Nadmiar dobrze ulokowany
Łacińskie słowo luxuria, którym Grzegorz Wielki nazwał jeden z grzechów głównych w oryginale ma znaczenie wykraczające poza ramy obyczajowe. Oznacza bowiem także zbytek, nadmierną obfitość, stąd jego użycie wobec grzesznego nieumiarkowania wobec potrzeb nie tylko cielesnych. Od tego pojęcia właśnie pochodzi dzisiejsze słowo luksus, a w wielu językach europejskich również słowa określające pożądanie w rozumieniu seksualnym.
W wielu kulturach funkcjonują opowieści czy przysłowia dające się podsumować w stwierdzeniu, że nadmiernie łatwe życie czyni ludzi słabymi. Amerykański pisarz Robert A. Heinlein, wielokrotnie cytowany choćby w internetowych memach, ujął tą życiową prawdę w odniesieniu do wychowania dzieci stwierdzając, że upośledzamy je czyniąc ich życie zbyt łatwym. Ale trzeba zauważyć, że i nadmiernie trudne życie nie pomaga w ukształtowaniu prawidłowej osobowości.
Cnota umiaru
Generalnie w życiu, także tym rozumianym czysto biologicznie, najlepiej sprawdza się zasada zachowania umiaru. W naszej kulturze zawdzięczamy ją w sensie formalnym Arystotelesowi, ale inne wielkie cywilizacje także mają lub miały jej odpowiedniki. W naukach przyrodniczych zależność taką opisuje krzywa o kształcie odwróconej litery „U” – dowolny czynnik zewnętrzny jest najbardziej korzystny dla organizmu, jeśli występuje w optymalnej ilości. Jeśli jest go za dużo lub za mało, uzyskana korzyść jest mniejsza, a często takie nadmiarowe dobro wręcz szkodzi zamiast pomagać. Cnotę umiarkowania warto zatem praktykować w odniesieniu do dóbr dowolnego charakteru. Zbadano zresztą, że umiarkowanie samo w sobie zwiększa poziom zadowolenia z życia.
Nadmierne korzystanie z dóbr tego świata szkodzi, czego dowodzą łatwo wszelkie uzależnienia. Skutkiem nadmiaru jest choćby otyłość. Wprawdzie w krajach bardzo zamożnych ludzie zazwyczaj są średnio szczuplejsi niż w tych nieco biedniejszych, ale niekoniecznie działa to tak samo na poziomie indywidualnym. Mimo, że media lansują wizerunek szczupłej i zadbanej milionerki, badania pokazują, że kobiety bardzo bogate częściej bywają otyłe niż te tylko zamożne. Najpewniej mogą sobie na to, we własnym mniemaniu pozwolić, bo i tak stać je na najbardziej wyszukane kosmetyki, stroje i ozdoby.
Atawistyczny luksus
U obu płci nabywanie dóbr luksusowych wyraźnie wiąże się z rywalizacją w grupie oraz o względy płci przeciwnej. Stąd kobiety raczej skłonne są kupować akcesoria potwierdzające ich własną atrakcyjność, podczas gdy mężczyźni bardziej skupiają się na przedmiotach podkreślających ich wyższą pozycję w hierarchii społecznej. W każdym razie nasza tendencja do gromadzenia dóbr luksusowych ma ewidentnie biologiczne korzenie. Zapewne z tego powodu cnota umiarkowania jest w materialnym aspekcie tak trudna to zachowania. Skłonność do luksusu może jednak zagrażać środowisku, w którym żyjemy, a w szerszej perspektywie całej ludzkości. Przykładów jest wiele, już dziś np. niektóre gatunki mięczaków, uznawane za przekąski luksusowe są zagrożone wyginięciem. Z kolei nadmierna eksploatacja złóż kobaltu, niezbędnego m.in. do produkcji luksusowej elektroniki zagraża środowisku i ludziom mieszkającym w centralnej Afryce, gdzie ów kobalt jest wydobywany. Przykłady można mnożyć.
Wady dobrobytu
Nie da się ukryć, że w porównaniu z resztą świata żyjemy we współczesnej zachodniej Europie w dobrobycie, wręcz luksusie. Stąd bardziej niż w innych rejonach świata będziemy odczuwać negatywne skutki indywidualne i społeczne nadmiernie łatwego dostępu do dóbr. Przede wszystkim grozi nam m.in. z ich powodu demograficzna katastrofa, bo dość dobrze zbadany i udowodniony jest fakt, że ludzie żyjący na wyższym poziomie materialnym mniej chętnie zakładają rodziny i mają dzieci, a jeśli już je mają, to zwykle mniej, góra dwoje. Podłoże tego zachowania jest przynajmniej częściowo ekonomiczne, bo nawet w najbogatszych krajach świata duża ilość dzieci stanowi znaczne obciążenie finansowe. Stąd nawet w krajach bogatych i dbających o sprawiedliwą dystrybucję dóbr, rodziny z większą ilością dzieci są zazwyczaj biedniejsze od tych, w których dzieci jest maksymalnie dwoje. Jednak jedno czy nawet dwoje dzieci to statystycznie patrząc nadal wskaźnik poniżej prostej zastępowalności pokoleń skutkujący w dłuższej perspektywie starzeniem się i wymieraniem populacji, która takiemu modelowi rodziny hołduje. Ale to wcale nie oznacza, że zamożność jako taka nie jest dla społeczności korzystna. Pod warunkiem jednak, że bogacą się proporcjonalnie wszyscy, nie tylko jednostki.
Dobry dobrobyt
Przede wszystkim stopień zamożności koreluje wprost ze stanem zdrowia, tzn. ludzie zamożniejsi są też zdrowsi. Dobrobyt jako taki generalnie oznacza zatem również zdrowie. Ten związek występuje nie tylko na poziomie społecznym, tzn. że mieszkańcy bogatszych krajów są generalnie zdrowsi, ale również indywidualnym. Aczkolwiek, im bogatszy jest kraj i im sprawiedliwej swoje bogactwa rozdziela, tym związek ten na poziomie indywidualnym jest słabszy, a w bogatych krajach zachodniej Europy wręcz statystycznie nieistotny. W nauczaniu społecznym Kościoła taki sprawiedliwy podział dóbr jest postulowany, nauczanie to wpisuje się tym samym we współczesnym model państwa opiekuńczego. Nie chodzi tu jednak o wprowadzenie rozbójniczego modelu zabierania bogatym, żeby dać biednym, ale proporcjonalny do stopnia zamożności udział w kreowaniu dobrobytu dostępnego dla wszystkich, niezależnie od stopnia zamożności indywidualnej. W skład takowego dobrobytu wchodzi również opieka zdrowotna oraz działania na rzecz profilaktyki chorób i utrzymania zdrowia.
Solidarna zamożność
Szczodrze współfinansowana przez wszystkich opieka zdrowotna daje zwykle wysokie miejsce w rankingu jakości zdrowia populacji. Kraje, gdzie takiego modelu organizacji opieki zdrowotnej nie ma, wypadają w rankingach zdecydowanie gorzej, nawet jeśli łączne nakłady na opiekę zdrowotną nie są w nich małe. Stan zdrowia ich społeczeństw jest mimo tych nakładów gorszy niż w porównywalnej zamożności krajach, gdzie ogólnodostępna i mądrze współfinansowana opieka zdrowotna działa. W tym sensie finansowana solidarnie opieka zdrowotna zdecydowanie luksusem nie jest. Ale nie ona jedna jest czynnikiem decydującym o dobrym stanie zdrowia społeczeństw. Dostęp do dobrej jakości pokarmu i wody, czyste powietrze, bezpieczne drogi czy skuteczność w zwalczaniu przestępczości oraz wiele innych pól działania współczesnego państwa przekładają się na stan zdrowia ich mieszkańców. Stąd też, ze społecznego punktu widzenia owoce wzrostu gospodarczego bardziej opłaca się wydawać na opiekę zdrowotną czy inne społecznie użyteczne cele niż na indywidualne dobra luksusowe. Z tych ostatnich społeczeństwo nie ma bowiem większej korzyści, a i sam nabywca najczęściej takowych nie odnosi, przynajmniej w aspekcie zdrowotnym.
Nauczanie Kościoła jest zatem w tej kwestii zgodne z naukowym światopoglądem, jak zresztą i w wielu innych kwestiach. Oczywiście, niemożliwym jest zorganizować doczesność tak, żeby wszyscy byli bogaci, jak to obiecują różnego rodzaju socjalistyczne utopie. Ale zapewne możliwe jest, żeby w realnie istniejącym, a dobrze zarządzanym państwie, nikt nie był aż tak biedny, żeby zagrażało to jego zdrowiu. ■
Dr. Jarosław
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!