TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Kwietnia 2024, 08:05
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Matka chrzestna i stygmaty

Matka chrzestna i stygmaty

Małgorzata Bays urzekała wszystkich pokorą i skromnością. Nikogo nie osądzała, ale gorliwie modliła się o nawrócenie grzeszników. Szczególnie troszczyła się o dzieci, dla których była matką chrzestną, katechetką, towarzyszką zabaw i krawcową. Kościół właśnie ogłosił datę jej kanonizacji. 

Małgorzata Bays, szwajcarska błogosławiona żyjąca w XIX wieku, zostanie kanonizowana 13 października w Watykanie. Jest ona doskonałym dowodem na to, że świętość jest dostępna dla każdego, bez względu na wykształcenie, pochodzenie, majątek czy powołanie. Ta skromna krawcowa podpowiada też, jak się zachować wobec problemów i grzesznych relacji wśród bliskich osób. 

Wrodzona mądrość

Marguerite urodziła się w 8 września 1815 roku w małej wiosce La Pierraz, koło Fryburga w Szwajcarii. Mała Małgosia od wczesnego dzieciństwa pomagała rodzicom w ogrodzie i na polu. Skończyła zaledwie trzy klasy szkoły powszechnej, a mimo to jej inteligencja i wrodzona mądrość zadziwiały. Była bardzo radosnym dzieckiem, a jednocześnie już zaczynała odczuwać potrzebę pogłębionej, osobistej modlitwy w ciszy. Później ukończyła kurs zawodowy szwaczki i w wieku 15 lat rozpoczęła pracę związaną z szyciem, dla domowników, ale też zarobkową. Zajmowała się przede wszystkim naprawianiem starej odzieży, co w tamtych czasach było oczywistą koniecznością. Małgorzata modliła się gorliwie, z radością wypełniając domowe i gospodarskie obowiązki. To było jednak było dla niej za mało, marzyło jej się oddanie życia Bogu i ludziom. Z początku wszyscy myśleli, że zostanie zakonnicą i pójdzie do klasztoru, ona jednak widziała swoje życie wśród ludzi, choć nie w małżeństwie. Dobrowolnie wybrała życie w czystości.

Uliczna katechetka

Siłę do działania dawała jej modlitwa (szczególnie różańcowa, można nawet powiedzieć, że nigdzie nie ruszała się bez różańca) i życie sakramentalne. Każdego ranka Małgorzata szła do kościoła na Mszę Świętą, gdzie z wielkim przejęciem przyjmowała Komunię Świętą. W drodze powrotnej zaglądała do sąsiadów, rozmawiała z kobietami, które powierzały jej swoje troski. Mówiła im wtedy często: „Odmawiajcie Różaniec, a zobaczycie, że później będzie lepiej”. Gdy miała 20 lat zaczęła gromadzić sąsiadów z okolicy, by rozmawiać z nimi i uczyć ich katechizmu. Podobnie było z dziećmi spotkanymi na ulicy. Marguerite często zabierała je do kaplicy Matki Bożej, gdzie wspólnie się modlili. Był też czas na zabawę, rozmowy i pełne miłości objaśnianie dzieciom praw Bożych, a przede wszystkim pokazywanie im Bożej miłości. Najbliższe sercu młodej kobiety były dzieci ubogie, którym ofiarnie pomagała tak, jak umiała. Przede wszystkim szyła dla nich ubrania lub cerowała ich stare. Choć sama nie miała wiele ,umiała się dzielić. Małgorzacie zależało, by maluchy wiedziały, że są dziećmi Boga, że mają swoją godność, która nie kończy się na posiadaniu takiego czy innego ubrania. Dzieci miały ją nazywać: „Nasza wspaniała katechetka”, inni mówili o niej: „Matka chrzestna tych dzieci”. Ks. Martial Python, jej biogrf powiedział: „Jej duchowość opierała się na słowach Chrystusa: Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, Mieście uczynili. Małgorzata wiedziała, że każdy ma prawo do swej godności”. Okazuje się, że do dziś jej dom najczęściej odwiedzają właśnie dzieci i osoby młode. „Myślę, że jej postać urzeka ich swą prostotą. Wiedzą, że za swego życia była otwarta na dzieci i to do nich przemawia. Nie przechodzą wobec tego obojętnie. Ale tego samego doświadczają również dorośli” - podkreśla ks. Python w swoich wypowiedziach dla Radia Watykańskiego. 

Zmieniać serca modlitwą

Małgorzata jednak nie tylko do dzieci podchodziła z wielką miłością i troską. Tak samo było w przypadku dorosłych. Zaczęło się to już w rodzinnym domu, w którym musieli się pomieścić liczni bracia z siostrami. Jeden z braci miał żonę, która często była złośliwa i upokarzała innych; inny trafił do więzienia; jedna z sióstr wróciła do domu po rozpadzie małżeństwa; któreś z rodzeństwa miało z kolei nieślubne dziecko, ale Błogosławiona nigdy ich nie osądzała. Owszem, cierpiała z powodu grzechów bliskich, ale przede wszystkim modliła się za nich gorliwie. Wszystkie nieprzyjemności znosiła z wielką cierpliwością, a złośliwą żoną brata opiekowała się podczas choroby. Tak samo postępowała wobec innych osób. Modlitwa o nawrócenie grzeszników była dla niej szczególnie ważna. Czasami bardzo dyskretnie prosiła dwóch lub trzech bliskich, zaufanych przyjaciół, by modlili się za kogoś razem z nią. Chciała przyciągnąć ludzi do Chrystusa przede wszystkim własnym przykładem szczerej i pokornej miłości do bliźniego i do Boga. 

W tym czasie Marguerite wszystkie swoje intencje powierzała Bogu, pielgrzymując do kaplicy Matki Bożej Pustelników. Było to sanktuarium położone w Einsiedeln, w kantonie Schwyz, ponad 240 kilometrów od wioski zamieszkałej przez rodzinę Bays. W XIX wieku było to znane miejsce pielgrzymkowe w Szwajcarii. Pierwszą wędrówkę odbyła w wieku 20 lat. Rozpoczynała się ona o świcie, następnie Małgorzata spotykała się z towarzyszami drogi, żeby podążać razem do celu. Po drodze modlili się, szczególnie Różańcem. Pielgrzymka trwała tylko trzy dni, każdego dnia pątnicy pokonywali około 80 kilometrów. W nocy spali w stodole, dając gospodarzom trochę pieniędzy. Mimo palącego słońca, bolących nóg i ran na nich dalej szli do sanktuarium. Po kilku dniach spędzonych u Matki Bożej Pustelników na modlitwie i nabożeństwie, wyruszyli pieszo w drogę powrotną. Niektóre źródła mówią nawet o 11 takich pielgrzymkach Błogosławionej. 

Pokora i cierpienie

W wieku 38 lat Małgorzata Bays zachorowała. Zaczęło się od zawrotów głowy, ostrego bólu w brzuchu, mdłości i wymiotów. Okazało się, że jest to rak jelita. Początkowo chciała ukryć swoją chorobę, także przed rodziną, i nie podejmować żadnego leczenia. Jednak z biegiem czasu bliscy zauważyli jej zły stan zdrowia i zmusili do wizyty u lekarza. Niestety chorej nie pomogły ani leki, ani nawet interwencja chirurgiczna. Młoda kobieta była coraz słabsza. Kiedy nadszedł dzień zatwierdzenia przez papieża Piusa IX dogmatu o niepokalanym poczęciu Najświętszej Maryi Panny, czyli 8 grudnia 1854 roku, Małgorzata była przykuta do łóżka. Jej bliscy poszli do kościoła, a ona modliła się w domu przykładając do rany medalik z Niepokalaną. W tym samym momencie odzyskała siły, ból zniknął, a rana się zagoiła. Nagle udało jej się wstać. Kiedy jej rodzina wróciła z kościoła, zastała ją siedzącą na wielkim kamiennym piecu w swoim pokoju. Odmawiała właśnie Różaniec. Została cudownie uzdrowiona  w jednej chwili. To od Najświętszej Maryi Panny otrzymała wielką łaskę, o którą prosiła. Jednak nie błagała Boga, by złagodził jej ból. Przeciwnie, ofiarowała się Bogu, aby cierpieć za nawrócenie grzeszników. Kilka lat później Błogosławiona wstąpiła do Trzeciego Zakonu Świętego Franciszka. 

W tym czasie również (niedługo po uzdrowieniu) Jezus pozwolił jej na szczególne współodczuwanie Jego męki. Na rękach, nogach i w boku kobiety zaczęły pojawiać się rany podobne do znaków ukrzyżowania Zbawiciela. Badający ją lekarz nie stwierdzał wtedy żadnych oznak życia ani reakcji na bodźce. Orzekł, że jest to sytuacja po ludzku nie do wytłumaczenia. Sąsiad Marguerite, Dean Prancois Menetrey, zapamiętał to w ten sposób: „W każdy Wielki Piątek o 15:00 „wychodziła” z siebie, żyjąc w ekstazie, która trwała godzinę. Pamiętam bardzo dobrze, że mogłem kontemplować Sługę Bożą podczas jej ekstazy… Marguerite stopniowo popadła w stan podobny do śmierci. Całe życie jakby uchodziło z niej. Wyglądała jak prawdziwe zwłoki. Byłem tam od trzeciej po południu. Znaki życia pojawiły się stopniowo kilka minut po czwartej po południu. Zaczynała znów oddychać, początkowo powoli, potem bardzo szybko, w końcu normalnie. Kolor wracał na jej policzki. Wydawało się, że budzi się z głębokiego snu. Boska i intensywna radość rozświetliła jej twarz. Potem wypowiedziała słowa płonące wiarą, miłością i wdzięcznością do Boga”. 

Sama Małgorzata chciała za wszelką cenę ukryć stygmaty. Nie chciała, żeby uważano ją za duszę wybraną, uważała się za grzesznika przed Bogiem. Powiedziała: „Tylko dusza, która zna swoją nędzę, może pokładać wielkie zaufanie w Bogu, a jeśli nie będzie miała takiej świadomości, nie będzie mogła mieć prawdziwego zaufania do Niego”. Nie chciała zwracać na siebie uwagi. Nigdy nie mówiła o boskich łaskach, które otrzymała. Kiedy pojawiły się znamiona, nosiła szare bawełniane rękawiczki, które zakrywały jej ręce, z wyjątkiem palców.

Pochowaliśmy świętą

Ostatnie lata życia Marguerite były pełne cierpienia, mistycznych przeżyć, a czasami znaków dotyczących przyszłości. Jakiś czas przed śmiercią cały czas spędzała już tylko w swoim pokoju, nic nie mówiąc. Żyła tylko Eucharystią, piła przede wszystkim chłodną herbatę ziołową. Nie chciała ulgi i nie zrobiła wiele, by złagodzić swoje cierpienie. Przyjmowała tylko okłady z octu i lodu. Podczas Wielkiego Postu 1879 roku jej stan jeszcze się pogorszył. Jedna z najmłodszych siostrzenic Marguerite, zakonnica opowiedziała historię zasłyszaną od dziadka: „Podczas swojej ostatniej choroby Marguerite przez całą noc tęskniła za Eucharystią, próbowaliśmy, ale nie byliśmy w stanie spełnić jej życzeń, więc Pan zlitował się nad sługą, przyszedł anioł i przyniósł jej Komunię Świętą. Widziałem to i sam nie mogłem uwierzyć w to, co widziałem”. Dzięki mocy Komunii Świętej Małgorzata znosiła ból z pokorą i cierpliwością. Często całowała swój krzyż i kontemplowała obraz przedstawiający Matkę Bożą Siedmiu Boleści. Marguerite błagała Boga o łaskę śmierci w święto Najświętszego Serca Pana Jezusa, a Bóg odpowiedział na jej modlitwy. Oddała Mu swą duszę podczas oktawy (ósmego i ostatniego dnia) święta Najświętszego Serca Pana Jezusa o godzinie 15.00, 27 czerwca 1879 roku. Na jej pogrzeb przybyły tłumy, które uważały ją za świętą. Osoba, która przykrywała trumnę na cmentarzu powiedziała głośno to, o czym wszyscy myśleli: „Pochowaliśmy świętą”. 

Małgorzata do dziś oddziałuje na ludzi, co potwierdza ks. Python, jej biograf: „Otrzymuję liczne świadectwa. Pewien mężczyzna powiedział mi, że został wręcz zmuszony przez żonę, by wejść z nią do domu bł. Małgorzaty Bays. I ta wizyta w tym miejscu, gdzie przez 63 lata urzeczywistniała się jej świętość, zrobiła na nim ogromne wrażenie. Powiedział mi: wszedłem tam jako niewierzący, a wyszedłem jako wierzący”. 

Tekst Anika Nawrocka

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!