TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Sierpnia 2025, 07:48
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Natura cierpienia

Natura cierpienia

Zarówno w nauczaniu Kościoła, jak i w medycynie, cierpienie jest zagadnieniem bardzo trudnym. Nie tylko dlatego, że trudne jest zajmowanie się cierpieniem i pomoc cierpiącemu, ale również w samej swej istocie. Trudno jest cierpienie zdefiniować, trudno jest je zrozumieć.

Medycyna w naszej części świata przez wieki zajmowała się cierpieniem właśnie. Dopóki mechanizmy powstawania chorób były w zasadzie nieznane leczenie polegało na próbach złagodzenia cierpień chorego. Często zresztą metodami, które jedynie dodatkowych cierpień mu przysparzały.

Fachowa pomoc cierpiącemu

Z grubsza w XVIII wieku zachodnia medycyna zaczęła stawać się nauką ścisłą, opartą na dających się potwierdzić badaniami dowodach. Skutkiem tego było wykształcenie mechanistycznego podejścia do chorób oraz samego człowieka i krytykowane zwłaszcza w ostatnich dziesięcioleciach „odhumanizowanie” medycyny.

Takiemu mechanistycznemu rozumieniu, tendencji do oddzielania ciała od duszy sprzyjała kartezjańska wizja człowieka, na której w Oświeceniu budowano nowoczesne nauki, w tym medycynę. Dychotomia w widzeniu człowieka jako złożonego z oddzielnych części, cielesnej i bezcielesnej, umysłowej czy też duchowej trwa zresztą do dziś. Mimo, że z pozoru zgodna z poglądami chrześcijańskimi, jest to wizja z chrześcijaństwem sprzeczna. Kościół uczy wszak, że ciało i dusza tworzą jedność, i to jedność wieczną, bo zmartwychwstać mamy w ciele. Na dodatek jest to również wizja negowana przez współczesną, jak najbardziej świecką medycynę i ogólnie nauki przyrodnicze, które wprawdzie nie uznają w ogóle istnienia nieśmiertelnej duszy, nie będącej zresztą przedmiotem ich zainteresowania, ale i nie stwierdzają rozdziału umysłu od ciała. 

Cierpienie niefizyczne

Taka holistyczna wizja człowieka, istoty funkcjonującej na wielu płaszczyznach nie tylko indywidualnie, ale także w relacjach z innymi ludźmi i otaczającym światem zmieniła również sposób widzenia cierpienia przez medycynę. Przede wszystkim przestano utożsamiać cierpienie z fizycznym bólem. Jest wszak dosyć oczywiste, że ból nie musi z automatu być cierpieniem. Istnieje wszak ból ostrzegawczy, a praktycznie każdy z nas doświadczył jakiegoś bólu, którego nie interpretował jako cierpienia. Choćby sportowiec po treningu może odczuwać bóle mięśni, czasem nawet dosyć silne, ale zapytany, czy cierpi, odpowiedziałby zapewne przecząco. Ba, mógłby nawet odczuwać zadowolenie z udanego treningu.

W ostatnich dziesięcioleciach dostrzeżono także, że choć zasadniczym celem działań lekarza jest leczenie chorób i łagodzenie cierpienia, to nie dzieje się to w próżni społecznej, ani wobec bezwolnego, mechanicznego obiektu. W oczywisty sposób medycyna nie jest np. właściwym narzędziem, żeby walczyć z cierpieniem wywołanym choćby ubóstwem czy samotnością. A żaden współczesny lekarz nie zaprzeczy, że mogą to być przyczyny całkiem obiektywnie stwierdzalnego cierpienia, a nawet konkretnych chorób ciała. W latach 80’ XX wieku zarzewiem burzliwej dyskusji w świecie medycyny stał się tekst dr. Erica Jonathana Cassela, w którym zwrócił on uwagę na istotną różnicę między cierpieniem jako takim a występowaniem fizycznych dolegliwości, np. bólu czy duszności, które wcale nie są koniecznym warunkiem cierpienia i vice versa. Zauważono wówczas także, że postęp medycyny nie zlikwidował ryzyka, że samo leczenie będzie źródłem dodatkowego cierpienia, które przecież także trzeba będzie leczyć. 

Na pograniczach medycyny

Finalnie medycyna, zwłaszcza te jej działy, które cierpieniem szczególnie się zajmują, jest dziś nauką na pograniczu wielu dziedzin. Współczesne leczenie np. przewlekłego bólu trudno sobie wyobrazić bez udziału specjalistów z innych niż medycyna nauk, choćby psychologii. Takie bardziej holistyczne podejście i zdecydowanie silniejsze nastawienie medycyny współczesnej na zmniejszanie cierpienia raczej niż mechanistycznie rozumiane leczenie konkretnej patologii nie zmienia faktu, że tak medycyna, jak żadna inna nauka nie jest w stanie cierpienia ze świata wyeliminować, ani nawet jednoznacznie powiedzieć, czemu ono służy. Ten drugi problem zajmował zresztą filozofów, a także przedstawicieli innych nauk od bardzo dawna, jeśli wręcz nie od zawsze. Łatwo zauważalne jest bowiem, że cierpienie istnieje na świecie niejako naturalnie, nie tylko wśród ludzi. Jednak to ludzie przez całe wieki próbowali zrozumieć, dlaczego tak jest, czy musi tak być, a jeśli tak, to jaki cierpienie ma sens?

Bioetyka osoby

Wspomniany wyżej Eric Jonathan Cassel przez ponad 30 lat praktykował jako internista. Jednak, gdy umierał w 2021 roku był znany przede wszystkim jako wybitny bioetyk i duchowy ojciec współczesnej medycyny paliatywnej. Lista publikacji jego autorstwa jest bardzo długa, a wiele problemów bioetycznych, które zdiagnozował i sam rozważał pozostaje do dziś przedmiotem badań i sporów. To on właśnie zwrócił uwagę, że od czasów kartezjańskich przez wiele dziesięcioleci medycyna zajmowała się ciałem, a nie osobą. Jednak to nie ciało cierpi, a osoba właśnie. Co więcej, może ona cierpieć nie z powodu własnego fizycznego bólu, ale bólu innej, z reguły bliskiej osoby. Osoba zaś jako taka nie da się opisać za pomocą parametrów fizycznych i pomiarów biologicznych. Osoba ma przeszłość i przyszłość, kontakty społeczne, tło kulturowe, wykształcenie i wiele innych cech. Ta sama dolegliwość, o podobnym nasileniu u jednej osoby może wywoływać cierpienie, a u innej nie. Szkopuł w tym, że osoba jest w zasadzie pojęciem spoza dziedziny i metodologii badań nauk biologicznych. 

Sens cierpienia

Trudności związane z analizą istoty cierpienia i jego relacji z osobą ludzką dodatkowo potęguje fakt, że cierpienie w realny sposób nie tylko jest udziałem każdego człowieka, ale i ma istotny wkład w kształtowanie jego osobowości. Wkład nie zawsze negatywny, wręcz przeciwnie – istnieją rzetelne publikacje stawiające tezę, że bez cierpienia prawidłowy rozwój osobowości napotka poważne przeszkody. Może to nieco przypominać poglądy Nietzschego, czyli kult siły i pogardę dla słabości, ale to już wypaczenie istoty cierpienia.

Nietrudno zauważyć, że podobne obserwacje występują i w chrześcijaństwie, i w naszej rodzimej kulturze. Każdy z pewnością nie raz słyszał, że cierpienie uszlachetnia. I w jakimś sensie jest to prawdą, ale i niesie zagrożenie gloryfikacji cierpienia i nadawania sensu jemu samemu. Cierpienie jednak, choć w zasadzie nieuniknione w doczesnym życiu, samo z siebie żadnego sensu w rozumieniu wewnętrznego, samoistnego dobra z pewnością nie ma. 

Chrześcijańskie cierpienie

Z takich rozmyślań wypływa zresztą jeden z częstych zarzutów wobec chrześcijaństwa, czyli kwestionowanie możliwości istnienia miłosiernego Boga, który jednocześnie cierpienie nie tylko dopuszcza, ale zsyła je na siebie samego. Cierpienie w rozumieniu chrześcijańskim i w świetle nauczania Kościoła ma jednak sens wyłącznie w rozumieniu jego roli w relacji do Boga lub bliźniego.

Stąd cierpieniu niezawinionemu można oczywiście sens nadać, przede wszystkim właśnie w relacji z Bogiem, ale chrześcijaństwo jako takie zakazuje cierpienia zadawać oraz zaleca w miarę możliwości zapobiegać mu i nieść w nim ulgę. W takim sensie medycyna współcześnie rozumiana jest dziedziną ze swej istoty chrześcijańską, nawet jeśli formalnie świecką. ■

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!