TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 26 Sierpnia 2025, 15:13
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Książka: "Tylko dla łajdaków. Rozmowy o grzechach?, Film: "Nędznicy"

Wszyscy jesteśmy grzesznikamitylko dla lajdakow

Książka ,,Tylko dla łajdaków. Rozmowy o grzechach” to rozmowa Joanny Kucharczak z ks. Stefanem Czermińskim, która ukazała się drukiem w 2004 roku, ale jest nadal bardzo aktualna. Wciąż można ją kupić np. w Księgarni św. Jacka (internetowej) za około 20 zł, zapewne znajdzie się też w niejednej bibliotece parafialnej czy publicznej. Choć została opatrzona wielką pieczęcią ,,Tylko dla łajdaków”, ma nam przypomnieć, że wszyscy nimi jesteśmy, że nieustannie zapominamy, że w kwestiach grzechów nie chodzi o to, o ile i ile razy przekroczymy dane przykazanie, ale o to, jak bardzo kochamy Boga i jak bardzo Mu ufamy. Na wstępie książki krótko i w bardzo współczesnej poręcznej formie zostały omówione warunki dobrej spowiedzi (dla przypomnienia jest ich pięć: rachunek sumienia, żal za grzechy, postanowienie poprawy, szczera spowiedź i zadośćuczynienie Bogu i bliźniemu). Następnie każdy rozdział jest poświęcony jednemu z Dziesięciu Przykazań. Ich omówienie może nas niejednokrotnie zadziwić, a nawet zbulwersować, nie brakuje tu przykładów z codziennego życia, tak często nam bliskich. Którekolwiek przykazanie weźmiemy jednak ,,na tapetę” okazuje się, że zawsze chodzi tylko o jedno – czy chcę być człowiekiem całkowicie wolnym, odpowiedzialnym, kochającym po Bożemu, a więc człowiekiem szczęśliwym. W ostatniej części znalazły się świadectwa różnych osób w różnym wieku, pracujących w różnych zawodach, które po rekolekcjach zdecydowały się podzielić refleksją o grzechu, którego się w sobie nie spodziewały. To dobra lektura, która może być naszym codziennym rachunkiem sumienia, która dociera do współczesnego człowieka dzięki prostemu językowi.

 

Niemodne przesłanie w niemodnej formie

nedznicy

Od razu na wstępie zastrzegam, że jeśli ktoś nie lubi musicali, a co za tym idzie, kiedy w filmie aktorzy właściwie cały czas śpiewają, albo filmów kostiumowych, nie ma co oglądać ,,Nędzników”. Będzie się mijać z celem także wymaganie, by była to ekranizacja książki Victora Hugo. Nie chciałabym tutaj wdawać się w dyskusje na temat scenografii, kostiumów, czy gry aktorskiej. Dla mnie ważne były tutaj dwa elementy – opowiedziana historia i dobra muzyka.

Zacznę od tego, że do kina na ,,Nędzników”, mimo szeroko zakrojonej kampanii reklamowej, nie ,,walą tłumy”. Może dlatego, że musical jest jednak mimo wszystko gatunkiem dość teatralnym, a dzisiaj teatr to sztuka adresowana do bardzo wąskiej grupy odbiorców. Jest to także historia, choć bardzo stara i wielokrotnie interpretowana (teatralnie i filmowo), to wciąż aktualna i... bardzo ewangeliczna. Jest to opowieść o dwóch mężczyznach, których połączył los
– jeden był więźniem, drugi strażnikiem. Ów więzień, czyli Jean Valjean, podczas przepustki okradł ze sreber biskupa, który przygarnął go na posiłek i nocleg. Mógł trafić z powrotem do więzienia na wiele lat, ale biskup zaprzeczył, że Jean go okradł, mało tego – dał mu ostatnią cenną rzecz, którą miał – srebrne świeczniki. Ten niezwykły gest miłosierdzia sprawił, że bohater najpierw nie pojmuje tej wielkiej łaski, a potem nawraca się i postanawia, że odtąd zrobi wszystko, żeby nie zmarnować tej szansy. Zmienia nazwisko, miejsce zamieszkania, zakłada manufakturę produkującą różańce i pomaga potrzebującym jak może. Kiedy spotyka strażnika Jeverta, który ani na chwilę nie zapomniał o jego ucieczce, dręczony przez sumienie postanawia oddać się w ręce sprawiedliwości, żeby nie został skazany niewinny człowiek. Jednak umierająca młoda kobieta zostawia pod jego opieką swoją córeczkę i Jean znowu ucieka, żeby mała nie została sierotą. W efekcie rewolucyjnego zrywu Jevert trafia w niewolę młodych rewolucjonistów i ze stryczkiem na szyi zostaje oddany w ręce Jeana, który przyłączył się do młodych. Jednak zamiast zabić swojego prześladowcę, puszcza go wolno. Jest to druga osoba, której zostało okazane niezwykłe miłosierdzie, z tą różnicą, że służbista Jevert, oddany swojej pracy i literalnie pojmujący prawo i sprawiedliwość nie potrafi przyjąć tego irracjonalnego daru, niezasłużonej łaski. To jest także wybór dla nas: możemy odrzucić niczym niezasłużone Boże miłosierdzie albo przyjąć i nieść je dalej. Końcówka filmu pokazuje, że wtedy owoce naszego życia mogą przejść najśmielsze oczekiwania, a miłość sprawi, że wszystkie błędy znikną w morzu miłosierdzia. Kiedy bohater umiera wychodzi po niego (także już nieżyjący) biskup, dzięki któremu rozpoczęło się nowe życia Jeana i padają słowa: ,,Kto kochał, zobaczył twarz Boga”. I choć nikt za ziemskiego życia nie zobaczy Boga twarzą w twarz, to jednak doskonała miłość, miłość miłosierna jest przecież samym Bogiem. 

Jeszcze słówko o rewolucji, która gdzieś tam się w tle przewija i niektórych drażni. Dla mnie jest to wyłącznie symboliczna walka o wolność, która na ziemi okazuje się bezsensownym przelewem krwi (kobiety pochylone nad zakrwawionym brukiem, Marius pochylający się nad zabitymi przyjaciółmi), a prawdziwa wolność czeka nas dopiero po drugiej stronie życia z Bogiem, o czym świadczy ostatnia scena filmu. Tutaj na ziemi wszyscy jesteśmy takimi samymi nędznikami, czy to bogaty żołnierz, czy bezdomny chłopiec Gavroche, czy burmistrz z przeszłością Jean. 

Myślę, że jest to jedna z możliwych interpretacji, choć dla dzisiejszego widza raczej mało ,,chwytliwa” i niezbyt przebojowa. Ale film warto zobaczyć! Aktualnie jest wyświetlany w kinach.

 

 

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!