko z okazji „urodzin Rzymu” 21 kwietnia, choć wówczas wzgórze rozognia szczególny płomień barwnych świateł, w kręgu którego stare kamienie cesarskich pałaców ożywają w legendarnym szepcie i pomruku historii. Przesuwają się wówczas postacie protoplastów - bliźniąt, wykarmionych przez wilczycę, gdzieś tu, w jaskini, postać zamyślonego Cycerona, który miał właśnie tam swój dom, jak inni sławni obywatele, wyniosłą postać Tyberiusza czy wdzięczny cień Livii - żony Cezara Augusta. Forum, Palatyn i Koloseum, ale nie tylko - cała strefa monumentalna, od term Karakali przez łuk Konstantyna, ową bramę, którą chrześcijaństwo weszło do historii, po spokojne brzegi Tevere - wskrzeszono cienie imperium, wszechwładnie strzegące swych praw do przetrwania.
Nie zawsze nawet trzeba odczytać pradawną inskrypcję do końca, odgarnąwszy najpierw opadłe liście, pył wieków. Czasem wystarczy świadomość, że na odległość dłoni, przesuwającej się wolno po przygasłych wyrazach - zbieramy myśli i głosy, zadumę czy cierpienie, które przetrwały w kamieniu.
s. Noela Wojtatowicz
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!