TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 28 Sierpnia 2025, 22:27
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Ksiądz z 42 kaplicami

Ksiądz z 42 kaplicami

Dziewięć lat temu ks. Łukasz Więcław z naszej diecezji trafił na misje w Ameryce Południowej. Kościół w Ekwadorze - kraju czynnych wulkanów i lasów tropikalnych, gdzie latem przez pół roku nie spada kropla deszczu, jest zupełnie inny niż w Polsce. Ks. Łukasz wyjawia, jak żyje się tam na co dzień i od święta, czego nie zobaczymy jako turyści.

Święcenia kapłańskie przyjął Ksiądz po ukończeniu diecezjalnego seminarium w Kaliszu. Dlaczego zdecydował się Ksiądz na pracę misyjną, a nie w parafii w Polsce?

Ks. Łukasz Więcław: Ależ ja pracowałem w dwóch parafiach w Polsce: Ostrzeszów i Odolanów. Wcześniej w seminarium myślałem o wyjeździe na misje, ale to dziewięć lat temu ta decyzja dojrzała. Na początku to miał być jakiś kraj w Europie, jednak w 2013 roku wyjechałem do Urugwaju i to był mój pierwszy bezpośredni kontakt z Ameryką Południową.

O Urugwaju mówi się, że to najbardziej ateistyczny kraj Ameryki Południowej i pewnie nie był to łatwy początek misji. Jak wygląda sytuacja Kościoła w tym kraju?

Urugwaj to specyficzny kraj, porównując z innymi państwami Ameryki Południowej. Rzeczywiście ateistyczny, a może bardziej pogański. Wiara została tam wykorzeniona przez kolejne rządy lewicowe. Ale powoli następują zmiany, głównie dzięki arcybiskupowi stolicy Urugwaju – Montevideo, Danielowi Sturli, którego papież Franciszek mianował kardynałem. To jest Urugwajczyk, zna historię, ludzi i tradycje tego kraju.

Na co szczególnie zwrócił Ksiądz uwagę pracując w Urugwaju, jeżeli chodzi o ludzi i ich wiarę?

W Urugwaju przez pięć lat byłem wikariuszem w parafiach miejskich i to doświadczenie przydało mi się w Ekwadorze, gdzie jestem proboszczem. Tam bardzo zaskoczyła mnie sytuacja odwrotna niż w Europie: ludzie biedni są daleko od Kościoła, a bogaci bardzo pobożni i blisko Kościoła, i to oni utrzymują Kościół materialnie i duchowo.

Obecnie jest Ksiądz w Ekwadorze, czy coś zaskoczyło Księdza w tym kraju po doświadczeniach urugwajskich?

Zaskoczyło mnie, że Latynosi, których poznałem, w większości nie mają pobożności eucharystycznej. To zależy też od regionu Ekwadoru, ludzie mieszkający w górach są pobożniejsi, ale to nie jest pobożność eucharystyczna jaką mają Polacy. W naszym kraju ci, którzy praktykują autentycznie – traktują Mszę Świętą poważnie, a dla moich parafian jest ona takim dodatkiem do świąt i celebrowania sakramentów. Mówię to również pod względem rozumienia Mszy św. Nie ma w nich przekonania, że każda niedziela łączy się z uczestnictwem we Mszy św. z miłości do Chrystusa. Wcześniej wydawało mi się, że Latynosi są bardzo pobożni pod tym względem, ale jednak tak nie jest.

W Ekwadorze położonym na równiku można spotkać aktywne wulkany, lasy tropikalne i wioski indiańskie. Jak wygląda Księdza parafia pod względem terytorium i praca duszpasterska?

Można spotkać o wiele więcej, bo tak naprawdę tutaj mamy wszystko. Ja pochodzę z parafii Roszkowice i tam są trzy kaplice – filie, dlatego księża mówią, że to parafia misyjna. Moja parafia w Ekwadorze położona jest bliżej wybrzeża, w kotlinie otoczonej wzgórzami. I tak naprawdę jestem proboszczem dwóch parafii – Noboa i Sixto Duran Ballen, które tworzą jedną wspólnotę, chociaż są oddalone od siebie około godzinę jazdy samochodem. Oprócz kościoła parafialnego mam 42 kaplice w wioskach, w których odprawiam Mszę św. mniej więcej raz w miesiącu. Dlatego każdego popołudnia wyjeżdżam do innej wioski. Każda z nich ma co najmniej jednego katechistę, który zajmuje się katechezą dzieci i młodzieży. W kościele parafialnym Msze św. odprawiam w czwartki, soboty i niedziele, no i oczywiście święta.

To oznacza, że sporo czasu spędza ksiądz w drodze. Jakie odległości trzeba pokonać, by dotrzeć do wiosek?

Odległości nie są problemem, ale jakość dróg. Drogę, którą mógłbym pokonać w 20 minut, muszę jechać godzinę i 20 minut. Latem mogę dojechać autem, ale zimą (pora deszczowa) zaczyna się prawdziwe wyzwanie. Dróg asfaltowych do wiosek nie ma, więc trzeba dojść czasami godzinę w jedną stronę. Czasami też wioska wysyła przedstawiciela z koniem, mułem lub osłem i tak podróżuję do nich.

Wspomniał Ksiądz, że w górach ludzie są bardziej pobożni. Czy coś jeszcze charakteryzuje wiarę Ekwadorczyków?

Tak, to jest silna pobożność ludowa. Oni bardzo lubią uczestniczyć w procesjach, odpustach, dotknąć figury, obrazu, ucałować medalik i zapalić świeczkę. Często na Mszę św. przychodzą, tylko dlatego, że odprawiana jest przy kapliczce czy grocie. Lubią w procesjach nieść figurki świętych, naszych patronów. Sami gromadzą się, by odmawiać Różaniec za zmarłych, na przykład przez osiem nocy po śmierci kogoś bliskiego. Zawsze jest to powód do spotkania się i przygotowania jedzenia dla wszystkich.

Niedługo w Polsce będziemy obchodzić uroczystość Wszystkich Świętych. Jak mieszkańcy Ekwadoru obchodzą Día de Todos Los Santos i Día de los Difuntos?

W Urugwaju nigdy nie widziałem jakiegoś specjalnego świętowania tych dni. Natomiast Ekwadorczycy świętują hucznie – 2 listopada wszyscy są na cmentarzu. Oni nie chowają zmarłych pod ziemią, tylko w takich grobowcach, które wyglądają jak blokowiska. Przed cmentarzem 2 listopada pojawiają się stragany, można zjeść i wypić, jest muzyka. Każda rodzina ma swój grobowiec, przed nim ławeczki. Zapalają świeczki, kładą sztuczne kwiaty, siadają na ławeczkach, a jeśli ich nie mają to na kocu na trawie. Na cmentarz przynoszą też jedzenie i jedzą. Podejrzewam, że talerz szykują również dla zmarłego. To są rodzinne spotkania, tak jak u nas, ale głośniejsze i radosne. Potem w nocy są tańce – w domach albo na jakiejś imprezie wiejskiej.

Czyli po obecności na cmentarzu rozpoczyna się taneczna impreza.

Tak i nie ma to nic wspólnego z tym, co przeżywamy w Polsce, z zadumą i powagą na cmentarzach. Tutaj na odwrót niż u nas: musi być dużo hałasu, świateł, muzyki, kolorów, jedzenia, picia i zabawy. To wynika z kultury latynoskiej. Oni są bardziej zabawowi, każdą okazję wykorzystają, by zatańczyć. Nawet podczas pogrzebu. Trumna ze zmarłym przywożona jest na jeepie, a obok niej siedzą gitarzyści ze sprzętem nagłaśniającym. Grają piosenki, które lubił zmarły. Kiedy zbliża się taka procesja to słychać ją w całej wiosce. Nam może się wydawać, że to brak szacunku dla zmarłych, a dla nich to coś normalnego. Taka jest ich kultura.

Czytałam, że w Ameryce Południowej peregrynowała ikona Matki Bożej Jasnogórskiej i było to związane z obroną życia od poczęcia. Czy dotarła do Księdza parafii?

Jeszcze przed pandemią miałem w parafii wizytę ikony Matki Bożej Jasnogórskiej. Po ikonę Maryi jechałem z młodzieżą ponad trzy godziny na wybrzeże. Potem, wracając z wybrzeża, widziałem jak ludzie przy drodze żegnali się albo kłaniali Maryi. Kiedy zajechałem do mojej parafii, wszędzie było pełno ludzi. Weszliśmy z procesją do kościoła, ludzie dotykali obrazu, robili zdjęcia. Na Mszy Świętej też było bardzo wiele osób dorosłych, dzieci i młodzieży – jak nigdy. W nocy po obraz Maryi przyjechała następna parafia. Nie sądziłem, że z taką radością i wiarą parafianie przyjmą Matkę Bożą z Częstochowy, z kraju, którego nie znają i nie wiedzą, gdzie jest położony. Po raz kolejny przekonałem się, jak bardzo Latynosi kochają Maryję. 

Co ważnego zrozumiał Ksiądz pracując na misji?

Trudno odpowiedzieć, bo wiele nowych rzeczy odkrywa się po czasie. Na pewno wyzbyłem się przekonania, że w Ameryce Południowej da się pracować tak „po polsku”. Latynosom nie można narzucać polskiego czy europejskiego sposobu myślenia, tylko trzeba dostosować się do miejscowej kultury i mentalności. Oczywiście są rzeczy, które trzeba tu zmieniać, bo są złe, ale podobnie jest w każdym kraju, także w Polsce. Na przykład u Ekwadorczyków denerwuje mnie brak punktualności, czy niedotrzymywanie słowa.

Na koniec, czy Księdza parafii potrzebna jest jakaś pomoc?

Jak najbardziej! Jeszcze w tym roku, zanim przyjdzie pora deszczowa, chcemy zrobić remont łazienek i kuchni dla dzieci i młodzieży, którzy przychodzą na katechezę. Te łazienki wybudowali ponad 20 lat temu Hiszpanie i do dziś nic tam nie zmieniono – są okropne. Przygotowałem projekt i przekazałem do naszej diecezji, na razie bez odpowiedzi. Może teraz w Tygodniu Misyjnym się uda. Moi parafianie nie są w stanie tego sfinansować, bo to ludzie ubodzy, żyjący z małego rolnictwa. Gdyby ktoś chciał wspomóc parafię Noboa w Ekwadorze, to może zajrzeć na naszą stronę Facebook: Virgen Del Carmen, i skontaktować się ze mną. 

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Renata Jurowicz

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!