TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Sierpnia 2025, 10:59
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Moją przyszłość oddaję w ręce Twej Opatrzności

Moją przyszłość oddaję w ręce Twej Opatrzności

Mamy teraz ciekawy i trudny czas. Mamy wiele obaw: żeby nie zaraził się ktoś z moich bliskich, żeby nie stracić dochodu, dzięki któremu mogę zapewnić bezpieczne życie mojej rodzinie, czy jak utrzymać kościół, gdy nie ma wiernych. Wymaga to od nas zaufania do Ojca, który nigdy nas nie zawiedzie.

Jest to czas, kiedy mamy szansę się sprawdzić. Przypomina to trochę czas wojny, którego większość z nas nie zna, tylko, że wróg jest bardzo mały choć równie silny i przebiegły. Dziwne to uczucie, gdy na Eucharystii w kościele jest nas tak niewielu. Nie zazdroszczę kapłanowi, który musi wyprosić lub nie wpuścić kogoś na liturgię. Wiele osób bardziej i mniej znanych nawołuje do bojkotowania ograniczeń dotyczących Kościoła. Pamiętajmy, że Kościół katolicki jest hierarchiczny. Jesteśmy zobowiązani do posłuszeństwa w kwestiach wiary i nie tylko naszym biskupom. Mam nadzieję, że zgodnie z zaleceniem pasterza naszej diecezji w każdym domu jest czas niedzielnej Eucharystii za pośrednictwem mediów oraz pragnienie przyjęcia duchowej Komunii. Jak wiemy było możliwe przez różne formy przekazu uczestnictwo w rekolekcjach w przygotowaniu się do Wielkiej Nocy. Tutaj zadanie do wypełnienia mieli młodsi domownicy. Chodzi o pomoc osobom mniej biegłym w internetowym i radiowo-telewizyjnym świecie w wyszukaniu i uruchomieniu katechez i nabożeństw.
Można zadać sobie pytania: skąd ten wirus? Dlaczego teraz? Dlaczego tyle osób? Albo nieco z innej strony: czy człowiek nie zagalopował się w ufności we własne siły? Czy nie zapomnieliśmy o Bogu? Czy nie potrzebujemy przestrogi, żeby się opamiętać? Czy nie potrzebujemy impulsu, żeby okazać miłość drugiemu człowiekowi? Czy życie ma wartość? I na pewno jeszcze mnóstwo innych.
Wielu z nas nie pamięta takiego czasu, sytuacji, gdy mamy ograniczony dostęp do sakramentów. Moja mama stwierdziła, że nawet w stanie wojennym można było iść do kościoła. Wiele osób, zwłaszcza starszych, nie rozumie decyzji, które zapadają, nie przyjmują apeli o pozostanie w domu. Pamiętajmy, że naszym zachowaniem bierzemy odpowiedzialność za siebie i innych. Hierarchowie Kościoła katolickiego wychodzą naprzeciw oczekiwaniom i zarządzeniom władz oraz analizując sytuacje podejmują decyzje mając na uwadze zdrowie i sumienie swoich wiernych.
Wiele lat temu, gdy uczestniczyłem po raz pierwszy w pieszej kaliskiej pielgrzymce na Jasną Górę, byłem zdumiony, jak ogromna ilość mieszkańców Wielunia wita z kwiatami pielgrzymów. Wyglądało to jakby całe miasto wyległo na chodniki. Gdy dotarłem na nocleg do przemiłej, już nie żyjącej, starszej pani nie omieszkałem podzielić się moimi spostrzeżeniami. Usłyszałem wtedy opowieść, która była przekazywana w Wieluniu z pokolenia na pokolenie.
Gdy 1707 w roku wybuchła w mieście zaraza, tzw. „morowe powietrze” i mieszkańcy zauważyli, że gdy przechodzi kaliska pielgrzymka ludzie nie zarażają się. Zaraza do 1711 roku uśmierciła około dwóch tysięcy mieszkańców. W ostatnim roku zarazy, gdy zbliżała się kaliska pielgrzymka wszyscy mieszkańcy wyszli jej na spotkanie. Część z nich ruszyła z pielgrzymami do Matki. Ostatni etap, choć jest to dla mnie nie wyobrażalne, bo jak twierdziła moja rozmówczyni było to od kościoła św. Rocha, Wielunianie przeszli na kolanach. Jak mówiła krew była wszechobecna na drodze. Zaraza ustąpiła. Stąd to serdeczne powitanie, jako pamiątka byłych wydarzeń. Czy nadal tak wygląda powitanie nie wiem, bo od kilku lat nie pielgrzymuję. Czy ta opowieść jest prawdziwa? Nie mam powodu nie wierzyć. Kiedyś ludzie nie mieli wątpliwości, że trzeba wołać do Boga przez wstawiennictwo świętych. Pan Bóg wysłuchuje każdej naszej modlitwy.
W naszym mieście mamy także podobne przykłady. W kaliskiej kolegiacie Najświętszej Marii Panny, jak opisuje znany chyba każdemu mieszkańcowi ziemi kaliskiej historyk Jerzy Aleksander Splitt, znajduje się tabliczka wotywna. Władze Kalisza w 1756 roku, wobec zagrażającej mieszkańcom i miastu epidemii, oddały je pod opiekę św. Józefa, a na ufundowanej wówczas plakietce wotywnej, zawieszonej przy obrazie, zamieściły następujący napis:
„Zbawcy mniemany Ojcze, wszech przygód Patronie,
Bóg Syna i świat cały Twej oddał obronie,
Miasto Kalisz pod Twoją Opiekę się daje,
Niech Cię w powietrzu pierwszym Patronem doznaje”.
Jako kaliszanie i nie tylko mamy nieocenionego Orędownika naszych spraw. Nie ma wątpliwości, co mamy robić. Nasze sprawy i prośby zanosimy do niego. Jeżeli mamy wątpliwości przeczytajmy słowa na cudownym obrazie Świętej Rodziny tam jest odpowiedź. Co mamy robić? „Idźcie do Józefa”. W dzisiejszych warunkach oczywiście duchowo zanosząc mu wszystkie sprawy. Gdy tylko będzie to możliwe i bezpieczne osobiście.
Pan Bóg w swej łaskawości dał człowiekowi poznać i odkryć mechanizmy rozprzestrzeniania się chorób. Ludzie, którzy posiedli taką wiedzę, wskazują nam w dobrej wierze, jak siebie i innych nie zarazić. My, którzy się na tym nie znamy, winniśmy im posłuszeństwo dla bezpieczeństwa innych i swojego. Razem z moją żoną dziękujemy Panu Bogu, że postawił na czele naszego państwa właśnie te osoby. Ludzi, którzy mają świadomość wartości ludzkiego życia, którzy przy okazji nieszczęścia nie robią własnych interesów, ale walczą o życie i zdrowie powierzonych sobie obywateli. Pełnią służbę dla dobra kraju. Bardzo ważne jest, by mieć zaufanie do osób decyzyjnych. Nie jest to czas na polemiki, jest to czas wymagający zaufania i posłuszeństwa. Skoro mamy walkę z wrogiem to mamy czas wojny, a więc podważenie dowódcy to zdrada. Wiemy, że nie ma przypadków. Pan Bóg wie kogo i czego potrzebujemy w danym czasie. Nie zapominajmy o zbroi i tarczy, którą dzięki naszej modlitwie możemy ofiarować tym, którzy walczą na pierwszej linii frontu módlmy się za: przedstawicieli władzy, służbę zdrowia, służby mundurowe, wolontariuszy, ekspedientki, za tych wszystkich, którzy w służbie dla nas narażają siebie i swoich bliskich, za chorych. Pamiętajmy w modlitwie o tych, którzy przeszli do innego życia.
Każdy katolik wie, że żyjemy w czasach ostatecznych. Nie jest nowością, że musimy być gotowi. Nie należy tracić czasu. Ojciec Pio tak się modlił „Przeszłość moją Panie powierzam Twemu miłosierdziu, teraźniejszość moją polecam Twojej miłości, a moją przyszłość oddaję w ręce Twej Opatrzności”. Mamy pewność, że Pan Bóg dał nam wszystko czego potrzebujemy, by dostąpić Zbawienia, pytanie tylko co z tym zrobiliśmy.
Nie zapomnijmy w tym czasie o osobach, które nie są w stanie samodzielnie funkcjonować. Może rodzina, która zawsze pomagała teraz nie może ze względów bezpieczeństwa tego robić. Miejmy otwarte: głowy, oczy i serca.

Arkadiusz Witasiak

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!