Ku górze!
Papież Leon XIV w swoim pierwszym akcie kanonizacyjnym wyniósł na ołtarze dwóch młodzieńców, którzy potrafili cieszyć się życiem i bez lęku zmierzać na, po ludzku przedwczesne, spotkanie z Panem na uczcie w Niebie.
Jak zawsze opowiem wam wszystko z bardzo osobistej perspektywy, bo tak już mam, że jeżeli chodzi o przyjaciół w Niebie, to nie potrafię pisać o nich formalnie.
Z Carlem Acutisem zaiskrzyło natychmiast, jak tylko o nim usłyszałem. Co prawda podobnie było kilka lat temu z Pierem Giorgiem Frassatim (tak, właśnie z nim) czy też z bł. Chiarą „Luce” („Światło”) Badano, jednak, być może z obawy, że zostanie mi przypisane jakieś włoskie „skrzywienie”, poza kilkukrotnym wykorzystaniem przykładu tych młodych Świętych w homiliach czy rekolekcjach dla młodzieży, nie było dalszego ciągu. Natomiast z Carlem potoczyło się inaczej. Chciałem, aby w parafii powstała grupa duszpasterska, która będzie się nim inspirować, a ostatnie przygotowania do Pierwszej Komunii Świętej mocno ukierunkowane były na jego świadectwo, do tego stopnia, że tzw. prezentem komunijnym dzieci i rodziców dla wspólnoty miał być piękny relikwiarz młodego Świętego. O relikwie postarałem się drogą oficjalną i miałem je odebrać przed uroczystością Pierwszej Komunii w parafii. Plan się posypał ze śmiercią papieża Franciszka i odwołaniem pierwszego terminu kanonizacji. Wstrzymano wydawanie relikwii i relikwiarz, owszem, został uroczyście wniesiony w procesji z darami, ale niestety pusty.
Powszechnie jednak wiadomo, że miłujących Boga wszystko wspiera ku lepszemu, dlatego to co początkowo było przykrą niespodzianką okazało się dobrą okazją. Już tłumaczę. Przy pierwszym terminie kanonizacji nie było najmniejszej szansy, abym mógł w niej uczestniczyć. Drugi termin okazał się dla mnie znacznie dogodniejszy, a w dodatku Carlo został połączony z Pier Giorgio Frassatim (a w naszej parafii mamy młodzieżową wspólnotę, którą chcemy „zarazić” tym „ciemnym typem”). Pozostało mi tylko sprawdzić, czy w bezpośredniej bliskości dnia kanonizacji będzie możliwy odbiór relikwii Carla w Asyżu i można było rezerwować bilety. I tak się stało, gdyż relikwie mogłem odebrać już we wtorek po niedzielnej kanonizacji. Początkowo trochę się zżymałem, bo prosiłem o poniedziałek, w ten sposób tego samego dnia wieczorem mógłbym już wrócić do Polski. Ale Pan Bóg chciał inaczej. I całe szczęście! Ale o tym później.
W ten oto sposób w niedzielę, 7 września przed godziną ósmą wraz z księdzem Mateuszem, z którym niegdyś rozpoczynaliśmy parafialną ścieżkę z Carlem Acutisem, jesteśmy na Placu Świętego Piotra w sektorze przeznaczonym dla księży, który powoli się wypełnia. Kapłani pochodzący oczywiście z całego świata (ponad 300 kardynałów i biskupów, 1700 księży), mamy wrażenie że stosunkowo niewielu z Polski. W każdym razie atmosfera jest z tych najlepszych, wielkich wydarzeń na Placu Świętego Piotra, kiedy czuje się, że nadzieja jest prawdziwa i wibruje wręcz w powietrzu. Myślę, że bardzo potrzebujemy takich chwil i świadomości, że również nasze czasy obfitują w autentycznych świętych. Na kilka minut przed rozpoczęciem Eucharystii papież Leon XIV w białej sutannie wychodzi przed ołtarz, aby wszystkich serdecznie przywitać. Zaczyna od słowa Buongiorno, w czym przypomina swojego poprzednika, ale biorąc pod uwagę zasługi papieża Franciszka dla dzisiejszej kanonizacji, można to przyjąć z uśmiechem.
A potem zaczyna się piękna liturgia: prezentacja błogosławionych, śpiew Litanii do Wszystkich Świętych, słowa formuły kanonizacyjnej i wniesienie relikwii nowych Świętych. I wybuch radości i entuzjazmu wszystkich zgromadzonych. W homilii papież Leon XIV wskazał na ciągłość pomiędzy królem Salomonem, św. Franciszkiem z Asyżu i dzisiejszymi świeżutkimi Świętymi: jako młodzi ludzie powiedzieli „tak” Bogu i oddali się Jemu bez reszty, nie zatrzymując niczego dla siebie. „Pier Giorgio spotkał Pana poprzez szkołę i grupy kościelne i dawał o Nim świadectwo swoją radością życia i bycia chrześcijaninem przez modlitwę, przyjaźń i miłość. Do tego stopnia, że widząc Piera Giorgia krążącego po ulicach Turynu z wózkami, pełnymi pomocy dla ubogich, przyjaciele nazwali go „Frassati – Przedsiębiorstwo Transportowe”! (…) Carlo, natomiast, spotkał Jezusa w rodzinie dzięki swoim rodzicom, Andrei i Antonii, a następnie w szkole i przede wszystkim w sakramentach sprawowanych we wspólnocie parafialnej. Dorastał w ten sposób, naturalnie włączając w swoje dziecięce i młodzieńcze życie modlitwę, sport, naukę i miłosierdzie. Obaj, Pier Giorgio i Carlo, pielęgnowali miłość do Boga i bliźnich za pomocą prostych środków, dostępnych dla wszystkich: codziennej Mszy św., modlitwy, a zwłaszcza adoracji eucharystycznej”.
Święci Pier Giorgio Frassati i Carlo Acutis - powiedział papież - „są zaproszeniem skierowanym do nas wszystkich, zwłaszcza do młodych, by nie marnować swego życia, ale kierować je ku górze i uczynić z niego arcydzieło”. I właśnie do tych młodych i ich rodziców mam jeszcze parę słów. Znajdziecie je na kolejnych stronach (str. 36-37).
ks. Andrzej Antoni Klimek
Zdjęcia: Grzegorz Gałązka
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!