TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 17 Lipca 2025, 08:34
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Kozelek czy śledzik?

Kozelek czy śledzik?

Ostatki, zapusty, kozelek, śledzik, mięsopust – to popularne w Polsce nazwy
ostatnich dni karnawału. Kusy wtorek kończył zabawy z suto zastawionymi stołami, na których nie mogło zabraknąć krepli, plińców, faworków czy szołdry.

Kościół nie tylko nie potępiał karnawałowych zabaw, ale nawet „przymykał” oko na wiele ostatkowych zwyczajów, które nie zawsze mogły uchodzić za pobożne, np. śpiewanie swawolnych piosenek czy wróżby. Nie chodziło o to, aby zakazać ludziom zabawy, ale wskazać, kiedy jest na nią najlepszy czas. Wielki Post był już przygotowaniem do obchodów Wielkanocy, więc w tym okresie należało wyciszyć się, oddać modlitwie i rozważaniom Męki Pańskiej. Zdarzali się oczywiście księża, którzy gromili swoich parafian za ostatkowe zabawy. Z tradycjami ludowymi nie walczono zbyt mocno, czego dowodem jest to, że do dzisiaj zabawy ostatkowe w niektórych miejscach przetrwały i są kultywowane, a kolejne pokolenia opowiadają sobie, jak bawiono się za ich czasów.

Bale maskowe i burkoty
W Polsce karnawał miał charakter jedyny w swoim rodzaju. Hucznie bawiono się zarówno w mieście, jak i w pałacu, we dworze, a także na wsi. W okresie zapustów organizowano w miastach oraz rezydencjach pałacowych i dworskich reduty. Były to bale maskowe, maskarady. W naszym kraju zaczęły one odbywać się w dobie renesansu wraz z przybyciem Bony Sforzy. Mogli w nich uczestniczyć ludzie reprezentujący różne stany społeczne i grupy zawodowe, ale ich twarze musiały być ukryte pod maskami.
W zapusty kupcy i rzemieślnicy w miastach organizowali dla młodzieży zabawy. W Krakowie nazywano je burkotami. Czeladnicy zapraszali na burkoty córki mistrzów, z którymi zwyczaj nakazywał tańczyć. W XVII i XVIII wieku udzielano kar pieniężnych czeladnikom, którzy nie tańczyli z córkami mistrzów tylko z innymi dziewczętami. Tańczącym przygrywała orkiestra instrumentów dętych. Tańczono oberka, szumkę, hajdamka i oczywiście krakowiaka.

Tłusty czwartek
Ostatni czwartek w karnawale Polacy nazywają tłustym. Jest on wstępem do ostatnich dni zapustów. Nazwa tego dnia pochodzi od tłustego jedzenia, jakie spożywano i hucznych zabaw, jakie wówczas organizowano. Atrybutem tego dnia są pączki, chrusty i faworki. Tradycja nakazywała, aby w tym dniu każda gospodyni upiekła pączki dla domowników. W przeszłości pączki były bardzo dużych rozmiarów. Wypiekano je z ciasta chlebowego i nadziewano skwarką ze słoniną. Wraz z pieczeniem pączków powstało przysłowie: „Powiedział nam Bartek, że dziś tłusty czwartek, myśmy uwierzyli, pączków nasmażyli”. Oprócz pączków wypiekano i nadal wypieka się w różnych zakątkach kraju bałabuchy, czyli pszenne bułeczki polane tłuszczem ze słoniny, a także racuchy, pampuchy, bliny, plińce kaszubskie inaczej placki ziemniaczane.
Tłusty czwartek to tzw. combrowy czwartek. Najbardziej znany jest comber z Krakowa. Legenda głosi, że comber w tym mieście powstał na pamiątkę śmierci burmistrza Combra, który źle traktował przekupki. Burmistrz zmarł nagle w tłusty czwartek przy suto zastawionym stole. Na wieść o jego śmierci kobiety zorganizowały na rynku zabawę, w czasie której jedzono szołdrę – szynkę grubo krajaną z tłuszczem, kiełbasy, ozory wędzone, pasztety, kiszki, wątrobianki, salcesony, kapustę z golonką, flaki, groch z tłuszczem i comber barani. Zabawa polegała na wciąganiu przez przekupki mężczyzn do tańca, przekazywaniu sobie tancerzy z rąk do rąk i wymachiwaniu przy tym gałązką jedliny ozdobioną skorupkami jaj. Babski comber w Krakowie kończył się włóczeniem słomianej kukły po Rynku Głównym i przyległych ulicach. W 1836 roku władze austriackie wydały zakaz organizowania zabawy.
Jednak nadal są w Polsce miejsca, gdzie zwyczaj świętowania babskiego combra jest żywy. Źródła podają, że współcześnie babskie combry odbywają się na Górnym i Dolnym Śląsku, w Małopolsce, na Mazowszu i Podkarpaciu. Pewna ich forma zwana cymprem jest kultywowana w Wielkopolsce. Osobiście każdego roku brałam udział w takiej zabawie organizowanej w Strzyżewie w gminie Sieroszewice. W podkoziołek do sali wiejskiej licznie przybywały panie, które przy dźwiękach muzyki i stołach, na których dominowały pączki, bawiły się do północy.

Kusy wtorek
Ostatni dzień karnawału, czyli wtorek przed Środą Popielcową miał różne nazwy w Polsce. W Wielkopolsce i na Kujawach mówiono podkoziołek, na Kaszubach i Śląsku – śledzik, w innych regionach był to kusy wtorek. W czasie kusych dni, szczególnie w ostatni wtorek, chodziły liczne grupy kolędnicze z niedźwiedziem, kozą, konikiem, bocianem. Towarzyszyły im postaci dziada, baby, Cyganki, Niemców, Żydów, Turków, księdza, kominiarza, pana młodego i pani młodej, diabła, śmierci. Na Mazowszu jedną z ciekawszych grup zapustnych były karły i wielkoludy nazwane tak ze względu na formę kostiumów. Wielkoludy miały trzy metry wysokości i czasem chodziły parami. Były to Jaś i Małgosia, Antek i Kaśka. W Małopolsce chodził wielkolud Kantek.
W Wielkopolsce na zapustny wtorek urządzano obwożenie kura, symbolu nowej siły, a za zebrane datki organizowano podkurek. Kulminację obrzędów zapustnych stanowił podkoziołek – obrzęd popularny w Wielkopolsce, na Kujawach, ziemi łęczyckiej i sieradzkiej. Obrzęd ten opisano w książce „Polskie świętowanie” Aldony Plucińskiej. „W karczmie, na beczce piwa mężczyźni stawiali figurkę chłopca lub wizerunek koziołka. Następnie do karczmy chłopcy wpuszczali dziewczęta, które miały okup. Wybrany spośród chłopców podchodził do panny i zaczynał tańczyć. W ślad za parą inni również rozpoczynali taniec wokół beczki z podkoziołkiem. Panny składały datki pieniężne koziołkowi, który stał przy grajku. Ich hojność miała im zagwarantować bogatego przyszłego męża”.

Zapust kończący zabawę
Jak już wspomniałam ostatnie imprezy przed Wielkim Postem na Kaszubach nazywano śledzikiem. Prawdopodobnie dlatego, że śledź był jedną z prostszych, kaszubskich potraw i pasował do nadchodzącego postu. Osoba, która nie brała udziału w zabawie, za karę była bita śledziem po twarzy. Poza wódką na kaszubskich stołach stawiano pączki zwane purclami. Również na Śląsku ostatki nazywano śledzikiem. Ryba ta pojawiała się na każdym stole. Poza nią Ślązacy jadali kreple, czyli pączki, a także bułki nadziewane mięsem lub kiełbasą nazywane szołdrami. We wtorek w nocy, tuż po zabawie urządzano grzebanie basa. Był to symboliczny pogrzeb instrumentu, najczęściej skrzypiec lub kontrabasu. Zabawie towarzyszyły wiejskie płaczki, które stały nad przykrytym czarnym suknem instrumentem i głośno zawodziły. Oznaczało to, że zakończył się okres zabaw i rozpoczął post.
W innych regionach Polski około północy w karczmie zjawiał się zapust będący uosobieniem końca szaleństwa zapustnego. Na Kurpiach przybywał on na koniu. Miał miotłę i garnek popiołu, którym obsypywał zebranych. Wywracał jadło, rzucał na nie popiół i gasił światło. W okolicach Krakowa zapust przychodził pieszo, a towarzyszył mu sługa z osłem. Zapust miał wysoką papierową czapkę przybraną iglastą gałązką i wstążkami papierowymi, a ubrany był w kożuch.
W Popielec po zapustnych imprezach należało wygotować i wyszorować dokładnie wszystkie garnki i patelnie. Na Śląsku mocno przestrzegano nakazów postnych, które wymagały, aby ludzie nosili ściśle określone ubrania i jedli tylko postne potrawy. Nie wolno było tańczyć, śpiewać, a w niektórych rejonach nawet śmiech był zakazany.

Ewa Kotowska - Rasiak

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!