TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 27 Sierpnia 2025, 23:38
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Nie o zemstę wołamy

Nie o zemstę wołamy 

Większość ofiar ludobójstwa na Wołyniu sprzed 80 laty – nie tylko Polacy, ale też Żydzi, Ormianie, Czesi i sprawiedliwi Ukraińcy, którzy ratowali Polaków – do tej pory nie została godnie pochowana. Jak patrzą na tamte tragiczne wydarzenia historycy obu narodów? Czy istnieje szansa na pojednanie polsko – ukraińskie?

Ludobójstwo Wołyńskie to masowe zbrodnie nacjonalistów ukraińskich, którzy dokonali mordów na ludności polskiej w latach 1939 – 1945, a nawet do 1947 roku, na terenie Wołynia Polesia, Lubelszczyzny i Małopolski Wschodniej. Ofiarami byli przede wszystkim Polacy oraz w mniejszym stopniu Rosjanie, Żydzi, Ormianie, Czesi i inne mniejszości. Historycy polscy przyjmują, że apogeum tej zbrodni były wydarzenia z 11 lipca 1943 roku i ten dzień nazwany został „krwawą niedzielą”. Teraz właśnie 11 lipca obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa na Wołyniu. Wiadomo już, że w tym roku od 7 do 9 lipca mają odbyć się kościelne obchody 80. rocznicy Zbrodni Wołyńskiej w Warszawie oraz Łucku i Parośli w Ukrainie. Ma też zostać podpisane poświęcone przebaczeniu i pojednaniu orędzie przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski abp. Stanisława Gądeckiego i zwierzchnika Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego abp. większego Swiatosława Szewczuka. To kolejna z trwających od kilkudziesięciu lat inicjatyw Kościoła na rzecz pojednania polsko-ukraińskiego. Szczególną rolę w procesie tego pojednania odegrał Jan Paweł II i właśnie podczas papieskiej wizyty w Ukrainie w 2001 roku, przed rozpoczęciem greckokatolickiej liturgii z udziałem miliona wiernych, kard. Lubomyr Husar zwrócił się w imieniu Kościoła greckokatolickiego o przebaczenie wszelkiego zła wyrządzonego przez wiernych tego Kościoła.

Cel UPA
Badający od wielu lat Zbrodnię Wołyńską historyk prof. Grzegorz Motyka z Polskiej Akademi Nauk uważa, że 11 lipca 1943 roku był dla Polaków jednym z najtragiczniejszych dni II wojny światowej. „Krwawa niedziela” zaczęła się już w nocy z 10 na 11 lipca i trwała do rana następnego dnia. Wtedy UPA zaatakowało około 100 polskich wiosek, by wymordować wszystkich Polaków w nich mieszkających. UPA, czyli Ukraińska Powstańcza Armia, to formacja zbrojna stworzona przez frakcję banderowską Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów pod koniec 1942 roku. Działała ona głównie na Wołyniu, w Galicji Wschodniej i na części terenów obecnej Polski – Lubelszczyźnie i Podkarpaciu. Jej dowódcą i liderem politycznym ukraińskiego podziemia był Roman Szuchewycz.

Celem UPA było powstanie niepodległego, jednonarodowego państwa ukraińskiego. To ona jest odpowiedzialna z OUN-B (Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów) za zorganizowanie i przeprowadzenie masakry polskiej ludności cywilnej przy udziale części ludności ukraińskiej, a także ukraińskiej policji pomocniczej i ukraińskich pułków policji SS. Odpowiedzialnością za ten mord obarcza się też przywódcę OUN-B Stepana Banderę. Inni podkreślają, że w tym czasie znajdował się on w niemieckim obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen i nie miał kontaktów ze swoją organizacją. Ale jak tłumaczy prof. Motyka dla ukraińskich nacjonalistów pozostawał on symbolem i on sam nigdy nie odciął się od tego, co działo się na Wołyniu i nigdy nie powiedział, że stało się coś złego.


Zaplanowana akcja
Jak podkreśla prof. Motyka nie dałoby się przeprowadzić akcji na tak wielką skalę bez planu i koordynacji. Najbardziej tajne rozkazy po przeczytaniu komendanci mieli zniszczyć, więc nie zachowało się ich zbyt wiele. - Wszystko, włącznie z okrutnym zadawaniem śmierci, miało swój cel. Kazano ludzi zabijać siekierami, by przerazić polską ludność i stworzyć wrażenie spontanicznego chłopskiego buntu, które miało ukryć prawdziwych organizatorów zbrodni – mówił profesor w wywiadzie dla „Gazety Pomorskiej”. 

Nie zgadza się on z historykami ukraińskimi, którzy twierdzą, że nie ma dowodów w dokumentach na zorganizowanie akcji przeciwko Polakom. „Zachowało się choćby sprawozdanie Ukraińskiej Głównej Rady Wyzwoleńczej z kilkugodzinnej dyskusji na temat działań przeciwko Polakom. W podsumowaniu Roman Szuchewycz potwierdza, że wszystko działo się za jego zgodą”.  Jak podkreślił prof. Motyka 19 czerwca uczestnicząc w sesji „80. rocznica Zbrodni Wołyńskiej. Pojednanie polsko – ukraińskie” zorganizowanej przez KAI, w wyniku działań nacjonalistów ukraińskich zginęło około 100 tysięcy Polaków, w tym 60 tysięcy na Wołyniu, 40 tysięcy w Galicji Wschodniej i kilka tysięcy na terenach dzisiejszej Polski. W wyniku polskich akcji zemsty zginęło od kilku do kilkunastu tysięcy Ukraińców. Z kolei od 300 do 400 tys. Polaków uciekło w obawie przed terrorem.

„Zwykli” Ukraińcy
- Banderowcy od początku starali się mobilizować chłopów, tworząc z nich grupy uzbrojone w siekiery lub pochodnie, którymi mieli podpalać polskie domostwa. Część ludzi robiła to pod przymusem. Znam przypadek ukraińskiego chłopa, który ukrywał polską rodzinę w stodole, ale musiał pójść do sąsiedniej wsi zabijać innych Polaków. Wieczorem opowiadał o tym z płaczem, twierdząc, że gdyby tak nie uczynił, to jego by zastrzelili - opowiadał prof. Motyka „Gazecie Pomorskiej”. Ukraińcy pomagali Polakom, ale nie był to odruch masowy. - W przypadku Wołynia mówimy o 25-30 tysiącach sprawców zbrodni, a mieszkało tam wtedy około 1,5 miliona Ukraińców. Wiemy też o co najmniej 800 osobach, które uratowały prawie dwa tysiące Polaków, narażając przy tym nierzadko swoje życie - kontynuował Profesor.

We wspomnieniach Zofii Szwal, byłej mieszkanki wsi Orzeszyna, można przeczytać, że w miejscowości Gruszowo część Ukraińców odmówiła mordowania Polaków. Banderowcy zebrali ich i powiesili. „Nie pozwolono rodzinom pogrzebać ciał swoich bliskich i sąsiadów. Nad rozkładającymi się w lipcowym słońcu zwłokami unosiły się roje much i stada ptactwa” – wspominała. To miało służyć za przestrogę dla innych, którzy chcieliby litować się nad Polakami. Warto też zauważyć bł. Grzegorza Chomyszyna, to jedyny greckokatolicki biskup, męczennik, który przeciwstawiał się otwarcie agresywnemu nacjonalizmowi ukraińskiemu. Wobec rzezi wołyńskiej zareagował jednoznacznie - potępił zbrodnicze działania ukraińskich nacjonalistów. 


Spór
Podczas sesji KAI prof. Motyka mówił też o przyczynach Zbrodni Wołyńskiej. Zwrócił uwagę na naturalny spór graniczny między Polakami i Ukraińcami, na przykład masowych zbrodni dokonywanych przez państwa totalitarne w czasie II wojny światowej, na radykalny nacjonalizm formacji Bandery, zakładający, że dla dobra narodu można dopuścić się nawet strasznych rzeczy oraz na nieudaną politykę narodowościową II RP, dla której obywatele polscy narodowości ukraińskiej byli obywatelami „drugiej kategorii”. Jednak jak podkreśla Ewa Siemaszko, od 1990 roku zbierająca i opracowująca dokumenty ludobójstwa dokonanego na wołyńskich Polakach, nie można mówić, że ludność ukraińska była prześladowana w II RP. I tak Ukraińcy mieli wtedy m. in. organizacje narodowe, ukazywały się aż 1132 tytuły prasy ukraińskiej, 30 proc. wszystkich spółdzielni w Polsce to były spółdzielnie ukraińskie, istniał bank ukraiński, towarzystwo kredytowe i towarzystwo rolnicze.

Prof. Grzegorz Motyka zauważył też, jakie są główne punkty sporu między historykami polskimi i ukraińskimi w kontekście mordu na Wołyniu. Zdaniem Profesora spór ten wiąże się po pierwsze z absolutyzowaniem wybranych przyczyn przez każdą ze stron. Polacy koncentrują się na zbrodniczej ideologii banderowców, Ukraińcy – na dyskryminacyjnej polityce II RP. Po drugie – spór dotyczy oceny prawno – etycznej zbrodni. Historycy polscy zgadzają się, że antypolską akcję można określić mianem ludobójstwa w myśl definicji Rafała Lemkina z 1948 roku. Zdaniem historyków ukraińskich tak nie jest, według nich ludobójstwa może się dopuścić państwo, a nie formacje partyzanckie. Po trzecie – Polacy podkreślają, że nie można mówić o symetrii działań ukraińskiego i polskiego podziemia. Ukraińcy są zdania, że była to wzajemna wojna i wzajemne napady.


Rzecz fundamentalna
Na pewno jest sprawa, która nie powinna mieć miejsca w związku ze Zbrodnią Wołyńską,. To trwający od lat oficjalny zakaz ekshumacji i pochówków ofiar na Ukrainie. Liczy się, że 90 procent pomordowanych nie ma grobu, a umierają świadkowie zbrodni zarówno po polskiej, jak i po ukraińskiej stronie, którzy mogą wskazać, gdzie znajdują się doły śmierci. Stąd rodziny ofiar Zbrodni Wołyńskiej wystosowały list do Episkopatów Polski i Ukrainy, to apel m.in. o godny pochówek ofiar i sprzeciw wobec gloryfikacji zbrodniarzy – ukraińskich nacjonalistów. Jego mottem przewodnim są słowa: „Nie o zemstę, lecz o pamięć, prawdę i godne pochówki wołają ofiary ludobójstwa”. Jego treść podczas sesji KAI odczytał ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Apel został podpisany przez 30 organizacji i środowisk starających się o upamiętnienie ofiar ludobójstwa na Wołyniu. „Nam, potomkom i krewnym ofiar ludobójstwa, pochodzącym często z rodzin mieszanych, bardzo zależy na szczerym i prawdziwym pojednaniu polsko-ukraińskim” – napisali sygnatariusze apelu. Uważają oni jednak, że aby do takiego pojednania doszło muszą zostać spełnione warunki. „Zwracamy się więc do Waszych Eminencji i Ekscelencji, aby wspólnie z nami zaapelowały do prezydentów i premierów oraz władz parlamentarnych obu krajów w sprawie godnych pochówków wszystkich ofiar ludobójstwa. Pochówki te powinny mieć charakter religijny, zgodny z wyznaniem i obrządkiem ofiar. Miejsca zagłady powinny być oznaczone pamiątkowymi krzyżami, które byłyby nie tylko upamiętnieniem, ale i przestrogą dla przyszłych pokoleń” – to jeden z warunków.

Prof. Motyka zgodził się podczas sesji KAI z apelem rodzin ofiar, by doszło w końcu do ekshumacji ofiar zbrodni i do ich godnego pochówku. – To jest rzecz absolutnie fundamentalna. Od tego należy zacząć, bo to gorszy bardzo dużą część polskiej opinii publicznej. Tę krzywdę trzeba naprawić – powiedział. Przypomniał też, że zakres ekshumacji był właściwie jedyną rzeczą, którą propaganda rosyjska skutecznie, ale na szczęście na niewielką skalę, wykorzystywała po wybuchu wojny na Ukrainie do osłabienia poziomu solidarności Polaków wobec Ukraińców. Bo pamięć o ofiarach nie przekreśla pomocy, przebaczenia i odwrotnie.

Na koniec jeszcze przypomnę słowa wypowiedziane przez tego, który przeżył ludobójstwo na Wołyniu. Dominikanin o. Jacek Salij urodził się w sierpniu 1942 roku we wsi Budy. Polacy mieszkający w tej wsi zostali napadnięci 15 kwietnia 1943 roku.
- Chutor moich rodziców był szczęśliwie dość oddalony od wsi i to nas ocaliło. Mianowicie przybiegła do nas przerażona, a rodzicom znana tylko z widzenia Ukrainka, wołając, żebyśmy uciekali, bo na wsi mordują Polaków  – mówił o. Jacek Salij w katedrze łuckiej w 76. rocznicę Zbrodni Wołyńskiej. - Od tego, czy potrafimy uznać błędy przeszłości i przebaczać sobie wzajemnie, istotnie zależy to, czy naprawdę chcemy uczestniczyć w budowaniu świata, w którym respektuje się życie, sprawiedliwość, zgodę i pokój – stwierdził. ■

 Renata Jurowicz

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!