TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 26 Lipca 2025, 08:57
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Nie wszystko jest takie, jak się nam wmawia, że jest

Nie wszystko jest takie, jak się nam wmawia, że jest


W dzisiejszych refleksjach znajdziemy oczywiście wspólny mianownik wyrażony w tytule, ale będzie
to trochę taki miszmasz. Zaczniemy i skończymy w Polsce.

Na pierwszy ogień bierzemy sztuczną inteligencję a właściwie polskich scenarzystów. I stawiamy powszechnie uznaną tezę: scenarzyści to ludzie o niesamowitej kreatywności (ja się muszę przyznać, że mnie osobiście ta teza nieco śmierdzi, ponieważ – przepraszam – ale naszych polskich scenarzystów uważam za wyjątkowo słabych i raczej odtwórczych, czytaj powielających pomysły cudze, ale niewątpliwie tak powinno być, że scenarzysta jest kreatywny). A co mają scenarzyści polscy do sztucznej inteligencji? Ano oni się jej boją! Oto Gildia Scenarzystów Polskich (w nazwie swego stowarzyszenia niewątpliwie wykazali się kreatywnością: jeden pieron wie co to jest ta gildia) wydała oświadczenie, w którym zwróciła się do „działających w Polsce twórców AI, do korzystających z wytworów AI – zwłaszcza emitentów i właścicieli platform streamingowych, a także do ustawodawców i innych instytucji działających w obszarze kultury, by podjęli z twórcami kultury, a w szczególności ze scenarzystkami i scenarzystami, wspólne działania zmierzające do wielostronnej oceny i stworzenia sprawiedliwych dla wszystkich stron zasad wprowadzania do publicznego obrotu modeli sztucznej inteligencji oraz jej wytworów”.
Zaraz, zaraz, niech no pomyślę, ludzi, którzy powinni szczególnie cechować się kreatywnością, obawiają się, że sztuczna inteligencja wymyśli lepsze od nich scenariusze? Naprawdę? Ja sam wypróbowałem, jak taki program napisze kazanie na określony temat, i fakt, było stworzone błyskawicznie i na temat, ale nie miało w sobie nic ze mnie ani z moich słuchaczy, było suche, choć pełne faktów, ani przez chwilę nie przyszło mi do głowy, że może być jakimś wyzwaniem, czy zagrożeniem (choć oczywiście w wielu aspektach AI jest szkodliwa i niebezpieczna), że AI może zastąpić mnie jako księdza albo kaznodzieję. A scenarzyści się wystraszyli? Może jednak teza o ich kreatywności nie odpowiada prawdzie?
Kolejna teza: „nie masz państwa bardziej demokratycznego i otwartego niż Czwarta Rzesza, znaczy się chciałem powiedzieć Niemcy”. Często są nam nasi sąsiedzi stawiani za wzór, choćby kiedy kilka lat temu mówili Herzlich willkommen do wszystkich uchodźców, no i że co drugi Niemiec to już nie jest Hans, a Mehmet i w ogóle multikulti i przykład otwartości. Przecierałem więc oczy ze zdumienia czytając zaledwie kilka dni temu doniesienia prasowe: „że ministrowie spraw wewnętrznych Brandenburgii i Saksonii domagają się wprowadzenia stacjonarnych kontroli na granicy z Polską i Czechami w celu ograniczenia nieuprawnionych wjazdów uchodźców. Michael Stuebgen i Armin Schuster skierowali w tej sprawie list do federalnej minister spraw wewnętrznych Nancy Faeser przed zaplanowanym na środę szczytem w sprawie uchodźców”. Oj, panowie i panie, nie tak się umawialiśmy co do granic. A może to chodzi o tę falę uchodźców wojennych, którą ksenofobiczna Polska przyjęła w obliczu rosyjskiej agresji na Ukrainę? W każdym razie wygląda na to, że kolejna teza nam upada, bo tak naprawdę Unia Unią, prawa prawami, humanitarność humanitarnością, ale ostatecznie liczy się tylko to, co dobre dla naszego państwa. Ale tylko jeśli chodzi o Niemcy oczywiście.
Lecimy na drugą półkulę do Stanów Zjednoczonych. Teza brzmi: „produkcja mięsa sztucznego jest bardziej ekologiczna i mniej emisyjna niż hodowla zwierząt na prawdziwe mięsko”. Prawda pani Spurek? Wszyscy to wiedzą, chyba nawet krowy to zrozumiały, ale nie wiem czy się cieszą. A tymczasem amerykańscy naukowcy odkryli (jak ja uwielbiam to stwierdzenie), że w tischnerowskiej góralskiej klasyfikacji jest to prawda trzeciego rodzaju: nie świento prawda, nie tys prawda ale g... prawda. Ale po kolei. Produkcja laboratoryjna mięsa zaproponowana została jako bardziej ekologiczna w porównaniu z tradycyjnymi metodami jego pozyskiwania. Miała ona wykorzystywać mniejsze zasoby, głównie wody, paszy czy antybiotyków. Wielkie pieniądze w ten proceder, znaczy się proces produkcji sztucznego mięsa, zainwestował sam Bill Gates, a jak wiadomo nikomu tak bardzo jak jemu nie zależy na dobru naszej planety. Ale! Naukowcy z uniwersytetu kalifornijskiego odkryli, że proekologiczny charakter przemysłu mięsa laboratoryjnego wcale nie stanowi takiego pewnika, jak wcześniej zakładano. Jego wpływ na globalne ocieplenie może być nawet 25 razy większy od zwykłych metod hodowli i uboju! 25 razy większy! Oszczędzę wam opisu, o co konkretnie chodzi (produkcja cukrów i oczyszczanie wyhodowanych sztucznie komórek), a zacytuję końcowy wniosek; „inwestowanie w rozwój tej technologii przed rozwiązaniem kluczowych problemów takich jak opracowanie przyjaznej dla środowiska metody usuwania endotoksyn lub dostosowanie linii komórkowych odpornych na endotoksyny byłoby sprzeczne z celami środowiskowymi, za którymi opowiada się ten sektor”. A więc sztuczne mięso jest o wiele gorsze dla środowiska, niż pierdzenie – pardon my french – krówek. Takie są fakty.
Na koniec wracamy do Polski. Mamy wspaniały czas Pierwszych Komunii Świętych. Ale nie wszystkie dzieci zostaną posłane przez rodziców do przyjęcia sakramentu. Na przykład nasza noblistka Olga Tokarczuk tak opisywała swoje doświadczenia: „Mój syn nie został ochrzczony w Kościele katolickim, nie poszedł więc do komunii. Kiedy inne dzieci miały religię, on siedział całą podstawówkę w szatni na ławeczce. Nie było etyki, żadnych zajęć dla tych dzieci. Zamiast komunii zrobiliśmy mu ‚inicjację’ - wielkie ognisko, uroczyste obcięcie jego długich włosów, dostał prezenty. Zaproszonym dzieciom bardzo się to podobało i też męczyły rodziców o ‚inicjację’. Próbowaliśmy desperacko znaleźć jakąś świecką alternatywę wobec tego skomercjalizowanego do bólu rytuału komunijnego”. No właśnie: inicjacje, postrzyżyny, „zapleciny” – takie propozycje mamy zamiast I Komunii Świętej. Czy ja coś mam do tego? Absolutnie nie. Ale czy prawdziwa jest teza: „jedni mają Komunię inni postrzyżyny, jedno warte drugiego” jest prawdziwa? Ja pleban ze wsi, uważam, że nie, ale kto by się tam przejmował moją opinią. Ale niewierzący psycholog Paweł Droździak mówi tak: „Są ludzie, którzy zamiast na Komunię – jadą z dziećmi do Disneylandu. Kupują też jakiś prezent, żeby dziecko nie czuło się pokrzywdzone. Inni rodzice podejmują próby zbudowania alternatywnej formuły rytualnej. Wiadomo, że te próby nie mogą się udać z prostego powodu: są zbudowanie wokół katolicyzmu jako jego karykatura. Nie mają szansy z dwutysięczną tradycją chrześcijaństwa – i to mówię ja, człowiek niewierzący”. A ja dodam, nie mają szansy z realną obecnością Jezusa w sercach dzieci. Nie wszystko jest takie, jak nam się wmawia, że jest.


Pleban ze wsi

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!