Książę, lekarz a przede wszystkim ojciec
Węgier László, czyli po polsku Władysław, Batthyány-Strattmann, książę i lekarz w jednej osobie, jako młody człowiek nie zapowiadał się na wybitną osobowość, ale pozory mylą. Stał się kochającym mężem i troskliwym ojcem rodziny, a także błogosławionym Kościoła.
„Jednym z głównych zadań mojego życia było służenie cierpiącej ludzkości, pełniąc swoją funkcję medyczną, a tym samym czynienie rzeczy dla dobrego Boga, łask i wielu duchowych radości, które panowały w duszach mojej i wszystkich członków mojej rodziny. Jak zawsze w moim życiu, bardzo dziękuję Stwórcy w tym miejscu za powołanie mnie do medycyny. Jeśli chcesz być szczęśliwy, uszczęśliwiaj innych!” - napisał w swoim testamencie Władysław Batthyány-Strattmann. A jego życiowe motto brzmiało: „W wierności i miłości”.
Teraz na węgierskich portalach znajduję Litanię do bł. László, który w Kościele wspominany jest 22 stycznia. Tłumaczenie pewnie nie jest idealne, ale jej wezwania mówią wiele o tym Błogosławionym. Wśród nich czytam: lekarzu i duchowy pocieszycielu pacjentów, przykładzie bezwarunkowego zaufania Bogu, którego dni były przeplatane modlitwą, kochający mężu i troskliwy ojcze rodziny – módl się za nami. Bł. László Batthyány, który nigdy nie mówił złych rzeczy o innych, który uważał dobra ziemskiego życia za bezwartościowe, który swoje pieniądze rozdzielał na potrzeby rodzin biednych, który w utrapieniach czerpał duchową siłę od Jezusa – módl się za nami. A obok litanii z fotografii spogląda na mnie mężczyzna ubrany w tradycyjny strój węgierski. Na innych zdjęciach widzę go z żoną w szpitalu, w którym razem pracowali. I wreszcie fotografie z rodziną, bowiem miał 13 dzieci. Są też zdjęcia w zamku w Körmend, do którego László Batthyány-Strattmann przeniósł się wraz z żoną i wtedy 11 dzieci w 1920 roku. Najstarszy syn miał wówczas 20 lat, a najmłodsze dziecko zaledwie dwa lata.
Trudne lata młodości
Na stronie parafii w Körmend, gdzie znajdują się relikwie Błogosławionego, czytam, że każdy Węgier zna rodzinę, z której pochodził, ponieważ dała ona temu narodowi wielu wybitnych ludzi, a wśród nich jest właśnie László Batthyány. Przyszły ojciec wielodzietnej rodziny urodził się 28 października 1870 roku w Dunakiliti. Jego tata pochodził z arystokratycznej rodziny węgierskiej, a mama z arystokracji śląskiej. Kiedy miał 8 lat ojciec zostawił rodzinę i ożenił się ze współpracowniczką matki, a cztery lata później stracił matkę, która umarła.
Jako młody mężczyzna László, podobnie jak jego znajomi i przyjaciele, był raczej niewierzącym antyklerykałem. Najpierw w Wiedniu studiował chemię, filozofię i astronomię. Nie ustrzegł się też różnych zawirowań życiowych, między innymi miał nieślubne dziecko. Kiedy w wieku 25 lat zdecydował się na studiowanie medycyny, wielu było zaskoczonych, ale on już od najmłodszych lat był przekonany, że kiedyś zostanie lekarzem ubogich. Często powtarzał: „Kiedy dorosnę będę lekarzem i bezpłatnie będę leczył chorych i biednych”.
Marnotrawstwo było zabronione
W 1898 roku László ożenił się z hrabiną Marią Teresą Coreth (1874 – 1951) z południowego Tyrolu. Pobożność żony przyczyniła się do tego, że zaczął się zmieniać. Jak już wspomniałam mieli 13 dzieci, udało mi się odnaleźć ich imiona: Ödön, Ludovika (Lili), László, Anna, Iván, Margit, Blanka, József, Mária Terézia, Ivan, Ferenc i Franciska (bliźniacy) oraz Károly. We wspomnieniach tak László pisał o swojej rodzinie: „Nigdy i nigdzie wcześniej nie doświadczyłem nawet namiastki takich głębokich relacji rodzinnych, tak cudownej atmosfery i wielkiej radości”. Maria Teresa, nazywana przez rodzinę Mizl, nauczyła się języka węgierskiego ze względu na męża, a kiedy tylko mogła pomagała mu w pracy w szpitalach, które założył.
W 1915 roku László odziedziczył po stryju Edmundzie zamek w węgierskim Körmend i nazwisko Strattmann, a cesarz Franciszek Józef nadał mu tytuł książęcy. Pomimo posiadanego majątku książę pozostał człowiekiem bardzo skromnym. Jedna z jego córek Lili wspominała: „Nie wiedzieliśmy, że jesteśmy bogaci. Mieliśmy wszystko, czego potrzebowaliśmy, ale luksus, marnotrawstwo było zabronione”.
László starał się z żoną tworzyć, dzisiaj powiedzielibyśmy, Kościół domowy. Cała rodzina codziennie uczestniczyła we Mszy św., a chłopcy służyli przy ołtarzu. Po Eucharystii László udzielał dzieciom lekcji katechizmu i wyznaczał czyn miłosierdzia do spełnienia na dany dzień. Potem wieczorem po odmówieniu Różańca rozmawiali o tym, co wydarzyło się w ciągu dnia i o wypełnieniu tego czynu. Jako lekarz miał wiele zajęć, ale ważniejsza dla niego były żona i dzieci. Był szczęśliwym mężem i ojcem, we wspominaniach napisał: „Rzeczywiście, nigdzie na świecie nie jest tak pięknie, tak spokojnie, tak łaskawie jak wśród mojej rodziny. Ponieważ w naszym domu służymy Panu”.
Lekarz ubogich
Po zdobyciu dyplomu lekarza w 1901 roku dr László rozpoczął budowę prywatnego szpitala niedaleko swojego zamku w Köpcsény i zdobył dla niego najnowocześniejszy sprzęt. Początkowo wielu uważało, że dr Batthyány zajmuje się leczeniem tylko dla przyjemności. Słynny okulista Emil Grósz odpowiedział na to: „Był naprawdę profesjonalistą w medycynie (...). Zawsze spieszył się, by pomagać bliźnim w każdej chwili”. Z kolei jego asystentka dr Mária Ajtay mówiła o nim: „Nie był węgierskim księciem grającym okulistę, ale prawdziwym okulistą, chirurgiem z krwi i kości. (…) Liczby to potwierdzają, a tysiące jego wyleczonych pacjentów świadczą o jego niesamowicie ogromnej pracy” - czytam na stronie węgierskiej parafii w Körmend. Do tego nie przyjmował zapłaty za poradę lekarską od biednych i majętnych ludzi, prosząc ich o to, aby w zamian za to wyświadczyli jakiś dobry uczynek potrzebującym. Natomiast ubogich pacjentów prosił o modlitwę w swojej intencji. Nazwano go lekarzem ubogich.
Intensywna praca ponad siły nie wpłynęła dobrze na jego zdrowie, dlatego za radą żony i przyjaciół postanowił, że musi to zmienić. Zdecydował się na specjalizację i pracę, która wymagała mniejszego wysiłku fizycznego. To właśnie wtedy postanowił, że zostanie okulistą. Kiedy odziedziczył posiadłość w Körmend, od razu założył klinikę okulistyczną w prawym skrzydle zamku. Tam przeprowadził około 20 000 operacji i robił to za darmo. Szpital pochłonął 2/3 dochodów z jego majątku.
Chcesz być szczęśliwy, uszczęśliwiaj innych
Jedną z największych prób życiowych dla Batthyány - Strattmanna była śmierć jego syna Ödona, który zmarł w wieku 21 lat w czerwcu 1921 roku. Ojciec przyjął ten fakt z głęboką wiarą.
Kolejny trudny moment w jego życiu nadszedł jesienią 1929 roku, lekarze nie mieli wątpliwości, zdiagnozowano u niego raka pęcherza. Został przyjęty do sanatorium Löw w Wiedniu i stamtąd napisał do córki Lilli: „Nie wiem, jak długo dobry Pan będzie mnie cierpiał. Dał mi tyle radości w moim życiu i teraz, w wieku 60 lat, z wdzięcznością przyjmuję także trudne chwile”. A swojej siostrze powiedział: „Jestem szczęśliwy. Cierpię okropnie, ale kocham swoje cierpienia i pociesza mnie świadomość, że wybieram je dla Chrystusa”.
Zmarł w Wiedniu 22 stycznia 1931 roku po 14 miesiącach cierpień, a jego beatyfikacja odbyła się w 2003 roku. Jan Paweł II podczas tej uroczystości nazwał go wzorem życia rodzinnego, który poprzez swoją modlitwę, pracę i poświęcenie stał się najlepszym nauczycielem wiary dla swoich dzieci. Wcześniej przed pielgrzymką Jana Pawła II na Węgry w 1991 roku na dziedzińcu zamku w Körmend postawiano pomnik upamiętniający księcia pochylającego się z miłością nad niewidomym chłopcem. Na cokole pomnika umieszczono dwie płaskorzeźby przedstawiające go jako ojca rodziny i modlącego się oraz jego słowa: „Jeśli chcesz być szczęśliwy, uszczęśliwiaj innych”.
Renata Jurowicz
Zdjęcie: archiwum Muzeum dr. László Batthyány-Strattmanna, Körmend
Komentarze
Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!