TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 18 Grudnia 2025, 05:06
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Konstytucje to nie Dekalog a Niemcy nie graniczą z Rosją

Konstytucje to nie Dekalog a Niemcy nie graniczą z Rosją

Nie pamiętam, czy już wam to mówiłem, ale w pełni szanując Konstytucję Rzeczpospolitej (no może się nie wzruszam nad nią, jak to się przydarzyło niektórym znanym ludziom) uważam, że nasza Ojczyzna potrzebuje nowej ustawy zasadniczej, ponieważ stara była skrojona pod zupełnie inne wyzwania (nie chcę napisać, że pod ukryte cele), niż te, które stoją przed nami dzisiaj. W sumie to nie wiem, czy nie urażę czyjejś wrażliwości na obecność publicystki politycznej na łamach czasopisma diecezjalnego, ale na wszelki wypadek przypomnę, że wszystkie publikowane tutaj treści należy przyjąć z przymrużeniem oka i z uśmiechem, jako prywatne opinie plebana ze wsi, który nie lubi owijać w bawełnę i jest dość wrednym prześmiewcą. W pełni zresztą świadomym, że jego gadaniem nikt się nie przejmie. Niemniej powtórzę, że nie byłoby rzeczą złą napisać nową Konstytucję dla Polski, przynajmniej w mojej opinii.

A temat poruszam nieprzypadkowo, bo tu i tam konstytucje są zmieniane. I tak na przykład stało się na Słowacji. Nie wiem, czy rząd tego kraju jest uznawany za populistyczny, ale pewnie tak, bo kilka tygodni temu słowacki parlament przegłosował zmiany w konstytucji, a pan premier Robert Fico tak to skomentował na dawnym Twitterze, czyli w serwisie X: „Lata temu zapisaliśmy w Konstytucji, że małżeństwo jest wyjątkowym związkiem mężczyzny i kobiety. W zeszły piątek większość konstytucyjna członków Rady Narodowej Republiki Słowackiej przyjęła kolejne istotne zmiany: Słowacja uznaje tylko dwie płcie – męską i żeńską; rodzice powinni mieć wpływ na to, czego uczą się ich dzieci w szkole. A co najważniejsze, zapisaliśmy, że w kwestiach etycznych i kulturowych słowackie prawo krajowe ma pierwszeństwo przed prawem międzynarodowym. Dobrze wiemy, jakie są nasze historyczne korzenie i czego musimy strzec, aby przetrwać”. Większość konstytucyjną w tej sprawie udało się osiągnąć dzięki współpracy lewicowo-narodowej koalicji rządzącej z prawicową częścią opozycji. Taka zmiana konstytucji mnie się podoba.

No ale te zmiany nie zawsze idą w takim kierunku, bo na przykład Parlament Luksemburga rozpoczął dyskusję nad wpisaniem do konstytucji prawa do aborcji i antykoncepcji. Proponowany zapis jest wzorowany na niedawno przyjętej francuskiej poprawce do konstytucji. Przypomnijmy, że w marcu roku 2024, Kongres Parlamentu Francuskiego, czyli wspólne posiedzenie obu izb parlamentu, zwoływane w celu wprowadzenia poprawek do konstytucji, przyjął ustawę w sprawie wpisania prawa do aborcji do ustawy zasadniczej. Francja stała się pierwszym krajem na świecie, który prawo do aborcji wpisał do Konstytucji (precyzyjnie rzecz ujmując poprawka stanowi, że we Francji istnieje „gwarantowana wolność” do aborcji), a uczynił to olbrzymią większością głosów swoich parlamentarzystów, jako że projekt poparła nawet francuska prawica i skrajna prawica (co po raz kolejny nam przypomina, że nie warto już się przejmować etykietkami partyjnymi, albo że rację miał historyk Przemysław Kucharczyk, który mówiąc o niemieckich partiach chrześcijańsko- demokratycznych raczył zauważyć, że to coś w podobie do… grup rekonstrukcyjnych). Warto też pamiętać, że francuska inicjatywa dotycząca zagwarantowania takiego prawa w ustawie zasadniczej była reakcją na postanowienie amerykańskiego Sądu Najwyższego z czerwca 2022 r., które odebrało kobietom federalne gwarancje prawa do aborcji, co zaszokowało wówczas francuski parlament i opinię publiczną. Jak mówili zwolennicy aborcji, skoro prawo do jej wykonywania zostało wycofane w USA, to nie wolno myśleć, że takie ryzyko nie pojawi się we Francji. No więc się zabezpieczyli.

Ale wróćmy do Luksemburga, gdzie chcą pójść śladem Francji. Podobnie jak tam protestowali biskupi, tak i w Luksemburgu głos zabrał arcybiskup i kardynał Jean-Claude Hollerich, znany z dość liberalnych poglądów. W jednym z wywiadów hierarcha ubolewał, że ewentualne wprowadzenie takiej zmiany stanowiłoby „smutny dzień w historii Luksemburga”. Wspomniał również o „liberalnej demokracji, która przybrałaby cechy systemu totalitarnego”, ale trzeba przyznać, że użył dość kuriozalnego argumentu przeciw omawianej poprawce do konstytucji, a mianowicie zauważył, że jej przyjęcie groziłoby popchnięciem ludzi „w kierunku prawicy i skrajności”. Nie będę się powtarzał, że dzisiaj etykietki lewicowe i prawicowe coraz mniej znaczą, ale przyznacie, że jak na przedstawiciela Kościoła, który stoi na straży między innymi przykazania „Nie zabijaj!” argumentacja jest dość swoista. Albo po prostu ksiądz kardynał boi się, że wówczas do głosu dojdą tacy populiści jak na Słowacji. Kto wie, może lęk przed populistami spowoduje, że zrezygnują z tej poprawki? To by akurat wszystkim wyszło na dobre, zwłaszcza niewinnym istnieniom ludzkim. 

Po tych wycieczkach do bliższej i dalszej zagranicy wrócimy do Polski, chociaż temat który chcę teraz podjąć „wydarzył się” akurat w Niemczech. No ale już dyskusja jak najbardziej w naszym kraju. Chodzi mianowicie o szum medialny, jaki powstał po tym, jak społeczny doradca Prezydenta RP, historyk, pan prof. Andrzej Nowak ośmielił się wygłosić odczyt na zaproszenie niemieckiej, prawicowej partii AfD! Oburzenie było wielkie, możecie się domyśleć jego powodów, ale na szczęście do opinii publicznej zaczęły się przedzierać treści owego wystąpienia. No i wszyscy krytycy powolutku zaczęli się wycofywać w cień, poza tymi, którym się nie chciało sięgnąć do tekstu. A szkoda, bo pan profesor w znakomity sposób postanowił przywrócić właściwe proporcje we wzajemnych stosunkach historycznych, które są przez Niemców notorycznie naruszane. 

Odsyłam was do pełnego tekstu wystąpienia, ale pozwolę sobie na zacytowanie choćby takiego fragmentu: „Polska należy do mniej zauważanych ofiar w niemieckiej pamięci realnej, w niemieckiej kulturze pamięci” - zauważył profesor i przytoczył badania opinii publicznej, przeprowadzane w 2019 r., w których spytano tamtejszych respondentów, kogo powinno uczcić się jako ofiary II wojny światowej. „Na pierwszym miejscu oczywiście wymienieni zostali – i słusznie – Żydzi: 82% respondentów upomniało się o upamiętnianie Żydów. Na drugim miejscu grupa Sinti i Roma – 44%. Następnie niepełnosprawni, zamordowani w czasie II wojny światowej. Dalej członkowie niemieckiego ruchu oporu, 5%. Dalej homoseksualiści i tak dalej, coraz mniej liczne kategorie już oscylujące wokół 1% lub poniżej 1% respondentów. Nie było w tej kategorii nie tylko Polaków, ale żadnych innych narodów wschodniej Europy poddanych niemieckiej okupacji w czasie II wojny światowej. I to jest wymierne świadectwo stanu niemieckiej pamięci. Czy milion czterysta tysięcy zabitych cywilów to jest dość, żeby upomnieć się o miejsce, specjalne miejsce w pamięci niemieckiej? Przypomnę, to jest cztery razy mniej niż Żydów zamordowanych przez Niemców, ale czy cztery razy mniej oznacza, że nie warto pamiętać? Takie pytanie trzeba sobie zadać”. Nie wiem, czy Niemcy się tym przejmą, myślę, że wątpię, ale to nie znaczy, że nie trzeba przypominać, że między Niemcami i Rosją leży też inne państwo. Bo jak nie my, to kto? 

Pleban ze wsi

Pleban ze wsi - nie jestem profesorem, ani dziekanem, ani nawet kanonikiem, nie mam konta na TikToku, nawet na Facebooku mnie nie ma. Jestem zwyczajnym plebanem ze wsi, gdzie kura zniesie jajko, zanim minister ogłosi program wsparcia dla rolników. Ale nawet mnie, kiedy słyszę i widzę pewne absurdy, ręka świerzbi... Więc żeby komuś nie przywalić, piszę.

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!