Łaski za wstawiennictwem bł. Edmunda (9)
Prezentujemy łaski otrzymane za wstawiennictwem bł. Edmunda Bojanowskiego, które spisano na przestrzeni lat tj. przed rozpoczęciem procesu beatyfikacyjnego, aż do czasów współczesnych.
Uzdrowienie siostry M. Floriany Grzelak, Szamotuły, 1939 r.
Chociaż o uzdrowieniu, które przedstawiamy, opowiadała sama uzdrowiona s. Floriana Grzelak wybraliśmy jednak zeznanie jej siostry s. Tekli Grzelak, ponieważ jest bardziej kompletne. Cytujemy również opinię dwóch lekarzy biegłych, dr. Aleksandra Buxakowskiego i dr. Mieczysława Luzińskiego.
Relacja S. M. Tekli Grzelak, Pleszew, 4 stycznia 1946 r.
W kwietniu 1939 roku zachorowała ciężko moja siostra s. Floriana sł. M. skarżąc się na silny ból głowy, karku, nudności i czkawkę, która nie ustawała w dzień i nocy. Pracowałyśmy wówczas obydwie w Zakładzie św. Józefa w Szamotułach. Zawezwany lekarz szpitalny chirurg dr Nowicki nie mógł stwierdzić przyczyny choroby, zalecił środki uśmierzające, które jednak bólu nie uśmierzały. Chora nie mogąc spać w nocy ani w dzień z powodu bólu, tak się wyczerpała, że zachorowawszy była zaopatrzoną na śmierć. Czuła się coraz gorzej, skarżyła się na brak czucia w kończynach prawych, górnej i dolnej, i zanik mięśni był widoczny. Zawezwano jeszcze miejscowych lekarzy: dra Krukowskiego i dra Włocha, lecz i ich leczenie nie pomogło.
Na polecenie s. przełożonej Tarsylii zawiozłam chorą 4 maja 1939 roku do Poznania do lekarza specjalisty chorób wew. dr. Grafsteina. Lekarz, po zbadaniu chorej, powiedział: to jest poważna sprawa, ale to nie do mnie należy i skierował nas do dr. Frąckowiaka specjalisty chorób nerwowych. Po bardzo dokładnym zbadaniu, takie orzeczenie dał dr Frąckowiak: „stwierdzam ciężkie schorzenie mózgowe, lecz aby się upewnić i moje rozpoznanie potwierdzić, należy przeprowadzić dalsze potrzebne badania kliniczne. Dlatego przekazuję chorą do Kliniki Uniwersyteckiej dla chorób nerwowych”. Powiedział jeszcze dr Frąckowiak: „jeżeli moje rozpoznanie przez badania kliniczne będzie potwierdzone, to z chorą nie będzie dobrze”.
Zawiozłam więc chorą zaraz do kliniki, gdzie została pod obserwacją lekarzy: prof. Zielińskiego, dra Roguckiego i dr Jeżewskiej. Kiedy 15 maja 1939 roku pojechałam do chorej, pytając ją, jak się czuje, odpowiedziała: „nic mi nie lepiej, gorzej się czuję, rękę i nogę jeszcze mam słabszą, trudno mi wykonać ruchy”. Pytając lekarza kierownika w/w kliniki prof. Zielińskiego o rozpoznanie i dalszy przebieg choroby, otrzymałam następujące orzeczenie: „choroba ta jest nie uleczalną i poprawy tu nie będzie, lecz z dnia na dzień następować będzie pogorszenie, aż do zupełnego ubezwładnienia. Choroba ta trwać może długo, nawet kilka lat”. Kazano mi chorą zabrać do domu, gdyż badania były ukończone. Ubierając chorą do domu, weszła na pokój dr Jeżewska, lekarz tego oddziału, zapytałam ją jeszcze, czy nie ma już żadnego leczenia dla tej chorej – odpowiedziała: leczenia żadne nie pomogą, są bezskuteczne i powtarzała orzeczenie prof. Zielińskiego, nie kazała o tym mówić chorej.
Rozpoznanie tej choroby: sclerosis lateralis.
Wróciwszy z chorą do domu, wiedząc, że nie ma dla niej pomocy ludzkiej, że stan choroby jest beznadziejny, a nie mówiąc jej o tym, powiedziałam: „Panie bądź wola Twoja, daj jej łaskę i silę dźwigania krzyża”.
W tym wielkim moim utrapieniu na drugi dzień taka przyszła mi myśl, która mi dodała wielkiej otuchy, aby się udać z prośbą do naszego Ojca Założyciela. Z całą więc ufnością i wiarą, na jaką się tylko człowiek w takiej chwili zdobyć może, udałam się do Niego, prosząc gorąco, aby ją zechciał uzdrowić, jeżeli taka jest wola Boża, a jeżeli nie to, aby jej uprosił łaskę do cierpliwego dźwigania krzyża albo śmierć szczęśliwą. Chora leżała w łóżku nadal nie mogła chodzić bez pomocy drugiej osoby.
Pod koniec maja pojechałam na rekolekcje do Pleszewa i tu gorąco modliłam się do naszego czcigodnego Ojca Założyciela ufając, że jedną z moich trzech próśb mi wyjedna. Po rekolekcjach pojechałam do rodziny, aby im oznajmić tę smutną wiadomość. Wracając do domu na dworcu w Szamotułach ujrzałam moją chorą siostrę, która mi wyszła naprzeciw. Zdumiałam się bardzo w pierwszej chwili, ale też i ucieszyłam wielce, widząc ją zdrową i idącą bez pomocy drugiej osoby. Zaraz też przyszła mi myśl, to Ojciec Założyciel wyprosił jej to uzdrowienie. Czuła się trochę osłabiona, lecz po paru dniach zaczęła pracować i pracuje nadal.
Jestem głęboko przekonana, że uzdrowienie to nastąpiło za wstawiennictwem naszego czcigodnego ojca założyciela Edmunda Bojanowskiego, za co gorące dzięki składam Bogu i Matce Niepokalanej.
S. M. Tekla Grzelak sł. M.
Prawdziwość i zgodność powyższego opisu o chorobie siostry M. Floriany Grzelak potwierdzam niniejszym.
S. M. Tarsylia Porażyńska sł. M.,
przełożona domu sióstr w Szamotułach
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!