Łaski za wstawiennictwem bł. Edmunda (2) – przed procesem diecezjalnym (1871-1948)
Prezentujemy łaski otrzymane za wstawiennictwem bł. Edmunda Bojanowskiego, które spisano na przestrzeni lat tj. przed rozpoczęciem procesu beatyfikacyjnego, aż do czasów współczesnych. Łaskę uzdrowienia Stefani Ryłowicz na podstawie zeznania opisała siostra Stanisława Janowicz 16 lipca 1960 roku.
Działo się to w roku 1938, w miejscowości Węgiersk, pow. Golub-Dobrzyń. Ryłowicz Stefania, ur. 13 lutego 1915 roku, porodziła 8 stycznia 1938 roku dziecko płci żeńskiej, przy którym to porodzie był dr Ciszewski z Dobrzynia (obecnie śp.), z niewiadomych przyczyn powstało ogólne zakażenie połogowe. Dwa dni po porodzie dr Ciszewski rzekł, że stan Ryłowicz Stefanii jest beznadziejny i zaniechał dalszego leczenia twierdząc, że dla chorej Stefanii nie ma już ratunku.
Jednak jako dobry katolik, radził szukać pomocy u Boga, tj. zamówić Mszę św. o zdrowie dla chorej. Stosując się do rady lekarza, rodzina zamówiła Mszę św., ale stan zdrowia Ryłowiczowej z dnia na dzień się pogarszał. Wtedy udano się, za porozumieniem z dr. Ciszewskim, do dr. Koppa Jerzego w Golubiu. Dr Kopp leczył chorą, ale już po trzykrotnej wizycie u niej uznał, że stan jest beznadziejny. Stosował jednak dla pociechy krewnych zastrzyki wzmacniające serce (nazwy owych zastrzyków nie pamiętam).
Wtenczas dr Kopp wyrzekł do mnie pamiętne słowa: „sprawa naszej chorej jest przesądzona, jak Siostra chce, niech Siostra jedzie, jeśli chora wyzdrowieje będzie cud, to ja Siostrze powinszuję”.
Przez trzy tygodnie codziennie odwiedzałam chorą w Węgiersku, jednakowoż każdego dnia stan chorej się pogarszał; zapadała w śpiączkę
i chwilami była nieprzytomna tak, że rodzina i otoczenie spodziewało się w każdej chwili zgonu. Została więc zaopatrzona sakramentami świętymi, palono już nawet gromnicę.
Widząc, że żadne zabiegi nie odnoszą skutku, zwróciłam się z gorącą modlitwą do Pana Boga, za pośrednictwem naszego ojca założyciela Edmunda Bojanowskiego. Zabrałam też ze sobą do chorej kawałeczek kostki naszego ojca Edmunda, którą przypięłam jej do bielizny na piersi. Chora była wówczas nieprzytomna. Następnego dnia z rana jak zwykle, nie przyjechał po mnie mąż owej chorej, myśleliśmy, że zmarła. Przyjechał jednak tego dnia, ale później, oznajmiając mi z radością, że nastąpiło znaczne polepszenie. Chora wróciła do przytomności, ogromna opuchlina brzucha zginęła. Pojechałam, aby upewnić się co do stanu chorej. Zastałam Ryłowiczową zupełnie przytomną i zanik opuchliny brzusznej. Chora czując się z godziny na godzinę coraz lepiej, po kilku dniach wróciła do zupełnego zdrowia.
Do dzisiejszego dnia Ryłowicz Stefania czuje się dobrze i twierdzi tak ona, jak i całe jej otoczenie, że została cudownie uleczona.
s. Stanisława Janowicz
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!