Nauczyciel Miłosierdzia
Zdecydowana i twarda postawa, tego kapłana uczyła żołnierzy, że wróg to także bliźni, do którego odnosi się Chrystusowe przykazanie miłości Boga i bliźniego.
Podjęta przez Radę Miasta Kalisza 19 grudnia 2024 r. decyzja, by patronem roku 2025 był w Kaliszu ks. prałat Józef Sieradzan, ewokuje wiele refleksji odnoszących się do ofiarnego kapłana zarówno na niwie Kościoła, jak i Ojczyzny. W artykule Arlety Wencwel - Plata „Boży Szaleniec” znalazło się stwierdzenie, że pomagał każdemu bez względu na narodowość. Lektura tego artykułu wywołała we mnie refleksję potwierdzającą to stwierdzenie, że nie są to puste słowa, mające upiększać treść artykułu, ale mają uzasadnienie w rzeczywistości. Świadczy o tym świadectwo przekazane czytelnikom zawarte w pamiętniku łączniczki kapelana, przez porucznik Annę Hołubowicz-Gadkowską.
Z duchem Ewangelii
W dzisiejszym zacietrzewionym świecie, kiedy nienawiść dochodzi coraz bardziej do głosu i niszczy ludzkie marzenia, warto ukazać postawę ks. Sieradzana, który jako młody kapłan, jeden z kapelanów Powstania Warszawskiego, w czasie kiedy na polu walki przelewała się krew zgodnie z duchem Ewangelii, wykazał się postawą miłości wobec wroga. Przykładem tej miłości było okazanie pomocy rannemu, niemieckiemu żołnierzowi. Zgodnie z nauczaniem Chrystusa nie pozwolił, by do głosu dochodziło pragnienie zemsty i pozostawienie wroga bez pomocy.
Najlepiej postawę kapelana przybliży nam autorka pamiętnika łączniczki kapelana, por. Hołubowicz-Gadkowska, ps. Iwona, która opisała tę sytuację we wspomnianej książce. „Ta zdecydowana i twarda postawa, tego zawsze uśmiechniętego kapłana uczyła żołnierzy powstania, że wróg to także bliźni, do którego odnosi się Chrystusowe przykazanie miłości Boga i bliźniego...” - pisze autorka i niech ten opis wspomnianego wydarzenia bezpośredniej jego uczestniczki zobrazuje nam religijną postawę ks. Józefa.
Opisywana akcja rozpoczyna się w momencie, kiedy porucznik Anna została zawołana przez ks. Józefa, by dołączyła do niego w piwnicy, gdzie na dole schodów leżał ranny Niemiec. „Twarz jego była wykrzywiona bólem. Obiema rękoma trzymał się za rozerwany brzuch jęcząc głośno. Krew wielkimi strugami ciekła z rany skapując na podłogę piwniczną. Strasznie dużo krwi. Istna kałuża. Z pewną przykrością przeszłam obok niego. Przez głowę przeleciała zawzięta myśl - to przecież Niemiec, powinnam się cieszyć, za naszych, za Oświęcim, za Pawlika, za Jędrka. Myśli kłębiły się i rwały. I nie wiem dlaczego odwracałam głowę, aby nie widzieć wykrzywionej twarzy Niemca. Z bocznej piwnicy doszedł głos księdza. - Iwonka prędzej, chodź tutaj. Stanęłam w progu. Zanim miałam czas zorientować się, o co chodzi - zawołał szybko, prędzej! pomóż przenieść tego Niemca wyżej. Podtrzymaj głowę.
W pierwszej chwili zbuntowałam się: Co? ja mam trzymać głowę Niemca! Ale nie było czasu na upór. Pochylona nad tą białą twarzą wmawiałam sobie, że to wróg. Szwab, morderca i drań, ale gdzieś z głębi duszy napływała fala litości, fala przykrywająca oczy, jak mgła. Krew, twarz, mundur niemiecki - wszystko zlewało się w jeden, jedyny obraz, obraz cierpiącego człowieka. Już się nie opierałam. Cichy jęk wyrwany przemocą z zaciśniętych warg, zadźwięczał w moich uszach hukiem dzwonu. Coś się we mnie zerwało. Drgające powieki niemieckiego żołnierza uniosły się, a oczy moje napotkały spojrzeniem tych źrenic rozszerzonych bólem męki, w których na dnie czaił się okropny strach. Teraz dopiero zrozumiałam sanitariuszki. Czerwony Krzyż bierze wszystkich rannych. Wszyscy są ludźmi na polu bitwy, nie ma już Niemców, nie ma już naszych, są tylko ranni...” - zapisała autorka pamiętnika na stronach 44 i 45.
Bogactwo osobowości
Jakże plastycznie to jedno wydarzenie ukazuje bogactwo osobowości naszego księdza, który w codzienności, wtedy kiedy padały bomby, realizował największe Boże przykazanie, ucząc go zachowywać przez tych, którym śpieszył z sakramentalną posługą. To właśnie ta osobowość dodawała powstańcom odwagi i zachęcała do zdecydowanej walki, w której nie było jednak zwierzęcej zemsty nad przeciwnikiem.
To do niego, naszego ks. Józefa odnoszą się także słowa brytyjskiego historyka Normana Daviesa, który mówił: „W ciągu 63 dni samotnych zmagań kapelani wojskowi byli stale przy walczących, odprawiali Msze, organizowali wspólne modlitwy, spowiadali i odprowadzali zmarłych w ostatniej drodze, wreszcie sami ginęli". Dzięki Bogu ks. Józef nie zginął i dzięki temu kaliszanie i nie tylko oni mogli go w czasach powojennych poznać i doświadczyć jego dobroci. Mogli korzystać z jego posługi sakramentalnej.
Zauważę, że wybór właśnie ks. Józefa Sieradzana na Patrona roku 2025 dobrze świadczy o współczesnych władzach Kalisza, jak i kaliszan.
ks. Władysław Czamara
Zdjęcie pochodzi z książki Życie - kapłaństwo Księdza Prałata Józefa Sieradzana
Anna Holubowicz „,Iwona" z kpr. pchor. Janem Rockim „,Bratek" na dachu domu przy ul. Mickiewicza 34/36 w Warszawie, sierpień 1944 r.
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!