TELEFON DO REDAKCJI: 62 766 07 07
Augustyna, Ingi, Jaromira 20 Kwietnia 2024, 04:51
Dziś 19°C
Jutro 13°C
Szukaj w serwisie

Konklawe i Media

Konklawe i Media

fot. ks. Jacek Wilinski

W ciągu życia statystycznego Polaka powinno odbyć się sześć konklawe. Mniej niż olimpiad, mundiali, czy wyborów parlamentarnych. Te wydarzenia mają z reguły charakter cykliczny. Konklawe nadchodzi zawsze niespodziewanie. I niespodzianka właśnie jest jego najważniejszą regułą. Bo tu nie rządzą liczby i statystyki, ale Duch Święty.

Konklawe się jeszcze nie zaczęło (kiedy oddajemy numer do druku - przyp. red.), a już można powiedzieć, na ile ono będzie oryginalne w historii. Przede wszystkim, zwykle konklawe, jak i całe sede vacante, związane jest ze śmiercią papieża. Sama śmierć Biskupa Rzymu stała się pewnego rodzaju rytuałem, chętnie podejmowanym i opisywanym przez media. W pogrzeb i dziewięć dni żałoby wpisuje się kolejny etap wakansu, czyli konklawe. Smutek po odejściu poprzedniego papieża powoli zmienia się w ciekawość, kim będzie następca, oraz oczekiwanie na biały dym, na wynik konklawe, na Habemus papam i pierwsze pojawienie się w logii u św. Piotra.

Rytuał konklawe

Przeglądałem sobie wszystkie relacje „Habemus papam” zarejestrowane przez telewizję, począwszy od 1958 roku. Szczególną uwagę zwróciła relacja z 1963 roku, o przygotowaniach do konklawe, o kardynałach wchodzących do Kaplicy Sykstyńskiej, słynne Extra omnes, potem oczekiwanie na biały dym, w końcu dostojne Habemus papam i pierwsze błogosławieństwo nowo wybranego papieża, Jana XXIII. Obraz czarno-biały, inne twarze kardynałów, ale wszystko odbywa się w tej samej scenerii, niemal wszystko niezmienne. Komentarz trzyminutowej relacji spokojnie można by powtórzyć w 2013 roku – nie trzeba wymieniać żadnego słowa. To pokazuje, czym jest konklawe: pewnego rodzaju tajemnica i rytuał, niezmienność i powtarzalność, a mimo to wydarzenie, które zawsze skupia największą uwagę całego świata.

Tegoroczne konklawe od niepamiętnych lat pozbawione jest kontekstu żałoby. Pontyfikat zakończył się inaczej, niż przyzwyczaiła nas pamięć biologiczna, jak powiedział jeden z włoskich komentatorów. Zakończył się decyzją Benedykta XVI o rezygnacji. Oprócz oceny pontyfikatu oraz zamiast informacji o samej śmierci, umieraniu, ostatnich słowach, chorobach, mamy pytania „dlaczego”: spekulacje co do przyczyn decyzji papieża, jakby to, co sam powiedział, było niewystarczające.

To przekłada się na kolejny wzrost zainteresowania mediów tematem konklawe, które już w 2005 roku było rekordowe. Watykan stanie się scenografią wszystkich serwisów informacyjnych. Tu przyjedzie dziennikarska elita z całego świata, by poprowadzić główne serwisy informacyjne.

Nowe zjawisko – to konklawe jako atrakcja turystyczna. Wzrost cen biletów lotniczych oraz pokoi hotelowych, a także tendencje obserwowane w sieci pokazują, że konklawe budzi zainteresowanie turystów, nawet osób niewierzących, ale chcących na własne oczy zobaczyć Rzym podczas wyborów papieża. Na własnej skórze odczuć dreszczyk emocji podczas odgadywania koloru dymu wydobywającego się z kaplicy sykstyńskiej, czy też na własne oczy zobaczyć nowego papieża i współodczuwać emocje zgromadzonych na Placu św. Piotra wiernych.

Jednakże na największą uwagę zasługuje duchowa strona przeżywania konklawe. To prawda: nie my wybieramy papieża, nie ma demokracji, nie my jesteśmy elektorami, ta odpowiedzialność należy do kardynałów. A jednak akcja pod nazwą „Adoptuj kardynała” sprawiła, że konklawe stało się również naszym wydarzeniem, wydarzeniem dotyczącym wszystkich wierzących, za które wszyscy bierzemy odpowiedzialność modlitewną. Modląc się za wylosowanego wcześniej kardynała, modlimy się nie o to, by to on został papieżem, ale prosimy o światło Ducha Świętego dla niego. W momencie powstawania tego tekstu, w akcję włączyło się 260 tysięcy wiernych na całym świecie, a ilu jest tych, którzy modlą się „poza akcją” za kardynałów ze swojego kraju, którzy już się udali, bądź udadzą się na konklawe. Bo konklawe to nie sprawa kardynałów, ale całego Kościoła, nas wszystkich.

Polityka i sport

Pokusa zamknięcia konklawe w liczby, w strukturę, w przewidywalność jest tak duża, że poddajemy się jej wszyscy. Dziennikarze zaczęli słynne „toto-papa”, różnymi sposobami próbują przewidzieć, kto zostanie papieżem. Nie zniechęca ich wyliczenie, którego dokonał Amborggio Piazzoni, według którego tylko 4% wyborów papieskich w całej historii Kościoła zakończyło się zgodnie z wcześniejszymi przewidywaniami. Próbują. Jeszcze przed wojną zauważono, że listę kolejnych papieży cechuje ciekawa prawidłowość: nazwisko co drugiego papieża zawierało „r”. Był więc papież Ferretti, po nim Pecci, następnie Sarto, a potem della Chiesa. Później Ratti, potem Pacelli, w 1958 roku o dziwo został wybrany Roncali, a więc znów „r” w nazwisku, a pięć lat później Montini. Pewnie dlatego w 1978 roku tak mocno stawiano na kardynałów: Bertoli, Pironio i Siri. Niestety, był to rok, kiedy reguła „r”, wraz z wyborem patriarchy Wenecji Albino Lucianiego, przestała obowiązywać.

To najprostszy przykład próby rozwikłania zagadki konklawe. Są też inne: prawdę mówiąc, tylko dla żartu wspomina się tzw. Proroctwo Malachiasza, próbując dopasować do fraz tam podanych kogoś z kardynałów. Czy na pewno dla żartu? Wśród bukmacherów panuje przekonanie, że kolejny papież przybierze imię Piotr. A według proroctwa rzekomego Malachiasza, teraz ma być Piotr, a potem już koniec świata.

Próbuje się na różne sposoby: obliczając grupy narodowe, wnioskując, co wynika z podziału na kardynałów kurialnych i tych rezydencjalnych, będących biskupami w różnych miejscach świata. Próbuje się podzielić ich na frakcję liberałów i konserwatystów, a z powodu impasu, który w wyniku tak przygotowanego podziału wynika – spekulować, kto będzie kandydatem kompromisowym. Już teraz na giełdzie nazwisk jest ponad 30 nazwisk, jedna czwarta całego kolegium kardynalskiego.

Obserwując konklawe, świat mediów i my, ich odbiorcy, siłą rzeczy próbujemy znaleźć porównanie i często odnajdujemy je w wyborach demokratycznych, gdzie królują sojusze, zdobywanie poparcia i głosów - kampania wyborcza. To tu chyba jest początek „problemu 4 procent”, tu chyba tkwi przyczyna tego, że wszelkie prognozy, odgadywania, strategie – nigdy się nie sprawdzą.

Włosi kochają sport. Pasjonujące jest oglądanie we włoskiej telewizji formuły 1, kiedy jeden z dziennikarzy zajmuje się tylko odczytaniem strategii przygotowanej przez każdy zespół, potem ocenia jej celność, a następnie wnioskuje na tej podstawie, kto wygra wyścig. Skoro w formule 1 jest to możliwe, czemu takiej zabawy nie robić w przypadku konklawe? To nic, że prawie nigdy się nie udaje, nic nie znaczy, że mylą się chyba wszyscy, a jeśli się nie mylą (Paweł VI) to dlatego, że faworyt był silny bez rozrysowywania strategii i bez stosowania porównań ze świata polityki.

Duch Święty

Lepiej nie uciekać się do porównań. Lepiej pamiętać, że klauzura konklawe to miejsce przede wszystkim modlitwy i dojrzewania decyzji, decyzji każdego z niemal 120 kardynałów, która musi stać się decyzją całego kolegium. Do tego ludzkiego dialogu, wymiany zdań, wyłaniania się preferencji, zostaje zaproszony Duch Święty. To dlatego nie sprawdziły się przewidywania z 1958, z 1978 – w obu konklawe, a nawet w 2005, bo choć kardynał Ratzinger był uznawany za pewnego kandydata, stwierdzono – na podstawie historii – że jako pewniak nie ma właśnie szans. Bo przecież, kto wchodzi na konklawe jako papież, wychodzi z niego jako kardynał.

Konklawe kieruje się regułą niespodzianki. Jakakolwiek reguła odnośnie konklawe zostanie odczytana, w następnym konklawe na pewno będzie obalona.

Słyszałem rozmowę jednego z dziennikarzy z księdzem, prałatem Kurii rzymskiej.

- Domyśla się już ksiądz może, kto zostanie papieżem?

- Tak, domyślam się.

- Naprawdę? Wie ksiądz?

- Oczywiście – odpowiada z uśmiechem.

- Kto?

- Kto dokładnie, nie wiem. Ale wiem, że będzie nim ten, kogo wskaże Duch Święty. 

ks. Przemysław Śliwiński

Galeria zdjęć

Dodaj komentarz

Pozostało znaków: 1000

Komentarze

Nikt nie dodał jeszcze komentarza.
Bądź pierwszy!