Muzyka w liturgii - istota, czy dodatek?
Zapewne większość z nas swoje pierwsze dziecięce wspomnienia z kościoła wiąże właśnie ze śpiewem. W różnych częściach świata, czy to w wielkomiejskich świątyniach, czy w drewnianych kościółkach wiejskich wykonywanie pieśni podczas liturgii jest cechą niezwykle charakterystyczną dla sprawowania świętych obrzędów. Nie bez przyczyny. Często powtarza się nam słowa św. Augustyna, że kto śpiewa, ten dwa razy się modli (z drugiej strony szkoda, że zazwyczaj bywają to niestety jedyne cytaty z dzieł tego Doktora Kościoła przebijające się do kościelnego mainstreamu). Muzyka obecna była w liturgii chrześcijańskiej już od samego początku. Św. Paweł Apostoł pisał do Kolosan: „Z wszelką mądrością nauczajcie i napominajcie samych siebie przez psalmy, hymny, pieśni pełne ducha, pod wpływem łaski śpiewając Bogu w waszych sercach”.
Nie miejsce tu, aby opisywać dokładnie rozwój muzyki liturgicznej na przestrzeni wieków. Warto wspomnieć jedynie, że najjaśniejszą gwiazdą na nieboskłonie różnych gatunków muzycznych jest chorał gregoriański, którego zręby powstawały w pierwszym tysiącleciu chrześcijaństwa. Na wschodzie kształtowała się piękna muzyka polifoniczna, która do dziś zachwyca, gdy wykonywana jest w cerkwiach.
A jaki jest kształt współczesnej muzyki liturgicznej? Jak wyglądają śpiewy w naszych parafiach? Zdecydowanym plusem wydaje się pozostawać fakt, że w większości naszych wspólnot mamy profesjonalnych organistów, którzy znają się na swojej posłudze. Co więcej w czasach posoborowych doszło do unifikacji muzyki w różnych częściach Polski. Ma to swoje strony pozytywne i negatywne. Z jednej strony nie ma znaczenia, czy uczestniczymy we Mszy Świętej w Kaliszu, Warszawie, Gdańsku czy Krakowie, zdecydowaną większość pieśni znamy i możemy włączyć się w ich wykonywanie. Wszak wszędzie śpiewamy „Panie dobry jak chleb” czy „Po górach, dolinach”. Z drugiej jednak strony praktycznie całkowicie zaniknęły pieśni lokalne, znane w co najwyżej kilku sąsiednich parafiach. Było to bogactwo polskiej kultury, ale też pobożności i tradycji ludowej. Na szczęście w ostatnich latach powstaje coraz więcej grup śpiewaczych, by wymienić tu chociażby zespół pod kierunkiem Adama Struga, które „specjalizują się” w odnajdywaniu i odtwarzaniu dawnych pieśni, pamiętanych co najwyżej przez najstarsze osoby.
Pozostaje wyrazić smutek, że wzorcowy śpiew liturgii rzymskiej - wspomniany wyżej chorał gregoriański - pomimo wskazówek ostatniego soboru jest jakby zapominany i spychany na margines. To, że jest wykonywany w oficjalnym języku Kościoła, czyli po łacinie, nie zawsze musi stanowić problem. Przecież wszyscy znamy słowa „Święty, święty, święty Pan Bóg Zastępów” czy „Baranku Boży…”. Co stoi na przeszkodzie, by chociaż raz na jakiś czas zastąpić je śpiewem „Sanctus” czy „Agnus Dei”? Gitara rządzi się swoimi prawami i stosowana jest częstokroć podczas liturgii (może zbyt często?), ale nie może równać się choć w drobnej cząstce z dobrze wykonanym śpiewem chorałowym skłaniającym ku głębszej modlitwie, refleksji, skupieniu, wreszcie uwielbieniu Boga, za którym stoi potężna tradycja i dziedzictwo pokoleń katolików. A przecież o to w muzyce liturgicznej przede wszystkim chodzi.
Kajetan Rajski
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!