TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Sierpnia 2025, 16:02
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Nie wyobrażam sobie życia bez wiary - wywiad z Stanisławą Celińską

Nie wyobrażam sobie życia bez wiary

pani celinska

Parafia NMP Wniebowziętej w Gołuchowie już po raz drugi gościła znaną polską aktorkę, panią Stanisławę Celińską. Pierwszy raz w grudniu 2012, kiedy dzieliła się swoim świadectwem zapisanym w książce ,,Niejedno przeszłam”, a ostatnio w Niedzielę Miłosierdzia Bożego, aby zgromadzeni w niedzielne popołudnie usłyszeli historię biblijnego Hioba w monodramie. 

W jednym z wywiadów stwierdziła Pani, że Pismo Święte jest dla Pani księgą życia, a jak często udaje się je czytać? 

Stanisława Celińska: Nie mogę powiedzieć, żebym była na bieżąco z czytaniami, ale staram się przede wszystkim wiedzieć, jaka jest Ewangelia na dany dzień. Pismo Święte jest taką księgą, że w którym miejscu się jej nie otworzy, to można uzyskać odpowiedzi na nurtujące nas pytania. Myślę, że jeszcze ciągle za mało mam tego Pisma Świętego w moim życiu. 

No właśnie, skąd pomysł na wystawienie Księgi Hioba w kobiecym wykonaniu? Przecież  w niej występują wyłącznie mężczyźni...

Sztuka ta powstała wiele lat temu, jej premiera odbyła się w dniu pogrzebu
ks. Jerzego Popiełuszki. Pomysł pochodzi od Bohdana Cybulskiego, nieżyjącego już dyrektora Teatru Nowego w Warszawie. Przyszedł do mnie z propozycją, bym zrobiła jakiś monodram, dając dwa tematy do wyboru. Pierwszy to wiersze Broniewskiego do Anki, a drugi  to właśnie Księga Hioba. Powiedział wówczas zachęcająco, że Księgę Hioba to by ze mną zrobił. Ucieszyłam się z propozycji, bo poza tym, że Księga jest cudowna, to jeszcze ja, kobieta, mam ją zagrać. Jak wiadomo, my, aktorki gramy przeważnie ozdobę mężczyzny. Kiedy pisałam scenariusz powiedział bym dodała do niego pieśni Kochanowskiego.

Księga Hioba to temat bardzo głęboki. Z tą propozycją bardzo chciałam się zmierzyć i tak zrobiłam, choć było to zadanie karkołomne - przecież to ogromna księga, a teksty trudne. Grałam ten monodram kilka lat i z Tomaszem Bajerskim (kompozytorem muzyki do tego spektaklu) zdobyłam nagrodę na festiwalu małych form w Szczecinie. Niedawno wróciłam do Księgi Hioba, z pewnymi zmianami, dodałam jeszcze kilka Trenów Kochanowskiego, jest więcej śpiewania, mniej mówienia. Hiob cały czas we mnie dojrzewa i ciągle coś w nim zmieniam, żeby to było coraz bardziej pokorne, głębsze, coraz bardziej zbliżone do prawdy - o Hiobie, o Bogu, żeby to było żywe, poruszające i żeby mnie i mojego popisywania się w tym było jak najmniej, a jak najwięcej treści. 

Wydaje się, że w dzisiejszych czasach wokół nas jest wielu ludzi, którzy mają pretensje do Boga, że o nich zapomniał, a to oni często żyją, jakby Go nie było. Co chce Pani ludziom przekazać tym spektaklem? No i co przez dodanie trenów chciała Pani osiągnąć?

W dzisiejszym świecie nie brakuje „Hiobów”. Rozmyślając nad tymi słowami,  uświadomiłam sobie, że samobójstwa, które się zdarzają, ludzie, którzy nie wytrzymują tego ciśnienia, nie mogą sobie poradzić w tym oszalałym świecie pieniądza, że to wszystko wynika z  braku Boga. Nagle zaczynają złorzeczyć, pytają ,,Boże, dlaczego tak się dzieje, dlaczego mnie to, czy tamto spotyka?” to jest bardzo „Hiobowe”, bo Hiob ma też taki moment żalu,pretensji i gniewu. Wtedy Bóg mu się objawia, pochyla się nad nim i mówi parafrazując jego słowa: ,,czy ty wiesz, ile ja mam roboty...”

A Kochanowski był od początku w tym spektaklu, tylko początkowo nie rozumiałam. Ale ten poeta to też taki Hiob. Stracił wielką miłość swego życia, córeczkę. Te dwie postaci przeplatają się ze sobą, to są dwa Hioby, które idą przez mój spektakl. Monodram rozpoczyna się od Trenu Kochanowskiego, a kończy pieśnią łaczącą obu w modlitwie. Chcę w tym przedstawieniu pokazać, że człowiek nie jest sam, że jeżeli wierzy w Boga, to czuje, że jest pod opieką Ojca. Ja osobiście nie wyobrażam sobie życia bez wiary. Sama doświadczyłam wielkiej mocy wiary, a nawet cudu. 

Granie tego monodramu daje mi ogromną satysfakcję i radość, a występ w domu Bożym potęguje emocje. 

Mówi pani o doświadczeniu cudu. Proszę nam powiedzieć, co to był za cud?

Miałam problem z alkoholem i mówię o tym otwarcie, bo uważam to niejako za swój obowiązek. Nie jest to oczywiście przyjemnością mówić o tym problemie, ale czuję, że muszę, bo dzięki temu może pomogę ludziom w podobnej sytuacji. Między innymi dlatego powstała książka „Niejedno przeszłam”, ponieważ chciałam dać świadectwo, przede wszystkim wiary i tego, że cuda istnieją, że Bóg istnieje i że Chrystus mi pomógł. 

Była Pani jedynaczką, rozpieszczaną przez babcię, a potem przyszły sukcesy i sława. Zatem pewnie to wszystko, że się tak wyrażę, uderzyło Pani do głowy...

Tak, łatwiej jest znieść klęskę, niż sukces. Sukces, wbrew pozorom, jest bardzo trudny, bo jest trudny do przeżycia, bo uderza do głowy i powoduje siadanie na laurach. Pojawia się pierwszy z 7 grzechów głównych, a mianowicie pycha, przeświadczenie, że zawsze będę piękna, młoda i będą się sypały propozycje. Człowiek traci wówczas formę, samodyscyplinę i przestaje się rozwijać. A przecież trzeba cały czas walczyć, pracować i dbać o swój talent dany od Pana Boga. 

Wracając do problemu z alkoholem, w jaki sposób konkretnie udało się wyjść z tej sytuacji?

Gorliwie się modliłam i któregoś dnia po prostu problem przestał istnieć. A to nie jest takie proste, by tak z dnia na dzień uporać się z piciem. To jest moje „Jezu, ufam Tobie”. Dziś, Niedziela Miłosierdzia Bożego, więc te słowa szczególnie mocno we mnie tkwią, a sama Święta Faustyna jest dla kimś bardzo ważnym. Nota bene grałam w filmie o św. siostrze Faustynie, siostrę Marcelinę. 

Wracając jednak do cudu, o moim wyjściu z nałogu mówię z ochotą, bo uważam, że to nie jest moja zasługa, tylko Opatrzności. Na początku myślałam, że to ja sama wyszłam z nałogu, bo tak postanowiłam, potem sobie uświadomiłam, że sama to bym nie dała rady. Uważam, że trzeba o tym mówić i tym samym dawać nadzieję innym. Ktoś powie: taka Celińska dała radę, to może i ja dam radę. Znana osoba upadła, ale się podniosła, żyje, pracuje, odnosi sukcesy, to i ja spróbuję. 

W dzisiejszym świecie łatwo jest  stracić wiarę, upaść, ale nie wolno się poddawać, czego Pani jest najlepszym dowodem. Przeżywamy Rok Wiary, jak w niej wytrwać?

Powtarzam to nieustannie, że wiara jest najważniejsza, bez niej wszystko jest niewiele warte, bez niej niczego nie osiągniemy. A najważniejszym zadaniem dla człowieka jest to, by dzielić się miłością.

Bardzo ważne jest, żeby być dobrym dla drugich, żeby tę miłość krzewić, żeby się pochylać nad człowiekiem. Kiedy czasami czuję, że mam ochotę kogoś udusić, rzucić w niego kamieniem, to wtedy uświadamiam sobie i mówię, chwileczkę przecież Pan Bóg go kocha. A skoro Pan Bóg go kocha, to dlaczego ja mam tego człowieka nie zrozumieć i nad nim się nie pochylić? Miłością można zniwelować zło i to jest bardzo ważne. Tu znów przywołam św. Faustynę i Boże Miłosierdzie. Musiało upłynąć trochę czasu, nim zrozumiałam, że Bóg to nasz dobry Ojciec, że nas kocha, że nie jest tym starotestamentalnym, groźnym, karzącym Bogiem, ale jest pełen miłosierdzia i bez naszej czci czuje się samotny. Nie było mi łatwo mówić w spektaklu głosem Boga. Kiedy miałam nagrać ten głos, strasznie się męczyłam, wiłam się, aż w końcu coś zrozumiałam i wydobyłam z siebie głos pełen miłości. I mogę teraz powiedzieć, że wtedy najbardziej się zbliżyłam do Boga, właśnie wtedy kiedy Go zagrałam. Zrozumiałam, że On mnie kocha i ja mam Go kochać, ponieważ jest bardzo „samotny” na swoim szczycie. Zaczęła we mnie kiełkować miłość, ale miałam jeszcze przed sobą parę upadków i długą drogę, nim to doceniłam. 

Mówi Pani, że Bóg jest samotny, Pani, kiedy była u szczytu sławy, także mówiła, że jest bardzo samotna. Twierdziła Pani, że boi się miłości...

Tak, to jest do przerobienia w moim życiu, nie wiem, czy zdążę jeszcze z tym coś zrobić. To jest trudne, obdarzyć drugiego człowieka miłością, nie bać się miłości. Myślę, że problem wynika z tego, że nie nauczono mnie tego w dzieciństwie. To jest ważne, by wynieść to z domu. Kiedy patrzę teraz na moją synową, jak wychowuje dzieci, to widzę, jak okazuje im miłość, ciągle je przytula. To jest cudowne. Choć wydawało mi się, że może przesadza, ale nie, to jest piękne, bo te dzieci nie będą bały się w przyszłości okazywać i brać miłości. A ja byłam w pewien sposób dzika, zastraszona i jest mi trudno tak bezgranicznie oddać siebie drugiemu człowiekowi. Boję się, żeby nie zostać skrzywdzoną. Jedyne, co jest pewne, to, że bezgranicznie można się oddać Bogu. To jest najlepszy adres, a z ludźmi to różnie bywa. 

Dziękuję za rozmowę.

rozmawiała Arleta Wencwel

 


Stanisława Maria Celińska-Mrowiec - ur. 29 kwietnia 1947 w Warszawie. Polska aktorka teatralna i filmowa. Zadebiutowała w teatrze w 1968 roku. Rok później ukończyła PWST w Warszawie. Występowała w teatrach warszawskich: Współczesnym, Nowym, Dramatycznym, Studio i Kwadrat, a także Teatrze Nowym w Poznaniu (1990-1991). Brała udział w programach muzycznych i spektaklach Studenckiego Teatru Satyryków. Obecnie pracuje na deskach Teatru Współczesnego i Nowego Teatru w Warszawie.

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!