TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 21:15
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Nie deptać Pana Boga - rekolekcje (4)

Nie deptać Pana Boga czyli o tym,

co się przewala pod ławkami w kościele (4)

fot. Anika Djoniziak

Zapytano kiedyś Jezusa: „Mistrzu, które jest pierwsze ze wszystkich przykazań?” Dzisiaj czytając to pytanie pewnie nam się buźki śmieją, jak za każdym razem, kiedy oglądając jakiś teleturniej w telewizji, znamy odpowiedź na pytanie, zanim uczestnik jej udzieli. Czasami nawet dziwimy się, że to musi być jakiś tępak, skoro my wiemy, a on nie. Albo my tacy inteligentni? Właśnie, myślimy, że znamy odpowiedź: „Pierwszym jest oczywiście przykazanie miłości: Będziesz miłował Pana Boga swego...” i tak dalej, co wygrałem? Nic. Pudło! Jezus odpowiedział tak: „Pierwsze jest: Słuchaj Izraelu: Pan Bóg nasz, Pan jest jedyny. Będziesz miłował Pana, Boga swego...” Najpierw trzeba słuchać. A my ze słuchaniem mamy problemy. 

W naszym poprzednim spotkaniu rekolekcyjnym rozmawialiśmy o rozlicznych dobrodziejstwach wynikających z częstego i pełnego miłości wystawiania się na promienie Miłości, jak pamiętacie chodziło o „strzaskanie się na mahoń”, czyli zdrową, duchową opaleniznę, której się nie uzyska w 30 sekund. Nasze szanse zaś zdecydowanie podnosi uczestnictwo w Eucharystii, nie z obowiązku czy ze strachu, ale jak już powiedziałem, z miłości. I od Eucharystii zaczniemy naszą dzisiejszą refleksję, nie pozbawiając się jednakże futurologicznego wprowadzenia.

Wprowadzenie futurologiczne

Kiedy 30 lat temu ktoś nas pytał, jak sobie wyobrażamy XXI wiek, to pewnie większość z nas widziała świat pełen automatów, robotów i innych ustrojstw, które wszystko robią za człowieka, w związku, z czym człowiek nie ma nic do roboty i może oddać się temu, co najbardziej lubi, a już na pewno ma na wszystko czas. A taki na przykład człowiek, który uważa, że Bóg powinien być na pierwszym miejscu, ma mnóstwo czasu dla Pana Boga, na modlitwę, medytację i oczywiście lekturę Księgi Życia jaką jest słowo Boże i w konsekwencji SŁUCHA, no bo pierwsze przykazanie brzmi: „Słuchaj...” Trochę żeśmy trafili, jak kulą w płot z tą naszą futurologią, bo okazuje się, że czasu mamy coraz mniej, a właściwie nie mamy go wcale, a już na pewno mniej, niż choćby za tzw. komuny i wygląda na to, że większość myśli: „Na Pana Boga i tak będę miał całą wieczność, więc teraz w doczesności zajmę się innymi ważnymi sprawami, no bo czy tam, w wieczności będzie np. Facebook, „M jak miłość”, albo czy będzie wypadało tuż przy Panu Bogu poplotkować z sąsiadką??? Elementarne Watson: trzeba się tym zająć tu i teraz”. No i się zajmujemy, a do tego należy dopisać pracę na dwa, trzy etaty, „żeby nasze dzieci miały lżej” i obraz jest pełny. Wszystko na swoim miejscu włącznie z zakurzonym Pismem Świętym na półce, bądź w szufladzie.

Mamo! Ale świetna 

Msza dzisiaj była!

I tu wracamy do Mszy Świętej. Bo biorąc pod uwagę to zakurzone Pismo Święte na półce, bądź w szufladzie, tak naprawdę jedyną okazją, aby SŁUCHAĆ staje się właśnie Eucharystia. I jeżeli uda nam się być punktualnie w kościele, zapytajmy, co się dzieje, kiedy po kolekcie, czyli modlitwie, którą kapłan recytuje bądź śpiewa tuż przed pierwszym czytaniem, odpowiadamy „Amen” i z ulgą opadamy na nasze miejsce siedzące w ławce? A może co się dziać powinno? Otóż powinniśmy się cali zamienić w słuch. Albo jak mówią Włosi cali stać się uszami (sono tutto orecchie), aby nie uronić ani Słowa, bo przecież nim mamy żyć przez cały tydzień i w świetle tego Słowa podejmować życiowe decyzje i interpretować wszystko, co nam się przytrafia. Tak być powinno, ale niestety często nie jest. Czasami z winy nas, księży, którzy w jakimś duszpasterskim amoku, pozwalamy czytać słowo Boże dzieciom, albo pierwszemu lepszemu chętnemu w imię tzw. pogłębionego uczestnictwa. „No bo dzieci się nudzą w kościele, a tak niech se przeczyta, poczuje się ważny”. I od samego początku wprowadzamy dzieci w błąd, co do tego, kto jest ważny na Eucharystii, a dodatkowo narażamy cała wspólnotę na to, że słowo Boże zostanie podane w sposób niezrozumiały z poprzekręcanymi słowami i bynajmniej nie dzieci są tu winne (z takim królem Nabuchodonozorem nawet księża mają problemy, a co dopiero dziecko?). Ale jest i druga strona medalu, czyli nasze szukanie „zajęcia” podczas liturgii Słowa. Jak już sobie na tej ławce klapniemy, to jest czas, aby się porozglądać, zobaczyć, w co się Nowakowa ubrała, przyjrzeć się z podejrzliwością opaleniźnie księdza (mówił, że był w Zakopanem, a pewnie gdzieś skubaniec po cichu do ciepłych krajów poleciał), albo podjąć głęboką refleksję nad tym, co też ksiądz robi z naszymi pieniędzmi zbieranymi na remont kościoła, skoro takie liszaje na ścianach, no i zimno jak piernik, a na ogrzewanie też zbiera. I czy on znowu wybrał dłuższą wersję Ewangelii? W taki ziąb? Litości nie ma. Ale najlepiej jest wtedy, gdy jakiś dzieciak zapewni nam religious entertainment, czyli religijną rozrywkę. Religijną, bo w kościele, a rozrywkę, bo jest śmiesznie. Chodzi taki dzieciak po kościele, wywraca wazony, gasi świeczki, ciągnie za obrus... A potem jego starszy brat, np. ośmioletni idzie po niego, od tyłu chwyta podwójnym nelsonem i „odnosi” do mamy. A ten młody tak świetnie wierzga nogami i wrzeszczy na cały kościół. O, uwolnił się i ucieka! Ale brat go goni! Ale jaja, ale ubaw. Szkoda, że nie można obstawić, czy go złapie, czy nie... Włącza się matka! Teraz dopiero jest ubaw: obaj ryczą! O! Już „Wierzę w Boga”? Ale fajnie przeleciało dzisiaj. Mama, mówię ci, ale świetna dzisiaj była Msza! Jakby tak co niedzielę było, to by było super!

I w ten sposób, być może jedyna okazja do SŁUCHANIA została zaprzepaszczona. Ale problem jest jeszcze poważniejszy.

Podeptane słowo Boże, przeze mnie

Benedykt XVI, jak jeszcze był papieżem (ale to brzmi, prawda?) w przepięknym dokumencie o słowie Bożym zatytułowanym Verbum Domini przytacza słowa św. Hieronima, który Biblię kochał i poświęcił jej życie. Przeczytajcie uważnie: „Czytamy Pisma Święte. Myślę, że Ewangelia jest Ciałem Chrystusa; myślę, że Pisma Święte to Jego nauczanie. A kiedy On mówi: „Jeżeli nie będziecie jedli Ciała Syna Człowieczego ani pili Krwi Jego” (J 6, 53), to chociaż te słowa można rozumieć w odniesieniu do Tajemnicy [eucharystycznej], niemniej jednak Ciało Chrystusa i Jego Krew są prawdziwie słowem Pisma, są nauczaniem Bożym. Kiedy obcujemy z Tajemnicą [eucharystyczną], i upada okruszyna, czujemy się zagubieni. Kiedy zaś słuchamy słowa Bożego i do naszych uszu przenika słowo Boże oraz Ciało Chrystusa i Jego Krew, a my myślimy o czym innym, na jakież wielkie niebezpieczeństwo się narażamy?” 

Nie wiem, czy Państwo dobrze zrozumieli. Św Hieronim mówi, a Benedykt XVI się pod tym podpisuje, że jeżeli upadnie Hostia na podłogę to wszyscy wstrzymujemy oddech, bo stała się rzecz niebywała: Bóg upadł nam na posadzkę. I słusznie wstrzymujemy oddech. Ale, mówi Hieronim, kiedy słowo Boże upadnie na podłogę, jest dokładnie tak samo! Dokładnie tak samo powinniśmy być zszokowani! Bóg poleciał na podłogę! Pomyślałeś kiedyś, Siostro i Bracie, ile pod Twoją ławką w kościele wala się słowa Bożego, które puściłeś mimo uszu, któremu pozwoliłeś upaść na podłogę i depczesz je, jak gdyby nigdy nic??? Przyznam się Wam, że mną te słowa wstrząsnęły... Jeszcze raz: podeptałbyś Hostię, gdyby ją kapłan przy udzielaniu Komunii upuścił? Aż ciarki przechodzą na samą myśl, prawda? Dlaczego więc depczemy słowo Boże?

Jak u siebie w domu

Kiedy kilka tygodni temu pisałem, że te rekolekcje na łamach „Opiekuna” nie zakończą się wraz z końcem Wielkiego Postu nie żartowałem. Nie mamy innego sposobu ochrony przed plugastwem, bylejakością i bezbożnictwem, które codziennie próbują „oblepić nasze serca i umysły”, jak uciekać się do Eucharystii w świątyni i do Bożego słowa, kiedy tylko przyjdzie nam na to ochota. Mój plan na kontynuację tych rekolekcji to właśnie rozkochanie się w słowie Bożym, które (zacytujmy znowu Benedykta XVI): „stało się małe – tak małe, że zmieściło się w żłobie. Stało się dzieckiem, aby Słowo było dla nas uchwytne. Słowo jest teraz nie tylko słyszalne, nie tylko posiada głos, obecnie Słowo ma widzialne oblicze Jezusa z Nazaretu”. Z tym uchwytnym, słyszalnym i mającym własne oblicze Słowem zostawiam Was drodzy Czytelnicy, z tym Słowem się nie zagubicie.

I na zakończenie powierzam Was wszystkich, którzy razem ze mną przeżyliście te rekolekcje, Maryi, która „w słowie Bożym czuje się jak u siebie w domu, z naturalnością wychodzi i wchodzi z powrotem”. Bo czegoż pragniemy, jeśli nie domu, gdzie zawsze można wrócić, gdzie jest miłość, ciepło i bezpieczeństwo?

ks. Andrzej Antoni Klimek

Fot. Anika Djoniziak

 

O pozytywnym działaniu dobrego promieniowania - rekolekcje Opiekuna (3)


Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!