Mów całym spokojnym sobą
Rozmowa z dzieckiem na temat wiary to nie gotowanie wody na herbatę: wrzenie jest absolutnie nie wskazane.
O czym to my ostatnio rozprawialiśmy? Pamiętacie? Nie? W tym momencie przychodzą mi na myśl chłopcy i dziewczyny z grupy, którą przygotowuję do przyjęcia sakramentu bierzmowania. Staramy się, aby spotkania w małych grupach odbywały się raz w tygodniu, nie zawsze się to udaje, ale taka jest zasada. Ponieważ prowadzę te spotkania od niemal 10 lat według tego samego programu („Youcat. Bierzmowanie”), a swoje lata już mam, to nieraz zdarza mi się wątpliwość, w którym miejscu naszej drogi jesteśmy. I czasami pytam: „O czym mówiliśmy ostatnio?” I wyobraźcie sobie, że jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby ktoś pamiętał! Na początku myślałem, że żartują albo udają, albo się wstydzą, albo myślą, że ich podpuszczam. No więc tłumaczę, że po tylu latach i różnych grupach, czasami może mi się wydawać, że coś już „przerabialiśmy” podczas gdy jeszcze o tym nie mówiliśmy. Więc pomóżcie mi! Nic z tego. Nastolatki.
A kiedy przed laty miałem katechezy dla dorosłych w pewnej parafii (nie będę zdradzał gdzie) na moje przygotowane spotkania z pięknymi slajdami przychodziła grupa starszych pań, dla których była to po prostu okazja do wyrwania się z domu. Średnia wieku około 75 lat. Więc możecie sobie wyobrazić, że gdybym co dwa tygodnie powtarzał ten sam temat, to i tak byłoby dobrze, bo nikt nie pamiętał co było ostatnio. Mimo wszystko przygotowywałem nowe cykle w nadziei, że kiedyś grupa się poszerzy o młodszych uczestników, którym coś w głowie zostanie. I rzeczywiście po dwóch latach coś drgnęło, ale nie o tym chciałem mówić. Po odejściu z tamtej parafii, 7-8 lat później spotkałem jedną z moich „studentek” z tych katechez, miała wówczas grubo ponad 80 lat. Jak mnie zobaczyła, zaczęła opowiadać, jak jej brakuje moich katechez. Osłupiałem. Pamięta pani moje katechezy? Tak, były wspaniałe. Ale co konkretnie pani pamięta? - pytam. Pani przez chwilę myśli i opowiada: „To niebieskie tło slajdów. Ono mnie tak uspokajało" - oczywiście nie pamiętała nic z treści. Staruszkowie.
A wy, moi drodzy czytelnicy, powinniście być mniej więcej w wieku 35-45 lat. I też nie pamiętacie? No dobra, przyznam się, że ja też musiałem pomyśleć, ale jesteśmy właśnie przy rozmowie, a może rozmowach z naszymi dziećmi, którym trochę opornie idzie „bycie w Kościele i chodzenie do kościoła”. Ostatnio mówiliśmy o pytaniach, które warto zadać, jeśli już uda się poruszyć temat wiary. I dzisiaj będziemy chcieli może nauczyć się, jak dobrze rozwijać dialog z dziećmi. Bo chyba dla wszystkich jest oczywiste, że jedna rozmowa nie wystarczy. Od czegoś trzeba zacząć, a potem robić wszystko, żeby ciągle podtrzymywać dobrą atmosferę dialogowania z dzieckiem na tematy, w których się różnimy, a takim może często być wiara. Żeby ta atmosfera była dobra, musimy być pokorni, pamiętać, że jeżeli w kwestiach wiary znajduję się na głębszym poziomie to jest to przede wszystkim zasługa Bożej łaski, która we mnie działa. To nie jest tylko i wyłącznie twoją zasługą, że ty jesteś w Kościele i się w nim odnajdujesz, podobnie jak nie jest winą twojego dziecka, że ono się nie potrafi odnaleźć. Kto wie, może to właśnie ty jesteś głównym winnym tego, że dziecko się „wymiksowało” z Kościoła? Żeby to odkryć trzeba mieć pokorę. I komunikować całym sobą. Nie wiem, czy już o tym wspomniałem, ale mówimy nie tylko słowami, ale całym ciałem. Psycholog Albert Mehrabian, jeden z wielu naukowców, którzy o tym mówią, utrzymuje, że w rozmowie 55 % tego co komunikujemy stanowi język ciał, 38 % zależy od tonu głosu, a jedynie 7 % dotyczy konkretnych wypowiedzianych słów. Nie będę was tutaj uczył, jak spin doktorzy uczą polityków, jak ułożyć dłonie, jaką przyjąć postawę, bo to może spowodować wrażenie, że chcemy dzieci oszukać (trochę tak jest, że politycy nas oszukują, prawda?). Po prostu miej świadomość, że mówisz całym sobą, więc kiedy jest ważna rozmowa z dzieckiem staraj się całym sobą być dla niego. Bądź spokojny, ciepły i życzliwy. Nie zajmuj się niczym innym. Nawet jak masz tak podzielną uwagę, jak św. Jan Paweł II, który sam czytał książkę, a równocześnie z lewej strony słuchał pani Połtawskiej, jak na głos czytała mu inną mniej ważną pozycję, a przy prawym uchu jej córka czytała jeszcze inną publikację. Jak rozmawiasz z dzieckiem, to cały wejdź w tę rozmowę. Wielu rodziców jest tak zabieganych, że kiedy nagle się zatrzymają, usiądą i przyjrzą się dziecku, to po pierwsze sami dojrzą coś, czego do tej pory nie widzieli, a po drugie zszokują swoje dziecko: jeszcze nigdy nie czuło się tak w centrum życia swojego rodziciela!
Dziecko musi mieć przekonanie, że go słuchasz z zainteresowaniem, a nie jak ktoś, który z góry wie wszystko (czasem nawet przerywa, mówiąc: „wiem dokąd zmierzasz” - co za bufonada!). Musisz dawać mu do zrozumienia, że go rozumiesz, albo przynajmniej starasz się go zrozumieć. Dziecko raczej spodziewa się, że taka rozmowa nic nie da, że zaraz go skontrujesz, albo wyśmiejesz, albo skrzyczysz, ale ty nie robisz nic z tych rzeczy! Naprawdę chcesz wejść w jego myślenie. Zobaczmy to na jednym przykładzie, który podaje Vogt: „Jeśli twoje dziecko mówi: „Msza jest taka nudna i nic z niej nie wynoszę”, nie powinno się odpowiadać: „Zatem chciałbyś dobrze się bawić w kościele? Czy tak? Chcesz reflektorów, gitary i dobrej muzyki?”. Zanim zareagujesz na to, co mówi, powinieneś najpierw się upewnić, że w pełni rozumiesz, co ono twierdzi. Powtórzenie jego myśli, może własnymi słowami, pomaga. Na przykład lepszą odpowiedzią w tym scenariuszu byłaby ta: „Okej, chcę się upewnić, że dobrze cię rozumiem, ponieważ czasami słyszę to, co chciałbym usłyszeć, a nie to, co naprawdę mówisz. Powiedz, czy dobrze cię zrozumiałem: nie widzisz żadnego powodu, aby chodzić na Mszę, ponieważ ona jest nudna, niczego się nie dowiadujesz i nie ma ona żadnego zauważalnego wpływu na twoje życie. Czy dobrze cię zrozumiałem, czy może się mylę?”. Zauważ, jak zostało sformułowane ostatnie pytanie, które obciąża ciebie, a nie twoje dziecko. Bierzesz na siebie winę za złe zrozumienie, mimo że nie jest to naprawdę twoja wina”. I może wtedy powie ci więcej, a na pewno będzie mile zaskoczone, że go nie atakujesz, ale chcesz zrozumieć. Może i z tej rozmowy niewiele wyjdzie i zostanie, ale może chociaż jakieś „niebieskie tło” jak mojej parafiance. Może twoje dziecko pomyśli: „Niczego sensownego nie udało się ustalić, ale okazuje się, że z moim staruszkiem (staruszką) można spokojnie pogadać”. ■
Tekst ks. Paweł
Poprzednie artykuły o bierzmowaniu
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!