TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 17 Sierpnia 2025, 09:38
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Książka rotmistrza

Książka rotmistrza

Czytaj ją codziennie i sama, i dzieciom, obojętnie w jakim miejscu otworzysz – powiedział tuż przed śmiercią rotmistrz Witold Pilecki wręczając żonie książkę „O naśladowaniu Chrystusa”. - Tobie także da siłę do przetrwania w trudnych czasach.

Ojciec, widząc się z mamą po raz ostatni, nie przekazał jej żadnego listu pożegnalnego, czy czegoś podobnego, tylko właśnie tę książeczkę – mówiła Zofia Pilecka – Optułowicz przekazując Muzeum Żołnierzy Wyklętych bezcenny dla niej egzemplarz. - To jest książeczka magiczna. Naprawdę. Wszystkim polecam, żeby każdy miał ją jako pomoc w ostatnich, trudnych dla siebie czasach – dodała. A później, stojąc przed celą ojca, odczytała jej fragment: „Kto idzie za mną, nie chodzi w ciemnościach, mówi Pan. Oto słowa Chrystusa, w których zachęca nas, abyśmy Go naśladowali, jeśli chcemy naprawdę żyć w świetle i uwolnić się od ślepoty serca. Szanujmy się więc rozpamiętując jak najgorliwiej życie Jezusa Chrystusa. Nauka Chrystusa przewyższa wszelkie nauki świętych, a kto zdobędzie jej ducha, znajdzie w niej mannę ukrytą. Są ludzie, którzy nawet z częstego słuchania Ewangelii niewiele wynoszą gorliwości, bo nie mają w sobie ducha Jezusowego, a przecież kto pragnie zrozumieć i przyjąć w całej pełni słowa Chrystusa powinien starać się według Niego kształtować całe swoje życie”. Działo się to wszystko 25 maja ubiegłego roku, dokładnie w 75. rocznicę rozstrzelania rotmistrza.

Ojciec był człowiekiem posłanym
Książka, która towarzyszyła Witoldowi Pileckiemu w trakcie uwięzienia w warszawskiej katowni przy Rakowieckiej, po blisko ośmiu dekadach, wróciła w jej mury, które od kilku lat są już Muzeum Żołnierzy Wyklętych. Cały czas twierdzę, że mój ojciec był człowiekiem posłanym przez Boga – powiedziała mi jego córka, gdy miałam zaszczyt pomówić z nią kilka minut. Właśnie na Rakowieckiej. – Nie ma drugiego człowieka, który dokonałby takich rzeczy w ciągu tak krótkiego życia. To byłoby niemożliwe bez Bożej pomocy. On miał zadanie, które wykonał w 100 procentach. A ostatni meldunek złożył właśnie Temu, który go posłał. Ja tak to właśnie rozumiem. Wie pani, że ojciec przed śmiercią nie tylko przebaczył Różańskiemu, ale w dodatku powiedział mu, że będzie się za niego do końca modlił? – zapytała. - Wiem – odpowiedziałam. – Wiem też, że choć to było do Różańskiego kompletnie niepodobne, rozkazał przyprowadzić księdza, by pobłogosławił rotmistrza przed rozstrzelaniem. I, że jego współpracownicy szeptali później, że miał do pani ojca jakąś sympatię, jakąś słabość.

Oświęcim przy nich to była igraszka
Józefa Różańskiego, dyrektora Departamentu Śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, który prowadził sprawę Witolda Pileckiego i wielokrotnie go przesłuchiwał, rzadko już nazywa się katem polskiego podziemia. Zasłynął z okrucieństwa do tego stopnia, że słowo „kat” wydaje się w stosunku do niego zbyt łagodne. Psychopata, bestia, sadysta – oto najczęściej streszczające jego metody śledcze określenia. Atmosfera strachu, wyrafinowane metody śledcze, w tym nieludzkie tortury, pastwienie się nad przesłuchiwanymi i znęcanie psychiczne stały się wizytówką działań Różańskiego. I chociaż w tym miejscu spokojnie można by wymienić całą galerię ubeckich prześladowców, takich jak słynna Julia Brystiger „Luna” czy Adam Humer, to ich metody zdają się blednąć przy okrucieństwie Różańskiego.

Przez ręce Różańskiego i  funkcjonariuszy Departamentu Śledczego przeszło się naprawdę wiele osób. Byli to żołnierze podziemia niepodległościowego (w tym gen. Fieldorf „Nil”), politycy legalnej opozycji, księża, w tym wysocy hierarchowie Kościoła, a nawet niektórzy komuniści oskarżani o odchylenia prawicowo-nacjonalistyczne. W ubeckich kazamatach działy się sceny dantejskie, które dobrze obrazuje cytat rotmistrza Witolda Pileckiego na spotkaniu z żoną: „Ja już żyć nie mogę, mnie wykończono. Oświęcim przy nich to była igraszka”.

Ilustracja
W 2006 roku Ryszard Bugajski zrealizował dla Teatru Telewizji, spektakl zatytułowany „Śmierć rotmistrza Pileckiego”, który – jak słusznie zauważył publicysta Bartosz Fingas - stał się swoistą ilustracją do dzieła Tomasza à Kempis „O naśladowaniu Chrystusa”. Sztuka ukazuje proces rotmistrza, który miał miejsce w latach 1947-1948, w którym, niczym w lustrze, odbija się cały jego życiorys. Od udziału w wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 roku począwszy, poprzez Kampanię Wrześniową, w czasie której pod jego dowództwem zniszczono siedem niemieckich czołgów i dwa samoloty, dobrowolny pobyt w Auschwitz (gdzie jego celem była organizacja grup konspiracyjnych, podtrzymywanie więźniów na duchu oraz przekazywanie na zewnątrz informacji o tym, co dzieje się w obozie i gdzie planował zbrojne oswobodzenie obozu), Powstanie Warszawskie aż po działalność wywiadowczą na rzecz II Korpusu Polskich Sił Zbrojnych i aresztowanie w maju 1947 roku.
Pilecki był więziony, torturowany i skazany w pokazowym procesie na śmierć. Wyrok wykonano 25 maja 1948 roku. Bugajski pokazał niezłomność charakteru Pileckiego podczas procesu, w trakcie którego usiłowano go zmusić do obciążających go zeznań. Podobnie jak wielu innym więźniom obiecywano mu łagodniejszy wyrok, straszono, wreszcie torturowano w nieludzki sposób. Rotmistrz tymczasem nie tylko nie przyznał się do stawianych mu zarzutów, ale stwierdzał wprost, że zbierał informacje dla rządu londyńskiego i w tym celu tworzył siatkę wywiadowczą. Jego nieprzyznanie się polegało na tym, że nie uznawał, iż było to przestępstwem i zdradą Polski, co mu zarzucano. Konsekwentnie stał na stanowisku, że komuniści są okupantami, a prawdziwy rząd Polski znajduje się w Londynie. Wytykał swoim oprawcom zło, którego się dopuszczali, choć jednocześnie był opanowany i nie dawał się prowokować. Gdy pytano go, dlaczego wrócił z Zachodu i nie uciekł nań z powrotem mimo, że miał takie zalecenia, odpowiadał, że „Przecież ktoś musiał tu zostać”. (Przyznam, że czytając o tym natychmiast przypomniałam sobie scenę z „Quo vadis?”, w której uciekający w czasie prześladowań chrześcijan z Rzymu Piotr spotyka na Via Appia Chrystusa i zapytawszy Go dokąd idzie, słyszy: Idę do Rzymu, by mnie ukrzyżowano raz wtóry.) Zdumiewające w postawie rotmistrza Pileckiego wydają się opanowanie i spokój, jakie wykazywał w trakcie brutalnych przesłuchań i podczas zeznań na sali sądowej. Był przecież zupełnie opuszczony, samotny, nawet jego adwokat starał się go pogrążyć. Spektakl Bugajskiego daje odpowiedź na to, co było źródłem wewnętrznej siły rotmistrza. W ostatniej rozmowie z żoną wręczył jej książkę „O naśladowaniu Chrystusa” Tomasza à Kempis. Ta książka pomogła mi wytrwać w Oświęcimiu, dawała mi siłę tutaj – zapewnił. W swojej celi parafrazując fragment „O naśladowaniu Chrystusa” wyrył na ścianie słowa: „Starałem się żyć tak, abym w godzinie śmierci mógł się raczej radować niż lękać”.

Rakowiecka 37, Rakowiecka 61
Rotmistrz został uznany za jednego z sześciu najodważniejszych ludzi ruchu oporu II wojny światowej na świecie. Wiemy, że zginął przy Rakowieckiej 37 w Warszawie, nie wiemy gdzie spoczywają jego szczątki. Szczątki jego i wielu innych Żołnierzy Wyklętych, których święto będziemy obchodzić 1 marca, do dziś podlegają osobliwym represjom pogrzebane często w niegodnych i zwykle nigdy nieujawnionych miejscach. Sama dobrze znam dzieci i wnuków Żołnierza Wyklętego, którzy do dziś nie mogą zapalić znicza na jego grobie. Kawałek dalej, przy Rakowieckiej 61, spoczywa ciało św. Andrzeja Boboli, który został uznany za najokrutniej torturowanego męczennika jezuickiego i którego ciało było z premedytacją profanowane i pozostawało poza grobem jeszcze 300 lat po śmierci. ■

Tekst Aleksandra Polewska – Wianecka

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!