Miłość oblubieńcza jako źródło wiary
Miłość oblubieńcza podarowana człowiekowi w początkach jego istnienia, miała liczne prototypy, niestety wadliwe. Dopiero w Maryi i Józefie, ukazała ona swoje bezawaryjne oblicze.
Ojciec Krzysztof Gzella OSB, którego konferencję zatytułowaną: „Miłość oblubieńcza jako źródło wiary. Troska o miłość oblubieńczą jako troska o wiarę” chcemy dzisiaj omówić, jest znany m. in. z tego, że prowadzi bardzo udane sesje przeznaczone dla ojców z synami. Tak zachęcają do tych swoistych rekolekcji ojcowie benedyktyni: „Wszystkich bardzo zajętych (zapracowanych) na co dzień ojców, którzy nie żałują czasu, na to co najważniejsze, czyli na budowanie więzi ze swoimi synami zapraszamy do klasztoru braci benedyktynów. Męskie wyprawy, wspólna modlitwa, rozmowy i czas tylko dla syna i taty, pomogą stworzyć dobry klimat do prawdziwego spotkania i lepszego wzajemnego poznania”. Z różnych wypowiedzi ojca Krzysztofa wynika, że spotkania te nie tylko bardzo pomagają w rodzinnych relacjach rzeczonych ojców i ich męskich potomków, ale są niezwykle cenne również dla samego ojca Krzysztofa. Nie ukrywam więc, że „ostrzyłem” sobie zęby, a właściwie uszy na jego konferencję podczas tegorocznego sympozjum józefologicznego, spodziewając się wielu obserwacji z codzienności. Tymczasem ojciec Krzysztof zupełnie mnie zaskoczył, ponieważ przedstawił nam znakomitą prelekcję opartą na Piśmie Świętym. Zresztą, to samo robi podczas spotkań dla ojców i synów, gdzie opierają się na takich herosach biblijnych, jak Abraham czy Eliasz. Na potrzeby konferencji józefologicznej Prelegent rozpoczął od Księgi Rodzaju jako „genotypu oblubieńczości” podarowanego ludzkości u początku, następnie pokazał błędy popełniane przez Patriarchów w korzystaniu z oblubieńczości, by wreszcie dojść do miłości Maryi i Józefa, wolnej od błędów, a więc idealnej.
Miłość oblubieńcza jak plan Stwórcy
Prelegent opisuje akt stworzenia za szczególnym podkreśleniem, że dopóki mężczyzna był sam, nim powstała Ewa, mężczyzna był człowiekiem, a dopiero po stworzeniu niewiasty zrozumiał, że jest człowiekiem płci męskiej. Ewa zaś ujrzawszy Adama zrozumiała, że jest człowiekiem o płci żeńskiej. Odkrycie, że są ludźmi odmiennych, ale komplementarnych względem siebie płci, było budzeniem się miłości oblubieńczej. Jak mówił Prelegent: „Adam i Ewa mieli dojrzeć do tej miłości w ogrodzie Eden, ale ulegli pokusie. Dojrzewanie płciowe nastąpiło poza rajską scenerią. Dorosłość oblubieńczości objawiła się w poczęciu i zrodzeniu potomstwa. Niestety nie było to już doświadczenie czyste. Miało na sobie skazę grzechu, którego w żaden sposób ludzkość nie mogła zmazać”.
I dalej chronologicznie mamy ukazane historie ludzkich miłości, które nie za bardzo zbliżyły się do miłości oblubieńczej, wręcz przeciwnie, oddaliły się radykalnie od zamysłu Stwórcy, bo był to okres męskiej dumy. W prehistorii biblijnej nie występuję prawie w ogóle imiona kobiece. Fakt istnienia kobiet jest wymieniany bezimiennie i przeważnie w ogólności: żony, córki. Ten brak jedności między jedną a drugą płcią, podobnie jak poligamia, całkowicie uniemożliwia rozwój zasianej u zarania miłości oblubieńczej. Jeśli już kobiety mają imiona, to warto zastanowić się nad ich znaczeniem, choćby w przypadku żon i córek Lameka: Ada – ozdoba, Silla – cień, Naama – przyjemność. Dopiero w dziesiątym pokoleniu po potopie plan odbudowania miłości oblubieńczej zaczyna pojawiać się na nowo. Wraz z Abramem pojawia się żona, znana z imienia Saraj. Od tej pory kobieta u boku mężczyzny przestaje być bezimienna. Staje się jak na początku pomocą i towarzyszką. Niestety Abraham i Sara nie są czyści w miłości oblubieńczej. Kolejną, szczególną parą jest Izaak i Rebeka, zdaniem św. Franciszka Salezego, najczystsza para Starego Testamentu, ale i oni nie dochowali sobie pełnej wierności. W miejsce oblubieńczości pojawiła się u Rebeki większa miłość do syna Jakuba niż do męża. Izaak nie podtrzymał ognia miłości małżeńskiej. Dalej mamy heroiczną miłość Jakuba do Racheli, ale i tu jest problem: Jakub nie okazał się do końca czujny i noc poślubną spędził z Leą, podłożoną przez teścia Labana. Czystą miłość ukaże dopiero historia Józefa Egipskiego, który jest zapowiedzią przyszłej miłości oblubieńczej, rozpoczynającej pełnię czasu.
Józef z Nazaretu jako troskliwy stróż oblubieńczości
Józef z Nazaretu zaślubiony z Maryją, przeszedł zwycięsko próbę czasu. W tym miejscu Prelegent ukazuje nam czym się różnił św. Józef od wspomnianych wcześniej Patriarchów. „Abraham nie wyczekał w cierpliwości do końca wypełnienia obietnicy. Józef przeciwnie, przeszedł nie tylko próbę czasu w Egipcie, gdzie „pozostawał tak długo jak Bóg mu powie”, ale przeszedł też próbę szybkości decyzji, gdy po jednej nocy, wstał i wziął swoją małżonkę do siebie. W przeciwieństwie do Izaaka, Józef nie zaniedbał podsycania ognia miłości. Jest napisane, że Jezus po powrocie do Nazaretu ze świątyni, w której zgubił się swoim rodzicom, pozostał im poddany. U Izaaka, syn Jakub wchodzi w miejsce ojca, w Świętej Rodzinie takie pomieszanie ról nie nastąpiło. Również Józef ma w tym swoją zasługę, który wiedział, że Jezus jest większy od niego, a nie wycofał się z roli oblubieńca Maryi, lecz pozostał nim stale i tą miłością kształtował swego „przybranego” Syna. Wreszcie Józef nie popełnia błędu braku czujności, jaki stał się autorstwem Patriarchy Jakuba. Święty Cieśla jest stale zajęty miłością oblubieńczą, która karmi jak mleko i miód małego Jezusa. Józef nie czerpie siły z żadnej innej relacji jak tylko z miłości oblubieńczej”.
Prelegent przytacza później zarzut stawiany często rozważaniom dotyczącym św. Józefa, że nie mają one podstaw historycznych. Nie ukrywa, że brak danych jest widoczny, ale zaznacza, że Pismo Święte ukazuje naturę miłości oblubieńczej i można ją poznać. „A w miarę jak ją poznajemy i doświadczamy, nabieramy przekonania, jakie są zachowania i czyny właściwe tej miłości. Stąd kontemplując i rozważając miłość oblubieńczą coraz lepiej widzi się św. Józefa, miłość pomiędzy Maryją i jej mężem, ukryte życie nazaretańskie i wiele innych tajemnic zostaje otwartych”.
Natura miłości oblubieńczej
I właśnie próbie opisania natury miłości oblubieńczej jest poświęcona kolejna część referatu o. Krzysztofa. Na czym więc ona polega? Jest całkowitym wzajemnym podarowaniem osób, jest pełną jednością, znajduje swoje źródło w miłości Trójcy. Człowiek może mieć udział w takim życiu, właśnie na mocy miłości oblubieńczej Chrystusa do Kościoła. Kościół jest Ciałem Chrystusa, w którym żyje i działa Duch Święty. W Piśmie Świętym w opisie chrztu Pańskiego Duch zstępuje na Jezusa w postaci cielesnej niby Gołębica. Gołąbka to określenie oblubienicy w Pieśni nad Pieśniami. Ponadto, w Apokalipsie Duch i Kościół są ze sobą powiązane, o czym mówią słowa: „A Duch i Oblubienica mówią: Przyjdź!” Miłość w Trójcy i miłość między Chrystusem a Kościołem, oto źródło, fundament i tło wszelkiej oblubieńczości. Ta dogmatyczna podstawa pozwala na wniknięcie w duchowość Maryi i Józefa, która jest czystą oblubieńczością. Najczystsza Dziewica a zaraz po niej jej ludzki oblubieniec ukazują jak żyć i wzrastać w tej miłości.
Dalej Prelegent ukazuje z jakich relacji „zbudowana” jest miłość oblubieńcza: na pierwszym miejscu jest jest dziecięca miłość do Ojca, potem oblubieńcze oddanie Duchowi, oblubieńcze wzajemne oddanie Maryi i Józefa oraz oblubieńcza więź z Jezusem. „Mówiąc technicznie, mamy tu do czynienia z oblubieńczą trójwięzią, w której wszystkie relacje są komplementarne i nie można żadnej z nich wykluczyć”. Autor zauważa, że największą trudność dla ludzkiego rozumu stanowi uznanie w Synu Oblubieńca. Nie może tu być fałszywej zamiany typu: Józefie, skoro się Jezus narodził, to teraz już tylko on będzie mi oblubieńcem – mogłaby pomyśleć Maryja. Skoro Słowo chciało przyjść na świat w miłości oblubieńczej, dlaczego miałoby ją po narodzeniach odrzucić? Maryja i Józef po wcieleniu odkrywali, że źródłem i zwieńczeniem ich gorącej, wzajemnej miłości jest Dzieciątko. Jezus to Oblubieniec ich oblubieńczej miłości.
Jak zwykły chrześcijanin może w swoim życiu realizować miłość oblubieńczą? Oczywiście każdy na miarę swoich możliwości powinien: pielęgnować więź synowską z Bogiem Ojcem. Następnie wejść w obłok Ducha Świętego i otworzyć się na prawdę. Wraz z oddaniem się Duchowi chrześcijanin oddaje się Jezusowi. Wreszcie do pełnego życia oblubieńczością potrzeba więzi z Ciałem Kościoła i w Ciele Kościoła. Ta ostatnia relacja jest najbardziej różnorodna i może się realizować w różnych powołaniach.
Wszystkie te rozważania pomagają nam odkryć, że nie może być miłości oblubieńczej bez wejścia w pełnię wiary. Wzrost w tej miłości jest zawsze postępowaniem w pielgrzymce wiary. „Wiara jest jedyną przewodniczką, gdy oblubieńczość podarowana przez Boga zaczyna objawiać nowe tajemnice. Taką drogą szli Józef i Maryja. Każda miłość tu na ziemie zakłada wiarę, natomiast nie każda wiara musi zakładać miłość. Dlatego miłość oblubieńcza jest źródłem wiary, zaś niekoniecznie wiara jest źródłem miłości” .
Miłość oblubieńcza jak fundament chrztu Polski
Na zakończenie Prelegent postanowił podzielić się pewną intuicją dotyczącą chrztu Polski. Przypomniał, że powszechnie przyjmuje się, że Mieszko I przyjął chrześcijaństwo od Czechów ze względów politycznych. Nawet jeśli ktoś się sprzeciwia tej tezie, czyni to na gruncie politycznym, wskazując raczej na Niemców jako bardziej „opłacalnych chrzestnych”. Taki ogląd świata zakłada, że motorem historii jest walka o władzę i bogactwo. A jednak, jak twierdzi nasz Prelegent, historię o wiele bardziej niż polityka popycha do przodu miłość. „Mieszko I mógł naprawdę odkryć Boga i zakochać się w Dobrawie i to motywowało jego kluczową w dziejach decyzję. W chrzcie Polskie widać, że obok pierwszego sakramentu miał miejsce też drugi – małżeństwo, znak oblubieńczy. Podobnie było przypadku chrztu Litwy (Jadwiga i Jagiełło), czy Franków w V wieku (Chlodwig i Chrodechilda). Jest to znakiem, że w tle chrystianizacji narodów stoi jeśli nie miłość, to przynajmniej gest oblubieńczy. Historyk, Arkadiusz Zych przypuszcza, że mógłby być to zamysł kronikarzy, którzy byli przeważnie osobami duchownymi bądź kształconymi przez duchownych i obok chrztu akcentowali ślub. Jaki im cel poza faktograficznym przyświecał, ciężko powiedzieć, ale od strony teologicznej jest prawdą, że miłość oblubieńcza poprzedziła przyjście Chrystusa na świat. Podobnie będzie, jak pisze św. Jan w Apokalipsie: Choć, pokarzę ci Oblubienicę, małżonkę Baranka, na końcu czasów. Dlatego warto stawiać na miłość oblubieńczą i uczyć się jej od Józefa i Maryi.
tekst ks. Andrzej Antoni Klimek
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!