TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 05:18
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Nie mam czasu na spowiedź?

Nie mam czasu na spowiedź?

Nie mam czasu - to słychać już prawie wszędzie. Wlewa nam się do uszu przez usta współpracowników i sąsiadów. Grzmi z telewizora i radia. Oczywiście jeśli ktoś słucha. Nawet dzieci się tak tłumaczą!


Są takie zdania, które wypowiadane w odpowiednich okolicznościach, mają prawidłowy wydźwięk i stanowią logiczne wytłumaczenie dla naszej niedyspozycji. Te zdania to... tak naprawdę wszystkie zdania. No bo jeśli robimy to we właściwych momentach, mówiąc, że nie mieliśmy na coś czasu, mamy rację. Z kolei wypowiadając to zdanie nagminnie, odbieramy mu sens. Co wtedy zostaje? Wygodny frazes. Tylko jakby trochę pusty.
O ile posługujemy się pojęciem braku czasu chwilowo, by w nieodległej przyszłości nadrobić zaniedbania, świat się nie zatrzyma. Przecież nie zawsze udaje się tak zorganizować dzień, żeby pogodzić wszystkie obowiązki. I jest to zupełnie naturalne, spokojnie. Niepokój natomiast powinien wzbudzać moment, w którym nie mamy czasu nawet na porządne wytłumaczenie dlaczego go nie mieliśmy. Jeśli zaczynamy codziennie odkładać ważne kwestie na jutro, czas znaleźć czas, żeby... lepiej zorganizować ten czas.
Problem pojawia się wówczas, gdy drobne z początku niedopatrzenia rosną i zmieniają się w dość poważne zaległości. I okazuje się, że jakoś specjalnie nam to różnicy nie robi. Przykładów nie trzeba szukać daleko. Kiedy ostatni raz byłeś u spowiedzi? Dobra, dobra. Nie powinno mnie to obchodzić. I jakby się temu przyjrzeć, tak właśnie jest. Prawie. W każdym razie śledztwa prowadzić nie będę, no. Po co więc ta cała scena?
Prosto z mostu. Świadome i dobrowolne odkładanie tego sakramentu na później ma bardzo realne skutki. Od razu ich nie zobaczysz. To byłoby zbyt proste. Przede wszystkim zaczynamy się przyzwyczajać do rzeczy, które nie zasługują na nasze przyzwolenie. Stopniowo dajemy sobie coraz większą swobodę. A bez przyznawania się do błędów wycisza się nasze sumienie. Łatwiej przychodzi usprawiedliwianie nagannego zachowania. Za chwilę ktoś się zbuntuje i stwierdzi, że nie pójdzie proboszczowi szeptać na ucho co zrobił i dlaczego. Nie na ucho? To krzycz, byle szczerze.
Żarty żartami. Ten argument jest bardzo poważny. Ale i z tym da się coś zrobić. Nie jest napisane, a przynajmniej nie udało mi się znaleźć, do jakiego kapłana należy się udać po rozgrzeszenie. Jeżeli z jakichś względów nie chcemy się spowiadać danemu księdzu, to nikt nie powinien nas zmuszać. Trzeba wstać, odwrócić się i odejść z godnością. Trudne? Obok jest „czynny” inny konfesjonał. Możliwe, że tutaj poczujemy się optymalnie. Na pewno będzie lepiej niż w poprzednim wypadku, prawda? Warunek jest jeden: trzeba próbować. No i chcieć, ale to podstawa.
Jest jeszcze kwestia wierzących, którzy nie praktykują. Tu sprawa jest troszeczkę bardziej złożona. Zagorzali katolicy pewnie skwitują krótko: nie istnieje coś takiego, jak „wierzący – niepraktykujący”. A jednak są ludzie, którzy się w ten sposób tytułują.
Aby wyeliminować skutek, trzeba znaleźć przyczynę. Skoro ktoś nazywa siebie w ten sposób, to nie robi tego dla żartu. Najszybciej można mu zarzucić lenistwo. Tylko przed czym? Przed chodzeniem do kościoła w niedzielę?
Sądzę, że czasami zbyt łatwo przychodzi nam osądzanie tych, których nie rozumiemy. Spróbujmy bliżej przyjrzeć się osobie, która utrzymuje, że jest niepraktykującym katolikiem. Czy świadomie i dobrowolnie rezygnuje z uczestnictwa we Mszy Świętej? Na pewno ma jakiś powód, dla którego tak postępuje i to, że go nie znamy, nie znaczy, że nie istnieje. A może irytuje nas postawa tego człowieka, dlatego że najzwyczajniej w świecie przypomina naszą własną?
Akurat, pomyślisz. Jakaś prowokacja..., wcale nie. Wstyd za grzechy może być tak silny, że aż obezwładnia. Niektórzy na samą myśl o formule spowiedzi zaczynają snuć wręcz apokaliptyczne wizje, jakoby mieli zostać potępieni i strąceni w piekielne czeluście na wieczny czas, bo na wieść o naszym zwyrodnieniu poziom zgorszenia spowiednika sięgnie zenitu... śmieszne? Jak dla kogo. Obawy nie muszą być ani realne, ani uzasadnione, ale to wcale nie znaczy, że dzięki temu boimy się na niby. Nie w tym rzecz, żeby dokonywać na sobie aktu całkowitego ułaskawienia, jednak karmienie się wątpliwościami również nie jest właściwe. Mając zastrzeżenia co do aktu pokuty i pojednania coraz bardziej przeciągamy moment przyznania się do winy. I wtedy nie tylko nie mamy odwagi „szeptać proboszczowi co i dlaczego”. Wtedy niechęć przed spowiedzią rośnie w siłę, a zaczyna się omijanie kościoła dosyć szerokim łukiem. Strach przed nieuzyskaniem rozgrzeszenia czy przed samą spowiedzią jest znajomym uczuciem dla wielu ludzi. Sam
o. Józef Augustyn mawiał, że „grzesznik odsłania przed spowiednikiem całą swoją ludzką słabość i nędzę”. Nie znam człowieka, który lubi przedstawiać obcym swoje słabe strony. W końcu nawet przed sobą potrafimy udawać, że nic się nie stało. Z drugiej strony sakrament pokuty i pojednania to dobra okazja do refleksji nad własnym postępowaniem. Nikt nie może stwierdzić, że jedyna możliwa. Ale dobra. Wiadomo, że okazja czekać nie lubi, wobec tego czy nie warto spróbować jej wykorzystać? Co mamy do stracenia, przyznając się do winy? A zyskać możemy wiele, oczywiście jeśli naprawdę będziemy tego chcieli. To jest warunek. Nie oszukujmy się, by spowiedź była owocna, musimy chcieć zmian. Tylko i aż tyle.
Należy jednak pamiętać, że przymuszanie kogoś, lub robienie mu wyrzutów nie pomoże uzyskać spodziewanego efektu. Wielu z nas błądzi, szuka drogi samodoskonalenia, polemizuje z zasadami albo nawet buntuje się przeciw nim. Błędy to naturalny mechanizm w drodze do odnalezienia prawdy. Ponadto do niektórych spraw trzeba po prostu dojrzeć, przemyśleć je, przygotować się do nich. Samemu. Praca nad sobą wymaga czasu, ale nie musi być żmudnym obowiązkiem. Przy odpowiednim nastawieniu staje się wyzwaniem, które sami z siebie chcemy podjąć. Dlaczego? Dla mnie sprawa jest absurdalnie prosta - bo decydujemy się na nie z własnej woli. 

Tekst Oliwia Wachna

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!