TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 19 Kwietnia 2024, 13:37
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Meta?

Meta?

pokolenie jpII

Skończył się okres Bożego Narodzenia. Chociaż jeszcze możemy wpatrywać się w parafialny żłóbek i może jeszcze w naszych domach dogorywa choinka. Jednak za chwilę choinkę zutylizujemy, a żłóbek trafi do schowka, gdzie będzie czekał na kolejne Boże Narodzenie. Koniec. Nadszedł okres zwykły. Nie ma przymusu do bycia miłym, dobrym i wspaniałomyślnym. Koniec czasu epatowania radością i składania jak najlepszych życzeń.

Wraca szara rzeczywistość. Ale czy na pewno tak powinno to wyglądać? Czy w przeżywaniu świąt chodzi o to, by kiedy się skończą, nasz sposób bycia wpakować do szufladki z napisem „Boże Narodzenie” i przewietrzyć go znów za rok? „Święta, święta i po świętach”. Dwa dni i meta. Ale czy po to Bóg mówił do nas przez kilka tygodni Adwentu, żeby przez dwa dni było nam fajnie? Bo Bóg mówił niesamowicie dużo i konkretnie, by nam wyprostować życie, a na chwilę przed Świętą Nocą mówił najpiękniej, jak potrafił. Co mogliśmy usłyszeć w Kościele w ostatnim tygodniu Adwentu? „Duch Święty zstąpi na ciebie i moc Najwyższego osłoni cię”; „Błogosławiona jesteś”; „Wielbi dusza moja Pana”. Bóg przychodził przez Słowo (nie byle jakie; nie rzucane na wiatr, ale wyjątkowe, przemyślane), byśmy potrafili przyjąć Jego Ciało. Najpierw słowo, potem Ciało (zastanawiające, że ta sama kolejność jest widoczna w Eucharystii).

Słowo odwieczne stało się Ciałem. To prawda trudna do ogarnięcia i zrozumienia. To prawda, która rzuca na kolana. Jakoś szczególnie uzmysłowiłam to sobie w tym roku, kiedy cały Kościół padł na kolana podczas słów Credo „…i za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy, i stał się człowiekiem”. Wcześniej ten moment nie wywierał na mnie specjalnego wrażenia. Syn opuszcza kochających Ojca i Ducha Świętego i wprowadza się między ludzi. Hardcor! Komu z nas chciałoby się zostawić pałac z atmosferą pełną miłości i przenieść się do biednej dzielnicy wiecznych fochów? Niesamowita odwaga. Ale nie tylko to. Syn zrobił to na prośbę Ojca. Kiedy myślę o tym momencie historii zbawienia, to trudno mi wyobrazić sobie, że Syn odpowiada: „Dlaczego ja?” Jakoś tego nie widzę. To jest wzięcie na siebie odpowiedzialności „od ręki”, bez grymaszenia i ciężkiego wzdychania. Taki okazał się Syn. A my? Wydaje mi się, że pytanie: „dlaczego ja?” jest nam bardzo bliskie. Od najmłodszych lat. „Dlaczego ja mam wyrzucić śmieci?”; „dlaczego ja mam sprzątać?”; „dlaczego ja mam odwalać najgorszą robotę?”. I tak całe życie. Kościół również nie jest wolny od tego pytania. „Dlaczego ja mam zawsze poranną Mszę?”; „dlaczego ja mam opiekować się tą czy tamtą grupą?”; „dlaczego ja mam znów pomagać w ubieraniu choinek?” (bo Kościół to też świeccy – takie przypomnienie); „dlaczego ja mam robić to, tamto i owamto?”. Natomiast tu i teraz naszym oczom ukazuje się Jezus, który na prośbę Ojca - przekładając na współczesny język - odpowiada: ,,OK”. I idzie do ludzi. Przez to wydarzenie dzisiaj możemy karmić się Jego słowem i Ciałem. A czym byłoby nasze życie bez słowa i Ciała? Dzięki temu, że Bóg dwadzieścia wieków temu postanowił zamieszkać między nami, nie musimy „testować” odpowiedzi na to pytanie na własnej skórze. Oczywiście możemy, ale... czy warto? 

Po okresie świątecznym Bóg nie pakuje się do złotego rydwanu i nie wraca do przytulnego nieba. On POZOSTAJE między nami. Nigdzie się nie wyprowadza. Jest obecny w swoim słowie i swoim Ciele, i cały czas czeka na nasze przyjście. Dlatego możemy się z Nim spotykać, kiedy tylko zechcemy. Możemy być błogosławieni, czyli szczęśliwi przez cały rok, a nie tylko czasami. Możemy w codzienności doświadczać działania Ducha Świętego, uwielbiać Pana i świętować! Dlaczego my? Bo jesteśmy dziećmi specjalnej troski. Troski Boga.

Katarzyna Strzyż

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!