Nie wszystko słowu wolno
No i stało się. Pod koniec kwietnia Elon Musk wykupił 100 procent akcji Twittera. Ogłoszony przez agencję Bloomberg najbogatszym człowiekiem świata Musk, do tego, co już posiada, postanowił dołączyć serwis zrzeszający 330 milionów użytkowników z całego świata.
Twórca Tesli wydał na ten zakup mnóstwo pieniędzy, jednak już wcześniej przedstawiał konkretny powód chęci przejęcia platformy. Mianowicie planuje przywrócić w tych mediach społecznościowych wolność słowa. Przypomnijmy, że wcześniej niektóre posunięcia TT, jak choćby usunięcie konta byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa, były uznawane za cenzurowanie treści. A Twitter to nie jedyne miejsce w Internecie, gdzie zdarzały się przypadki wycinania nieprawomyślnych (a może częściej „nielewomyślnych”?) treści i banowania ich autorów. Dla przykładu, zaszantażowany przez komunistyczne władze Wietnamu Mark Zuckerberg we własnej osobie zadecydował o usuwaniu wpisów krytykujących tamtejszy rząd. Zgodnie z ultimatum postawionym przez wietnamskich komunistów, gdyby się na to nie zgodził, utraciłby rynek, który przynosi mu rocznie ponad miliard dolarów zysku. Z Facebooka korzysta w Wietnamie ponad połowa narodu.
Elon Musk nazwał Twittera „cyfrowym placem miejskim, na którym dyskutowane są sprawy ważne dla przyszłości ludzkości” i stwierdził, że „wolność słowa to podstawa funkcjonującej demokracji”. Czy i jak ekscentryczny bogacz, który został ogłoszony Człowiekiem Roku Tygodnika Time za „ogromną władzę i wpływ na rzeczywistość” (2021), wywiąże się ze swoich deklaracji, czas pokaże. Głosów sceptycznych nie brakuje, a wiadomo również, że tam, gdzie w grę wchodzą pieniądze i polityka, zawsze coś może pójść nie tak. Oględnie mówiąc. Wszystko to nie zmienia faktu, iż zasadne pozostaje pytanie o granice wolności słowa. Gdzie kończy się ta wolność? Gdzie zaczyna się cenzura? I czy w ogóle można stosować jakieś ograniczenia?
Wolność słowa jest podstawową wolnością konstytucyjną. Mówiąc o niej, Konstytucja gwarantuje nam po pierwsze: wolność wyrażania swoich poglądów. Możemy wyrażać się bezpośrednio lub robić to poprzez środki przekazu, możemy robić to używając słów lub niewerbalnie, np. ubierając określony strój, możemy wypowiadać się publicznie lub też jedynie prywatnie. Zaś pojęcie „pogląd” rozumiemy jak najszerzej, jako wyrażanie osobistych ocen, opinii, przypuszczeń, informowanie o faktach itd. Po drugie mamy zagwarantowaną wolność pozyskiwania informacji tzn. zbierania danych z dowolnych sfer życia publicznego lub prywatnego. I trzecia wolność, o której jest mowa, to wolność rozpowszechniania informacji, czyli udostępnianie zebranych danych indywidualnie wybranym osobom trzecim lub upowszechnianie ich - podawanie do wiadomości publicznej, np. poprzez środki masowego przekazu.
Wracając do wcześniejszego pytania: gdzie leży granica? I czy w ogóle można ją kłaść? Przecież dzisiejszy człowiek zdaje się mieć same jedynie prawa i wolności. Może poza Wietnamczykami, którym Zuckerberg do spółki z ich władzami ograniczył wolność pozyskiwania informacji. Jednak nie zważając na tak nieistotne dla przeciętnego użytkownika mediów społecznościowych przypadki, które dotyczą kogoś tam w odległym krańcu świata, możemy cieszyć się przecież nieograniczonymi możliwościami klepania językiem, a i klawiatura wszystko przyjmie. I tak na przykład wykształcony człowiek, polski dziennikarz i autor kilku powieści, publikuje w mediach społecznościowych wpis, w którym nazywa prezydenta RP debilem. Czy może to zrobić? Wszystko wskazuje, że tak, bo Sąd sprawę umorzył, uznając postępek autora wpisu za mało szkodliwy społecznie. Nie wiem, ile osób obserwuje profil tego pisarza, jednak jeśli jest tak popularny, jak o nim mówią, to chyba jakiś wpływ na swoich odbiorców ma.
Można i trzeba oczekiwać, że to właśnie ludzie kultury będą przede wszystkim troszczyć się o jej krzewienie. Nazywanie kogokolwiek debilem nie świadczy ani o kulturze, ani o elokwencji, jednak dzisiaj wszystko można wytłumaczyć wizją artystyczną i nazwać performansem. Niestety podążanie za takim pojmowaniem wolności słowa, skutkuje zalewem wulgarnych wpisów i komentarzy w całym Internecie. Użytkownicy obrażają siebie nawzajem na niewyobrażalną skalę, a korzystając z tej swojej nieograniczonej niczym wolności, zachowują się, jakby tańczyli w rynsztoku. I czują się z tym bezpiecznie, bo mogą skryć się za nickiem i awatarem. Dodatkowym problemem jest wysyp fakenewsów, które zaśmiecają rzeczywistość, nie tylko wirtualną, i pozwalają kłamać i plotkować na każdy temat. Jak tragiczne konsekwencje może mieć wypowiedziane i powielane kłamstwo, wielu się przekonało na własnej skórze.
Żadna wolność, również wolność słowa, nie może być swawolą. Warto nucić sobie często wyśpiewane przez Marka Grechutę słowa: „Wolność to skrzypce, z których dźwięków cud / Potrafi wyczarować mistrza trud / Lecz kiedy zagra na nich słaby gracz / To słychać będzie tylko pisk, zgrzyt, płacz”.
Małgorzata Młotek
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!