Miłość między rozwodem a Kościołem
Przez całe wieki Bóg przez swój Kościół i jego kapłanów głosząc Ewangelię i wzywając do nawrócenia przypominał ludziom, co jest dobre, a co złe; co zapewni im szczęście na ziemi i w niebie, a co spowoduje łzy i cierpienie docześnie, jak i w wieczności. Obecnie ludzie odwrócili ten porządek i próbują mówić Kościołowi, co jest dobre, a co złe i zmuszają go do zmiany Bożego prawa - choćby w kwestii nierozerwalności sakramentalnego małżeństwa. Często są to osoby, które z Kościołem niewiele mają wspólnego.
Dyskusja na temat udzielania Komunii Świętej osobom żyjącym w niesakramentalnych związkach rozwija się na wielu płaszczyznach. W dokumencie roboczym (Instrumentum laboris) opublikowanym w Watykanie przed październikowym synodem biskupów o rodzinie jest mowa o różnych możliwościach „zmniejszenia poczucia wykluczenia ze wspólnoty kościelnej” rozwiedzionych w nowych związkach. Pod dyskusję zostanie poddana możliwość dopuszczenia takich osób do sakramentów w bardzo szczególnych przypadkach i po odbyciu odpowiedniej pokuty pod opieką biskupa diecezjalnego. Konieczna ma być „świadomość błędu i wynikającego z niego cierpienia, zobowiązanie do weryfikacji ważności małżeństwa, duchowej komunii i życia we wstrzemięźliwości”. Dokument zaleca również inne formy czynnego włączania się rozwiedzionych w nowych związkach w życie wspólnoty poprzez duchową komunię, modlitwę, słuchanie słowa Bożego, katolickie wychowanie dzieci, dzieła miłosierdzia i uczestnictwo we Mszy św. Jednocześnie dokument postuluje uproszczenie i ułatwienie procesów stwierdzenia nieważności małżeństwa. Troska o rozwiedzionych w nowych związkach jest jak najbardziej chwalebna, jak i troska o wszystkich innych grzeszników. Zasmuca jedynie to (najbardziej zapewne małżonków trwających razem mimo trudności i próbujących odbudowywać miłość), że rzadko nawołuje się do refleksji nad przyczynami rozpadu sakramentalnych małżeństw i nie weryfikuje się zaangażowania w próby i sposoby uratowania ich.
Sakramenty dla rozwiedzionych
Odsetek rozwodów w Polsce zbliża się do 30 procent, choć nie znalazłam informacji, ile z tych małżeństw zawieranych jest w Kościele katolickim, to jednak wciąż większość związków to te sakramentalne. Zacznijmy od tego, że osobom rozwiedzionym nikt nie odmawia sakramentów. Moja znajoma została zmuszona do cywilnego rozwodu (mąż opuścił ją i dzieci), jednak regularnie przystępuje do sakramentów, a ostatnio została matką chrzestną - jest to możliwe, bo nie weszła w nowy związek, ale żyje w czystości i wychowuje swoje dzieci po chrześcijańsku. Dopiero wejście w nowy związek, podczas gdy sakramentalne małżeństwo wciąż istnieje i nie może zostać rozwiązane, jest trwaniem w grzechu, który oddziela człowieka od Boga.
Tu pojawiają się liczne głosy „skrzywdzonych” osób, którym Kościół rzekomo odmawia „prawa do szczęścia”, pełnienia roli chrzestnych i sakramentów. Czy pretensje tych osób są uzasadnione? Oczywistym powinno być, że Kościół w tym względzie nie może zmienić stanowiska. Dlaczego? Bo nie zmieni decyzji samego Boga, który zamyślił małżeństwo jako jedność jednego mężczyzny i jednej kobiety na całe życie. Mało tego, była to pierwsza decyzja Boga, zaraz po stworzeniu świata i człowieka: „Na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. (...) Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela” (por. Rdz 2, 15-25; Mk 10, 5-9; Mt 19, 4-9). Zamysł Boży od początku stworzenia i nauczanie Jezusa, który surowo krytykuje starotestamentalne oddalanie żony z jakichkolwiek powodów, potwierdza także św. Paweł: „Tym, którzy trwają w związkach małżeńskich nakazuję nie ja, lecz Pan: Żona niech nie odchodzi od swego męża! Gdyby zaś odeszła, niech pozostanie samotną lub niech się pojedna ze swym mężem. Mąż również niech nie oddala żony.” (1Kor 7, 10-11). Obszerniejsze omówienie nierozerwalności małżeństwa w Piśmie Świętym można znaleźć w książce „Pozostać w prawdzie Chrystusa”, która jest pokłosiem dyskusji o sakramentach dla rozwiedzionych żyjących w nowych związkach, jaka toczyła się jeszcze przed rozpoczęciem ubiegłorocznego synodu o rodzinie.
Brak zrozumienia
Wielu jednak te argumenty nie przekonują (choć powinny, jeśli uważają się za chrześcijan), tłumaczą bowiem: to nie moja wina, że mąż/żona okazał(a) się alkoholikiem, egoistą, hazardzistą, złą matką/ojcem itp. Kardynał Gerhard Müller we wspomnianej książce pisze: „W zsekularyzowanym świecie nauka o nierozerwalności małżeństwa spotyka się często z niezrozumieniem. W przestrzeni, z której zniknęła znajomość fundamentalnych prawd wiary chrześcijańskiej, czysto formalna przynależność do Kościoła nie wywiera już wpływu na ważne decyzje życiowe i nie jest w stanie zapobiegać kryzysom małżeństwa. Wiele osób zadaje sobie pytanie: jak to możliwe, aby na całe życie związać się tylko z jednym mężczyzną/kobietą? Kto może mi powiedzieć, jak moje małżeństwo będzie wyglądało za dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści lat? Fakt, że współcześnie rozpada się tak wiele wspólnot małżeńskich umacnia sceptycyzm młodych ludzi wobec definitywnych decyzji życiowych.” Natomiast we wstępie do książki o. Robet Dodaro OSA pisze: „Czy małżonkowie dzisiaj rozumieją, czym jest małżeństwo? Czy rozumieją, że jest nierozerwalne, czy raczej zawierają je tylko na próbę, żeby przekonać się, czy im się uda, a może myśląc, że jakoś to będzie? Jak zapatrują się na osobistą kwestię posiadania dzieci? Czy rozumieją, że otwartość na dzieci jest wymogiem ważności małżeństwa sakramentalnego? I sprawa zasadnicza, zważywszy na powierzchowność relacji międzyludzkich w dzisiejszym świecie, czy młodzi katolicy są w ogóle w stanie zrozumieć język, jakim Kościół mówi o sakramentach, wierności, nierozerwalności małżeństwa i otwartości na dzieci?”. Czy wobec tego wspomniani „skrzywdzeni” zadali sobie przed wejściem w sakramentalny związek małżeński choć jedno z powyższych pytań?
Kardynał Müller pisze: „Dla chrześcijan fundamentalna pozostaje prawda, że małżeństwo osób ochrzczonych, które zostały włączone w Ciało Chrystusa, ma charakter sakramentalny, a tym samym tworzy rzeczywistość nadprzyrodzoną. Poważny problem duszpasterski wiąże się z faktem, że dziś wielu ludzi ocenia małżeństwo chrześcijańskie wyłącznie za pomocą kryteriów natury świecko-pragmatycznej. Kto w myśleniu kieruje się „duchem świata” (1Kor 2, 12) nie jest w stanie zrozumieć sakramentalnego wymiaru małżeństwa. Na rosnący brak zrozumienia dla świętości małżeństwa Kościół nie może reagować pragmatycznym dostosowywaniem się do procesów, mających rzekomo charakter nieunikniony, lecz wyłącznie zaufaniem do „Ducha, który jest z Boga, dla poznania darów Bożych” (1Kor 2, 12). Małżeństwo sakramentalne stanowi świadectwo mocy łaski, która przemienia ludzi.”
Oczywiście pod warunkiem, że chcą oni współpracować z Bożą łaską w przemienianiu siebie i swojego małżeństwa. Kapłani wielokrotnie w ślubnych homiliach podkreślają, że po ludzku często nie jest możliwe wytrwać z kobietą, czy mężczyzną przez całe życie, ale dla Boga nie ma nic niemożliwego. On daje sakramenty, swoje Słowo, pomoc duszpasterską i wiele innych okazji, by małżeństwo mogło nie tylko przetrwać, ale i rozwijać się rosnąc w miłości. Tylko od indywidualnej osoby zależy, czy zechce z tych darów skorzystać (byłaby to oczywista konsekwencja złożenia sobie przysięgi małżeńskiej w Kościele przed Bogiem), czy bez walki rozwiedzie się i zwiąże ponownie obwiniając „niemiłosierny” Kościół o niedopuszczanie do sakramentów.
Brak przygotowania
Najczęstszą przyczyną rozwodów w Polsce jest tzw. „niezgodność charakterów”, o wiele częstszą niż przemoc w rodzinie, czy szkodzące związkowi uzależnienia jednego ze współmałżonków. Jednocześnie zauważamy, że wiele osób zanim wstąpi w sakramentalny związek małżeński pozostaje w związku i/lub narzeczeństwie przez dłuższy czas (3, 4, a nawet 5 lat). Czyżby w tak długim czasie nie zdążyli poznać swoich charakterów? Doradcy rodzinni, kapłani, a przede wszystkim świadectwa chrześcijańskich narzeczonych wskazują tutaj na nieocenioną wartość czystości przedmałżeńskiej, która pozwala dobrze się poznać i dopasować właśnie pod względem charakterów. John Mark Comer w książce „Miłologia” pisze: „W czasie współżycia dwoje ludzi staje się jednością. W małżeństwie działa to jak życiodajna moc, ale poza małżeństwem ta nieposkromiona i dzika siła jest jak ładunek wybuchowy. Dwoje ludzi staje się jednym na długo przed podjęciem jakichkolwiek zobowiązań. Relacja, która powinna trwać kilka tygodni, trwa kilka lat, a historia, która powinna się zakończyć odejściem w przyjaźni, kończy się na żalu i wyrzutach sumienia. Zasada ta sprawdza się zawsze. Po drugie - współżycie odbiera jasność widzenia. Tracimy przytomny osąd sytuacji. Wszyscy znajomi mówią dziewczynie: „Oszalałaś? Zasługujesz na lepszego chłopaka. Nie marnuj sobie z nim życia! Powinnaś z nim zerwać”. Z jakiegoś powodu do niej to nie dociera. W dziewięciu na dziesięć przypadków oznacza to, że z nim sypia. Obiektywizm, na który umiała się zdobyć, dawno temu zniknął bez śladu. To oczywiste, że nie pasują do siebie, ale ona tego nie widzi. Kiedy się z kimś współżyje, nie jest się w stanie prawidłowo „widzieć” tej osoby. Powtarzam, w małżeństwie jest to coś pięknego! Poza małżeństwem tylko pogarsza sprawę. Po trzecie, nawet jeśli w końcu poślubisz osobę, z którą chodzisz, nie można zbudować relacji na fascynacji fizycznością i pożądaniu. Po prostu nie da się. W pewnym momencie będziesz wymagał czegoś więcej. Chcesz mieć przyjaciela, partnera, matkę lub ojca dla twoich dzieci. Chcesz razem z nim iść przez życie. Chcesz cieszyć się jego towarzystwem na długo po tym, jak zniknie twoja atrakcyjność zewnętrzna. Na etapie randkowania nie da się tego sprawdzić, przekonać się, czy to odpowiednia osoba, nie powstrzymując się od współżycia.”
Zachęta do czystości przedmałżeńskiej we współczesnym świecie wydaje się być chwilami nawet śmieszna. Wokół coraz więcej osób mieszka ze sobą przed ślubem, często dłuższy czas, nie wywołując już niczyjego zdziwienia, a Kościół najczęściej próbuje ich przekonać do zmiany poglądów zachęcając, żeby „przestali grzeszyć”. Tymczasem w świecie, w którym zanika poczucie grzechu, szczególnie w dziedzinie, w którą zdaniem większości „Kościół nie powinien się wtrącać”, trzeba przede wszystkim pokazać nieocenioną wartość wstrzemięźliwości przedmałżeńskiej, która jest w dużej mierze gwarantem udanego małżeństwa (jeśli przyszli małżonkowie dobrze się poznają, trzy najczęstsze powody rozwodów znikną) i przypominać statystyki, które mówią, że zdecydowanie więcej małżeństw rozpada się w przypadku osób, które współżyły i mieszkały razem przed ślubem.
***
Osobom, które przygotowują się do zawarcia sakramentalnego małżeństwa oraz tym, którzy już złożyli sobie przysięgę przed ołtarzem Kościół daje niezwykłe bogactwo swojego nauczania, sakramenty i nieograniczony dostęp do Bożej łaski, która może zdziałać cuda (np. uratować małżeństwo, w którym pojawi się alkoholizm, czy zdrada). Zatem pretensje i roszczenia rozwiedzionych pozostających w nowych związkach wydają się zupełnie nieuzasadnione, tym bardziej, jeśli zadadzą sobie oni trud refleksji nad zaniedbaniami i obowiązkami małżonków sakramentalnych.
tekst Anika Djoniziak
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!